Rozdział 13

3 0 0
                                    

Lipiec 2018

Sophie i Ania w ostatnim czasie zajmowały się sprawą przestępcy oskarżonego o wielokrotne zabójstwo.
Niebawem miała się odbyć pierwsza rozprawa w jego procesie. Ania została przez szefową oddelegowana na miejsce, żeby napisać później na ten temat artykuł.

Donaldson, bo tak miał na nazwisko zabójca, zamordował dwie osoby w Los Angeles i wcześniej dwie na Florydzie.

Przestępca ten, długi czas nieuchwytny, siał coraz większą grozę wśród mieszkańców West Hollywood, dlatego rodzina jednej z zamordowanych dziewczyn z Los Angeles, zamożne małżeństwo lekarzy, poprosiła Alexa o pomoc w jego ujęciu.
Trochę mu zajęło to, żeby trafić na jego trop, ale Alex miał to do siebie, że jak już zajmował się jakąś sprawą, to poświęcał się temu bez reszty. Dlatego ostatecznie to dzięki niemu seryjny morderca został przekazany w ręce wymiaru sprawiedliwości.
Miał z czego być dumny.
To było już jakiś czas temu, było wtedy o tym głośno, toteż Anna znała pobieżnie sprawę, jeszcze zanim Sophie kazała jej iść na pierwszą rozprawę mordercy.
Zapowiadał się głośny proces i wielu dziennikarzy już ostrzyło sobie zęby na krwawe artykuły na pierwsze strony swoich gazet.
A mimo to, dziewczyna trochę się tym stresowała. To miał być pierwszy raz, kiedy będzie obecna przy tak głośnym procesie. Kiedy jakiś morderca będzie tak blisko niej.
Nie licząc swojego uwięzienia w rękach mafii i tego jak na jej oczach z rąk takich samych morderców zginęło kilka osób.
Nie powiedziała o tym Sophie, bo wtedy tamta na pewno powierzyłaby to zadanie komuś innemu. A Ania nie chciała specjalnych względów.
Chciała tam być, chciała napisać jak najlepszy artykuł. Do swojej dyspozycji miała też najlepszą fotograf z którą współpracowała ich gazeta.

Żeby nie myśleć zanadto o tym co ją czeka, Anna zajęła się w tym czasie szukaniem sobie mieszkania na wynajem. Postanowiła jednak nie odkładać tego do czasu ślubu swoich przyjaciół.
Julka początkowo protestowała, zapewniając, że przecież doskonale się pomieszczą razem, tak jak do tej pory, jednak dziewczyna była nieugięta. Wiedziała, że dobrze robi. To była już najwyższa pora.
Ostatecznie z błogosławieństwem przyjaciółki, Anna wyprowadziła się na swoje w połowie lipca.

Właśnie świętowała drugi dzień swojej niezależności, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi w swoim nowym mieszkaniu przy 7th Street.
Nikomu nie podawałam jeszcze tego adresu, poza najbliższymi osobami... Kto to może być? - zastanawiała się idąc do drzwi, z lekką dozą obaw. Nadal pojawiały się u niej te nieduże stany lękowe w nieoczekiwanych sytuacjach.
Drugi dzień na swoim a już miałaby pokazać, że jednak się boi i sobie nie radzi?
Mowy nie ma.
Jakie było jej zdziwienie, kiedy ujrzała na progu swoją dawną przyjaciółkę ze studiów dziennikarskich jeszcze z Warszawy.

- Magda? – zapytała zdumiona, bo prędzej spodziewałaby się diabła, niż jej w Los Angeles. -  Eee... Co Ty tutaj robisz? To znaczy... Jak mnie tu znalazłaś?
Dziewczyna była kompletnie zbita z tropu.

Z zaskoczenia początkowo zapomniała o dobrych manierach i trzymała koleżankę za drzwiami, zastawiając jej wejście własnym ciałem.
Szybko się jednak zreflektowała i zaprosiła Magdę do środka.

- Przepraszam, że tak cię zaskoczyłam. Jestem pewnie ostatnią osobą, której byś się tu spodziewała co? Mam twój adres od twojej mamy, wiedziałam, że mieszkasz w LA, ale nie mam żadnego kontaktu do ciebie, więc kiedy musiałam tu nagle przyjechać, zadzwoniłam do niej zapytać, gdzie cię szukać...

Ania cały czas była w szoku.
Wpatrywała się w Magdę oczyma pełnymi zdumienia.
- Co? Jak to?
Magdalena zaś patrzyła na nią z obawą, nie wiedząc czy dobrze zrobiła przyjeżdżając tak bez zapowiedzi.
- Nie no, jasne, dobrze zrobiłaś. – zreflektowała się w końcu Wierzbicka i zaprosiła koleżankę do salonu - Chodź, usiądź, zrobić ci może herbaty? Kawy? Cokolwiek?
- Nie, na razie wystarczy woda. Strasznie gorąco... Chwilę odpocznę i zaraz ci wszystko opowiem po kolei.

Magdalena Bródka, młoda wysoka szatynka o krótkich kręconych włosach i okularach w cienkich metalowych oprawach, była przyjaciółką Ani jeszcze z Warszawy. Dokładnie z czasów tych dwóch lat studiów dziennikarskich. Podobnie jak Ania, ona też była dziennikarką i ponadto miała mało chwalebny talent do ładowania się w kłopoty.
Po studiach ich drogi się rozeszły. Najpierw dzwoniły do siebie jeszcze sporadycznie, a w końcu tak wyszło, że od ponad roku praktycznie nie miały kontaktu. Anna nigdy by się nie spodziewała, że spotka Magdę właśnie na progu swojego nowo wynajętego mieszkania w Los Angeles. Od kiedy Magda w ogóle jest w Stanach??

Zadawała sobie te wszystkie pytania krzątając się po kuchni i szukając jakichś ciastek na przekąskę. Pół dnia jeszcze się rozpakowywała i nie miała czasu nic ugotować a była strasznie głodna. Większość jej rzeczy walała się jeszcze w kartonach. No nic, może później zaprosi Magdę na obiad, jak ta ochłonie i na spokojnie jej wyjaśni co spowodowało tak nagły przyjazd. – pomyślała.

Magda w tym czasie skorzystała z łazienki, opłukała twarz, która paliła ją od upału i padła na kanapę, odpoczywając po podróży.
Ania zajęła miejsce po drugiej stronie stolika kawowego.
Niby nie rozstały się w gniewie, jednak ponad rok nie miały ze sobą żadnego kontaktu. Początkowo Ania do niej dzwoniła, ale Magda przeważnie nie miała dla niej czasu aż w końcu przestała dzwonić i kontakt się urwał. Dziewczyna zauważyła, że jeśli sama nie zadzwoni, to nie ma co liczyć na zainteresowanie ze strony Magdy, więc dała sobie spokój.
A teraz ta siedziała zziajana u niej na kanapie, w jej dopiero co wynajętym mieszkaniu i wyglądało na to, że zadała sobie sporo trudu, żeby ją odszukać.

- No dobrze. - zaczęła Wierzbicka stawiając ciastka i wodę na stoliku. - to mów, co się stało.
Zmęczenie dało o sobie znać i początkowo lekko ją otępiło, tak, że Magda miała nieco rozproszoną uwagę i każdy szczegół docierał do niej z małym opóźnieniem.
Młoda kobieta głęboko westchnęła, z miną człowieka, który ma wszystkiego dość i dopiero po chwili zastanowienia zaczęła mówić.
- Pojutrze ma się zacząć proces Donaldsona, prawda? Wiem, że będziesz tam obecna.
- Tak, ale... Skąd ty akurat to wiesz? Interesujesz się tą sprawą?
- Ja go znałam jeszcze z Florydy – przerwała jej bez ogródek Magda. -  Bo nie mówiłam ci, ale mieszkałam chwilę na Florydzie. Długa historia, ale mało brakowało a mogłam być jedną z jego ofiar...
W jej głosie wybrzmiewała jakby nuta strachu.
Ania zrobiła duże oczy, a przez jej policzek przebiegł nerwowy tik.
- Co?? Boże... Jak to?
- Po tych dwóch zabójstwach na Florydzie, zaczęłam pisać na ten temat i prowadzić dziennikarskie śledztwo. No i nadepnęłam mu na odcisk. Wiem, że polował na mnie, bo zaczęłam dostawać pogróżki, głuche telefony... Ale później policja się w to zaangażowała, zaczęła deptać mu po piętach i zmył się do Los Angeles. Wtedy dałam sobie spokój ze śledzeniem go. A niedawno usłyszałam, że popełnił tutaj dwie kolejne zbrodnie i został złapany przez prywatnego detektywa. Przeczytałam w Internecie twoje nazwisko, stąd wiem, że będziesz obecna na procesie. Przyjechałam, bo też chcę przy tym być.
W oczach Ani pojawił się cień strachu. To takie informacje wyciekły już do Internetu? – zdumiała się i bezwiednie otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć.
Magda jednak kontynuowała.
- Mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Zaczęłam się bać. Moje zeznania przeciwko Donaldsonowi są w aktach, moje nazwisko w gazetach pod artykułami na temat jego morderstw na Florydzie. Boję się, że jakiś jego „fan" albo co gorsza ktoś kto chciałby go naśladować, chce mi zrobić krzywdę...

Ania otworzyła jeszcze szerzej oczy ze zdumienia. Nie wiedziała co powiedzieć.
Żeby ją uspokoić, zaczęła żartować.
- Magda... Ty to masz talent, widzę, że nic się nie zmieniłaś...
- Daj spokój, nie musisz... Wiem, że kłopoty to moje drugie imię, ale naprawdę zaczęłam się obawiać o swoje bezpieczeństwo. Pomyślałam, że ktoś komu zależy na pomszczeniu Donaldsona, będzie się kręcił gdzieś w pobliżu, w czasie jego procesu.
Trzeba by uważnie przyjrzeć się gapiom, którzy przyjdą popatrzeć, proces będzie w końcu otwarty.
- Znam kogoś, kto mógłby ci pomóc i schwytać tego żartownisia. Ten detektyw, który zatrzymał Donaldsona. To mój dobry znajomy.
Magda wyglądała przez moment na zaskoczoną.
- W takim razie, niech też na siebie uważa. – powiedziała.
- Spokojnie, on zawsze wie co robi a ty nie panikuj. Chcesz się u mnie zatrzymać? Jutro możemy się z nim umówić i wszystko mu opowiesz.
- Jeślibym mogła, na te parę dni...
- Pewnie. Ze względu na dawną znajomość nie mam nic przeciwko.
- Przepraszam cię... wiem, że się nie odzywałam, że nie miałam czasu...
- Daj spokój. Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć, to twoja sprawa. – ucięła temat Ania - To mówisz, że mieszkasz na Florydzie? Od kiedy?
Anna nie miała chwilowo ochoty na roztrząsanie dawnych spraw.
- Tylko czasowo. Postawiłam sobie za cel zwiedzenie całych Stanów, chciałabym pomieszkać w różnych miastach i zakątkach. Mam wolny zawód, więc mogę sobie na to pozwolić. Tylko mojemu chłopakowi nie za bardzo podoba się ten pomysł. Został w Warszawie.
- To słabo. – podsumowała beznamiętnie koleżanka.
- Cóż, nie mówmy teraz o nim. Skupmy się na sprawach zawodowych.
- Ok, Magda, co powiesz na to, żeby zacząć od wyjścia gdzieś na obiad? Jak widzisz, jestem jeszcze częściowo na walizkach, - to mówiąc Anna potoczyła ręką wokół siebie - pół dnia się dziś rozpakowywałam i nie miałam czasu nic ugotować. A padam z głodu.
- Jasne! Boże, przepraszam, ty jesteś w trakcie przeprowadzki a tu jeszcze ja zwalam ci się na głowę... Bez zapowiedzi i bez pytania. Pewnie, że chodźmy coś zjeść, ja stawiam, chociaż tak ci się odwdzięczę za zmarnowany dzień.
- Nie musisz...
- Ale chcę! Daj się zaprosić na obiad. Opowiem ci o moim dziennikarskim śledztwie.
Magda już zapaliła się do tego pomysłu a twarz rozjaśniła jej się w serdecznym uśmiechu.
Ania nie miała siły się z nią kłócić.
- W porządku, daj mi pięć minut i wychodzimy.

Tylko mi zaufajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz