Rozdział 6

10 2 0
                                    


- Ale niesamowity klimat! – krzyknęła Ania od samego wejścia, kiedy po drugiej w nocy pierwszego stycznia przekroczyli próg mieszkania.
Z Times Square, do mieszkania Grzegorza przy Lexington Avenue na Manhattanie, było niecałe czterdzieści minut spacerem. Postanowili nie brać taksówki tylko przejść się pieszo i nacieszyć jeszcze tą barwną scenerią sylwestrowej nocy.
- Jak co roku.... To jest niesamowite! Uwielbiam spędzać Sylwestra na Time Square...
Grzesiek objął Anię w pasie, zanim ta zdążyła zdjąć płaszcz i buty.
- Wariacie! Daj mi się chociaż rozebrać!
- O nic innego mi nie chodzi. – uśmiechnął się, całując ją po szyi.
- Kochanie...
- Tak?
- Kocham cię bardzo, wiesz?
- Wiem. – Grzegorz popatrzył jej z czułością w oczy. – Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Ania zaplotła mu ręce na szyi.
- Jest dokładnie tak jak siedem lat temu. Wtedy też przywiozłeś mnie tutaj na sylwestra, pamiętasz? Pierwszy raz. Chciałeś spełnić moje marzenie, o którym ci wcześniej przez przypadek wspomniałam.
- Chciałem żebyś była szczęśliwa. I chciałem cię mieć przy sobie. Tak naprawdę nie wiedziałem nawet czy będziesz chciała tu ze mną przyjechać. Myślałem, że jesteś na mnie zła po tamtej naszej pierwszej nocy. Ale zaryzykowałem, tęsknota za tobą była silniejsza.
- Byłam zła na siebie, kochanie, nie na ciebie. Miałam ogromne poczucie winy wobec Julki. Poza tym byłam młoda i nie umiałam radzić sobie z emocjami. Ale jak zobaczyłam cię na progu mojego domu... Nic już się nie liczyło, zrozumiałam, że cię kocham, że to jest silniejsze, że to jest najważniejsze.
Przytuliła się mocno do niego, wdychając jego zapach, jakby za chwilę miał rozpłynąć się w powietrzu, niczym ulotne marzenie, zniknąć na kolejne długie lata.
- Zobacz, - powiedział odrywając ją na chwilę od siebie - minęło siedem lat, my się zmieniliśmy, świat się zmienił, jesteśmy zupełnie innymi ludźmi niż wtedy, starszymi, każde z bagażem nowych doświadczeń, o twoich nie chcę nawet myśleć... - ujął w dłonie jej twarz - I znów tu jesteśmy, znów witamy tutaj razem Nowy Rok, jesteśmy ze sobą, budujemy od nowa to czego wtedy nie udało się zbudować. Zaczynam wierzyć, że wszystko jest możliwe.
- Znajdujemy się nawet w tym samym mieszkaniu. Wtedy się nim opiekowałeś, jak Max wyjeżdżał. Nie mogłam uwierzyć, gdy przyjechaliśmy tutaj pół roku temu, że je kupiłeś! Tutaj wszystko kojarzy mi się z tobą...
- Miałem do niego ogromny sentyment... Więc kiedy szukałem tu mieszkania dla siebie, a Max zaproponował mi kupno, nawet się nie wahałem. Wiedziałem, że chcę tu zostać. Jeśli mieszkać w Nowym Jorku, to tylko tutaj. Nie byliśmy już razem, ale zostały mi chociaż te wspomnienia - pocałował Anię czule w usta, przyciągając ją mocniej do siebie.
- Ty naprawdę mnie przez te wszystkie lata kochałeś...
- Tak, kochałem. Próbowałem związków z innymi kobietami, ale żadna nie była tobą. W końcu postanowiłem zostać sam.
- Ja nawet nie próbowałam, nie było sensu. Pierwsze cztery lata od porwania miałam wyjęte z życia, a przez kolejne dwa zajęłam się pracą. Ona mnie uratowała.
- Wiem jak wiele zawdzięczasz Pawłowi i pracy u niego w Cantado. Pomógł ci się pozbierać, taniec postawił cię na nogi.
- A on mnie cały czas wspierał, jak taki mój drugi ojciec. Był wyrozumiały dla moich niedyspozycji, bez problemu dawał mi wolne jak czasami budziłam się rano i nie byłam w stanie zebrać się i wyjść do ludzi. A miewałam często takie momenty. Nawet mimo terapii. Chodziłam na nią w Warszawie, chodziłam przez dwa lata w Nowym Jorku, a i tak bywały dni, kiedy zwyczajnie bałam się wyjść z domu. Bałam się ludzi, miałam takie stany lękowe, irracjonalne obawy, że wyjdę i coś mi się stanie, że ktoś mnie skrzywdzi.
Grzegorz przytulił dziewczynę mocno do siebie.
- Teraz też tak miewasz? – zapytał.
- Nie, od blisko roku już nie. Pozbierałam się. A odkąd jestem z tobą, w ogóle przestałam miewać nawet koszmarne sny. Jestem szczęśliwa.
Grzesiek odwiesił jej płaszcz na wieszak i poprowadził ją do salonu. Usiadł na kanapie, sadzając sobie Anię na kolanach. Gładził ją długo po włosach, całując jej czoło, skroń, a nawet czubek nosa. Uwielbiał ją tak pieścić i uwielbiał, kiedy mruczała przy tym z zadowoleniem. Lubił ich wspólne masaże i seanse filmowe, kiedy leżeli nago w łóżku, pijąc wino i oglądając głupie komedie, albo horrory. Ania zdecydowanie wolała horrory, on chyba też, bo zawsze wtedy mocno się do niego przytulała, a ostatecznie kończyło się to w ten sposób, że żadnego filmu nie obejrzeli do końca, gdyż mieli ciekawsze rzeczy do zrobienia. Tak mało mieli tych chwil dla siebie, tak rzadko była okazja do przeżywania takich momentów, jak ten dzisiejszy. To się musiało zmienić.
- Zawsze będę się tobą opiekował. – Oświadczył mężczyzna stanowczo.
- Zawsze?
- Zawsze. Jeśli tylko mi na to pozwolisz. Na odległość jest to wprawdzie trochę trudne, ale myślałem już nad tym, przeniosę się z powrotem do Warszawy.
Ania uśmiechnęła się i zaplotła mu ręce na szyi, gładząc go po włosach.
- Nie. – powiedziała. – Nie, kochanie, nie musisz. Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać. Przeprowadzam się do ciebie. Postanowiłam, ja mam mniej do stracenia, ty tutaj już zbudowałeś swoje życie, rozkręciłeś firmę. Nie pozwolę ci niczego rzucić. A ja zawsze chciałam mieszkać na Manhattanie. Zawsze, odkąd cię poznałam i zaraziłeś mnie tym klimatem. Poza tym, to miasto nas kiedyś połączyło, jeśli myślę o naszym wspólnym domu to właśnie tutaj. Chcę właśnie tutaj być z tobą, Grzegorz.
Mężczyzna objął ją w pasie i podniósł do góry, całując przy tym namiętnie w usta.
- Nie mówisz tego serio...
- Mówię! – śmiała się dziewczyna. – Jestem w stu procentach poważna, nigdy nie byłam bardziej! Wrócę teraz do Polski, zgodnie z planem, ale tylko po to, żeby pozamykać tam swoje sprawy i oczywiście spakować się. A potem wracam do ciebie i możemy już na poważnie zaczynać budować nasze wspólne szczęście...
- Dziś jest chyba najpiękniejszy dzień mojego życia. – powiedział Grzesiek, niosąc dziewczynę do sypialni.
- A co ty robisz, nie mieliśmy przypadkiem napić się wina na tarasie? – szeptała mu figlarnie do ucha, kiedy rozbierał ją i całował.
- Wino się chłodzi. Nie ucieknie nam... Pamiętasz co zrobiliśmy siedem lat temu, wracając tutaj po sylwestrowej nocy?
- Nieee – kokietowała dziewczyna.
- Nie? To chyba muszę ci przypomnieć...
Za oknami słychać było jeszcze gwar sylwestrowej nocy. Huczne wystrzały, głośny śmiech oraz kolorowe fajerwerki które przecinały niebo. Gdzieś tam wokół cieszyli się i bawili ludzie, świętując nadejście nowego roku, zwiastującego zawsze nadzieję zmian na lepsze. Ludzie w różnych zakątkach świata robili właśnie noworoczne postanowienia, jedni kładli się już spać po upojnej nocy, inni czekali nadal na to końcowe odliczanie by móc z rodziną i przyjaciółmi napić się szampana i odtańczyć taniec radości.
Ania oplotła Grzegorza nogami i pociągnęła za sobą na łóżko. Oczywiście, że wino może poczekać. Świętowanie czasami najlepiej zacząć od deseru, wtedy wszystko inne smakuje bardziej.

Tylko mi zaufajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz