Uwaga! Opowiadanie jest z 2015 roku, dlatego uprzedzam, że może przewijać się w nim trochę błędów (głównie interpunkcyjnych, moja dawna zmora). Jak znajdę chwilę, postaram się je popoprawiać, a tymczasem tylko informuję wrażliwszych czytelników :)
Słońce powoli zaczęło wschodzić nad horyzontem, aby przywitać kolejny, ciepły dzień. Niebo namalowane były przeróżnymi kolorami, a przepasane delikatnymi smugami chmur, tworzyło niesamowity efekt. Spoglądałam na nie z okna mojego samochodu, zdążyłam już przejrzeć chyba każdy jego skrawek, a mój brat nadal się nie pojawiał. Stałam na podjeździe okazałej posiadłości w której odbywała (bądź nadal odbywa) się impreza na którą wybrał się Leo. Kiedy poprosił mnie, abym zgarnęła go o czwartej nad ranem, nie opierałam się zbyt długo, bo ja też często potrzebowałam jego pomocy. Problem tkwił jednak w tym, że czekałam już jakieś pół godziny, a on nadal nie wychodził ani nie odbierał swojego telefonu. Z minuty na minutę coraz bardziej niecierpliwie stukałam paznokciami o kierownicę, kiedy w końcu nie wytrzymałam i wyszłam z pojazdu. Kamienistą dróżką skierowałam się do drzwi wejściowych, zastanawiając się co tam zastanę. Imprezy drużyn futbolowych zawsze kończyły się ciekawie, a tak się składało, że mój brat był członkiem jednej z nich.
Nieczęsto się z nimi widywałam. Starałam się pozostać na uboczu, gdyż mój brat potrafił być bardzo nieznośny i zazdrosny, kiedykolwiek tylko ktoś o płci przeciwnej pojawiał się w zasięgu mojej osobistej przestrzeni, której on tak usilnie starał się pilnować. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że osiem lat temu straciliśmy ojca i to on stał się jedynym mężczyzną w rodzinie. Miałam wtedy trzynaście lat, a on kończył dziewiętnaście. Poczuł się za nas odpowiedzialny, za mnie i za mamę. Nie chciał żebyśmy znowu musiały cierpieć tak mocno, jak wtedy, kiedy odszedł tata. Mimo to wierzymy, że jest teraz w lepszym miejscu, skąd spogląda na nas i nad nami czuwa.
Wyciągnęłam rękę w kierunku dzwonka, ale to i tak na nic by się zdało. Muzyka wydobywająca się ze środka zagłuszała wszystko. Nacisnęłam więc na klamkę i weszłam wewnątrz pięknego domu, który...
... z pewnością był równie piękny tuż przed rozpoczęciem imprezy, ale na pewno nie teraz. Kopnęłam nogą butelki po piwie, które stanęły mi na drodze. Wszędzie byli ludzie - albo trzeźwi i nadal twardo się bawiący, albo przymulający, lub też i tacy, którzy całkowicie już odpadli. Weszłam do salonu, skąd wydobywały się znane mi śmiechy chłopców z drużyny. Nie myliłam się, wszyscy siedzieli wokół stołu i najwyraźniej w coś grali.
- Livia! - usłyszałam swoje imię i odwróciłam się, szukając jego źródła. To Luis Suarez, starszy brat mojej najlepszej przyjaciółki, pomachał w moim kierunku. Przez chwilę myślałam, że może chociaż on będzie trzeźwy, ale kiedy podeszłam bliżej, okazało się, że chyba jednak nie mam na co liczyć
- Lu, gdzie jest Leo? - zapytałam, a on i reszta drużyny głupkowato zachichotali.
- Chyba niezbyt dobrze się czuł. Poszukaj go w łazience. - puścił mi oczko, a ja kiwnęłam głową i wróciłam na korytarz. Przeciskałam się między ludźmi w poszukiwaniu toalety, kiedy wreszcie ją dostrzegłam. Zanim tam dotarłam, czyjaś ręka spoczęła na moim pośladku, a potem zaczęła wędrować wyżej. Nie byłam jedyną osobą, która to zauważyła, bo zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, ktoś obok mnie powalił tego drugiego na ziemię zaledwie jednym, zręcznym uderzeniem. Cichy jęk wydobył się z moich ust, kiedy mój obrońca zdzielił go w twarz jeszcze raz.
- Widziałem jak za tobą szedł! - zawołał, starając się przekrzyczeć muzykę, a gdy odwrócił się w moim kierunku, momentalnie go rozpoznałam. Neymar da Silva Santos Junior, napastnik Barcelony, a zarazem przyjaciel mojego brata. I do tego niezłe ziółko, tak przynajmniej słyszałam. Założyłam moje ciemne, długie włosy za ucho i uśmiechnęłam się delikatnie w ramach podziękowania. Miałam już odejść, kiedy chłopak zatrzymał mnie. Zdaje się, że próbował mi coś powiedzieć, ale nagle, nie wiedzieć czemu, pognał przed siebie, nie zważając na ludzi. Rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu źródła jego nagłego zniknięcia, ale niczego nie dostrzegłam. Zaciekawiona tą nagłą reakcją, pobiegłam więc za nim i weszłam do pomieszczenia, w którym zniknął.
Jak się okazało, była to kolejna toaleta, a Neymar właśnie pochylał się nad ubikacją i na moich oczach... wymiotował. Przyglądałam się przez moment obrazkowi przede mną, ale szybko uświadomiłam sobie, że brunet się męczy. Podeszłam do umywalki i zwilżyłam ręcznik leżący na pralce, a następnie ukucnęłam przy nim i podałam mu go. Drugą ręką spuściłam wodę i przełożyłam do tyłu krzyżyk, który wisiał na jego szyi. Chłopak wytarł całą twarz i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym zmęczenia i senności.
- Dzięki. - wychrypiał z trudem, a ja jedynie kiwnęłam głową.
Tak właśnie wyglądało nasze pierwsze spotkanie. Nigdy nie pomyślałabym, że tak bardzo zmieni moje życie. Zjawił się w nim jak huragan i porwał mnie niczym suchy liść...
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...