Rozdział 32

4 0 0
                                    

Sobota, 8 września 2018 r.


Niewielki księżyc w nowiu błyszczał na ciemnym atłasowym niebie, kiedy mężczyzna w czarnym płaszczu przechadzał się ulicami Los Angeles późnym wrześniowym wieczorem.

Wdychał spokojnie ciepłe, parne powietrze, przesycone jeszcze skwarem upalnego dnia. Uwielbiał takie spacery, uwielbiał noc, a ponieważ upały zaczynały go już męczyć, dlatego na takie samotne przechadzki wybierał porę wieczorną lub nocną. Miał mało takich chwil, kiedy mógł w spokoju pomyśleć.

Ok, udało mu się wiele osiągnąć przez te wszystkie lata w wiadomym dla niego temacie. Ukrył swoją prawdziwą tożsamość, trzymał się blisko Ani, a jednocześnie na tyle daleko, by nie mogła go dostrzec, czającego się w mroku, zawsze tuż obok. Oczywiście w przenośni - roześmiał się sam do siebie. Ostatnimi czasy udało mu się podejść ją jeszcze bardziej. Zawsze był gdzieś obok, ale zawsze tylko w tle, miał już powoli dosyć tego całego udawania. Udawania w pracy, udawania w domu. Kiedyś to była dla niego dobra zabawa, taka gra w kotka i myszkę, podniecało go to, że nie może jej mieć i że może tylko z daleka patrzeć. To się jednak zmieniło, odkąd przeprowadziła się do tego miasta. Sądził, że to go uszczęśliwi, że tutaj będzie ją częściej widywał i jego gra nabierze tylko rozpędu.

Im częściej ją jednak widywał, tym bardziej jej pożądał, nie mógł znieść myśli, że ona ciągle jeszcze nie należy do niego, nie zasypia obok niego i nie oddaje mu się cała. Chciał ją zamknąć w bezpiecznej kryjówce i nie wypuścić jej stamtąd już nigdy.

Przecież w istocie należała do niego już od siedmiu lat.

Mężczyzna wszedł na klatkę schodową, zwinnym susem wskoczył schodami na pierwsze piętro i cicho podszedł do mieszkania numer 15. Zbliżył policzek do drzwi i nasłuchiwał, czy ktoś jest w środku. Ktoś poza Anią. Miał wrażenie, że nawet przez drzwi czuje jej zapach, przez co czuł, jak rośnie w nim ekscytacja. Najchętniej wyważyłby te drzwi, wdarł się do środka i zabrał ją stąd jeszcze dzisiaj.

Spokojnie – powiedział jednak w myślach do siebie – gra musi toczyć się swoim torem. To myśląc, wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza białą, pustą kopertę. Taką samą jaką dał jej przed miesiącem. Biały jako kolor niewinności, kolor jego uczucia do niej. Albowiem ono jeszcze było niewinne.

Tak jak wtedy dotykając pierwszej koperty, tak i teraz użył skórzanych rękawiczek, nie pozostawiając żadnego śladu. Po cichu wsunął jeden róg pod drzwi, resztę zostawiając z drugiej strony i nacisnął dzwonek. Zaraz potem bezszelestnie się oddalił zanim dziewczyna zdążyła otworzyć drzwi.

Tylko mi zaufajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz