Cinquenta

5.3K 283 91
                                    

Neymar już zaczął się wycofywać, ale Alves szybko zagrodził mu przejście.

- Przesuń się, Dani, bo nie ręczę za siebie... - jego głos drżał z wściekłości. Widziałam jak złość wprost rozsadza go od środka. Historia zatoczyła koła, Neymar jak zwykle działał pochopnie, wyrobił sobie w głowie swój własny scenariusz i nie miał zamiaru czekać na żadne wyjaśnienia.
- Nie, stary. Nie wyjdziecie stąd, dopóki nie porozmawiacie. Przypomnij sobie to, co mówiła Ci wczoraj Rafaella.
- Ty widziałeś to, co ja, czy może jestem kompletnie ślepy?! - zawołał Neymar głośno, a ja złapałam się za głowę. Czułam jak wszystko mi w niej wirowało i lada chwila znowu zwymiotuję.
- Co się tutaj dzieje? - Rafinha podniósł się powoli, wyraźnie niezadowolony z tego, że przeszkodzono mu w spaniu.
- Na prawdę sądzisz, że twoja dziewczyna i twój najlepszy przyjaciel mogliby zrobić Ci takie świństwo? - Dani położył dłonie na ramionach Neymara. Starał się go uspokoić, ale i tak wątpiłam w to, że cokolwiek osiągnie. Trudno jest dotrzeć do kogoś, kto nie chce Cię nawet wysłuchać. Chciałam coś powiedzieć, na prawdę, ale czułam, że jak tylko otworzę usta, to puszczę pawia.
- Och, o to chodzi. - Brazylijczyk leżący obok mnie najwyraźniej się rozbudził i skumał co się wokół niego dzieje. - Mmm co to była za noc, kochaliśmy się z Livią bezustanku i... - nie dokończył, bo Neymar wyrwał się Alvesowi i wściekły szedł w naszym kierunku. Zaślepiony swoją agresją, nie wyczuł, że Alcantara tylko z nim pogrywa. Przerażona wstałam, chciałam go powstrzymać, jednak sytuacja dramatycznie się zmieniła, gdy pochyliłam się i zwymiotowałam prosto pod jego nogi.
- Przepraszam... - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć. Nie patrząc na żadnego z nich wstałam i pognałam do łazienki.

Gdy się umyłam i przebrałam w czyste ubrania, które podrzuciła mi Anna, spojrzałam w lustro na swoją zmarnowaną twarz. Czułam się fatalnie i tak też wyglądałam. Skorzystałam z kosmetyków znalezionych w szufladzie, aby zakryć okropne sińce pod oczami i poszarzałą cerę. Gdy skończyłam tuszować rzęsy, odłożyłam wszystko na swoje miejsce i westchnęłam. W końcu muszę stąd wyjść, mimo że jakoś mi się to nie uśmiechało. Zastanawiałam się przez cały czas, czy Neymar już sobie poszedł. Tak chyba byłoby dużo prościej, muszę jechać do pracy, i nie chcę się teraz denerwować. Zabrałam swoje brudne ubrania i wyszłam na korytarz, zaglądając do sypialni, ale nikogo tam nie zastałam. Zeszłam więc na dół po schodach, gdzie w przedpokoju minęłam Javiera zawiązującego sznurówki. 
- Powiedziałabym dzień dobry, ale sądząc po twojej minie, czujesz się tak znakomicie jak ja. - przywitałam się z chłopakiem, a on uniósł swoją głowę i kiwnął nią na potwierdzenie. 
- Nie pamiętam w ogóle skąd ja się tu wziąłem. Myślałem, że obudzę się u siebie w domu. - zachichotał. 
- Fernanda straciła wczoraj cierpliwość i Cię porzuciła. - wyszczerzyłam zęby. - Gdzie jest reszta towarzystwa? 
- Chyba jedzą śniadanie w kuchni, ale Dani przed chwilą pojechał. Kazał przeprosić, że się z tobą nie pożegnał, ale musiał już wracać. Do zobaczenia, Liv. - obrońca wstał i uściskał mnie na pożegnanie. Gdy pomachałam mu z progu drzwi, wróciłam do środka i skierowałam się do kuchni. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Pique i Sergi wyglądający jak siedem nieszczęść i pochylający się nad talerzami, oraz Anna i Andres krzątający się przy kuchence. 
- Rafa, uciekaj już stąd. - odwróciłam głowę i ujrzałam jak Iniesta podchodzi do lodówki. Dopiero wtedy zauważyłam, że Alcantara wciska do niej głowę. 
- Ale tu jest tak fajnie chłodno... - jęknął Brazylijczyk, a ja wywróciłam oczami, uśmiechając się. Usiadłam przy stole obok Gerarda, a po chwili przysiadła się do mnie również Carol. Ona wyglądała chyba najlepiej z nas wszystkich, a nawet nie miała na sobie makijażu. Anna podeszła, podając nam talerze i zabrałyśmy się za śniadanie, dyskutując o minionej nocy. Prawie gdy skończyłam posiłek, do kuchni wszedł Neymar, którego widok bardzo mnie zdziwił, bo byłam pewna, że już sobie poszedł. 
- Ja już będę się zbierać. - wstałam momentalnie, oddając talerz w ręce Andresa, a ten spojrzał na mnie współczującym wzrokiem.
- Zawiozę Cię. - Neymar wtrącił się, ale jak pokiwałam przecząco głową. 
- Nie trzeba, poradzę sobie. Dziękuję za wszystko i co złego to nie ja. - ucałowałam Annę i Andresa, pożegnałam się z resztą i minęłam chłopaka, starając się na niego nie patrzyć. Byłam obrażona i chciałam aby o tym wiedział. Wychodziłam właśnie w pośpiechu z domu, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Cześć, Livii. Przepraszam, że dzwonię, wiem, że miałaś mieć dzień wolny... - to Lucas odezwał się po drugiej stronie, a ja zmrużyłam brwi w zdziwieniu. Nie przypominam sobie, abym brała wolne. Chyba, że napisałam do niego wczoraj w nocy i już o tym zapomniałam, to była najbardziej prawdopodobna wersja. - Ale Blanca się rozchorowała, a mamy dzisiaj mnóstwo roboty. Dasz radę przyjechać na kilka godzin?
- No jasne, za chwilę tam będę. - obiecałam, i rozłączyłam się, bo ujrzałam Neymara przyglądającego mi się z boku. Wrzuciłam telefon do torebki i skrzyżowałam ręce na piersi. - To był Lucas, o jego też zamierzasz robić mi awanturę? - zapytałam chłodno, a on zacisnął szczęki, uwydatniając tym swoje kości policzkowe.
- Możemy porozmawiać?
- A czy ty mnie wysłuchałeś, kiedy ja chciałam się wytłumaczyć? Nie. - odpowiedziałam za niego i ruszyłam przed siebie, nie zwracając na niego uwagi. Zamierzałam oddalić się kawałek od rezydencji Iniestów, a następnie zadzwonić po taksówkę. Niestety kilka minut później, gdy zdołałam oddalić się zaledwie o jakieś 300 metrów, prosto pod moje nogi podjechał samochód Neymara. Nic sobie z tego nie zrobiłam, minęłam go i szłam dalej, ale chłopak był nieustępliwy. Drugi raz zajechał mi drogę, trąbiąc na mnie, więc stanęłam w miejscu, krzyżując ręce na piersi i czekając aż sobie odjedzie. Rzecz jasna to się nie stało, tylko trąbienia nasiliły się, sprawiając, że zaczęłam tracić cierpliwość. Zrezygnowana otworzyłam drzwi pasażera i wpakowałam się na siedzenie obok niego.
- No już myślałem, że nie wsiądziesz. - ku mojemu zdziwieniu odezwał się głos z tyłu. Odwróciłam się przez ramię, to Rafinha siedział na środku, wtykając swoją głowę między nas. - Dajcie sobie ładnie buzi i po sprawie.
- Po moim trupie. - zapięłam się, nie patrząc na chłopaka obok mnie, po czym wyciągnęłam telefon. Przeglądałam internet, starając się ignorować głupie przygadywania nadal wstawionego Rafinhi, ale muszę przyznać, że momentami powstrzymywałam się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Miałam do niego słabość, nie powiem, że nie. 

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz