- Nie wierzę, że nie będzie Cię na tak ważnym meczu swojego brata. - westchnęłam, zatrzymując się pod domem Ines. Przyjaciółka jedynie wzruszyła ramionami, nie była dziś taka rozmowna jak zazwyczaj. Kac Morderca nie miał dla niej serca i wyssał z niej całą radość do życia, przynajmniej na tą chwilę. - Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego właściwie tak się wczoraj urządziłaś? - zastukałam moimi długimi paznokciami w kierownicę, a ona powoli przeniosła na mnie swój wzrok. Nie miała ochoty dyskutować, jedyne czego pragnęła to z powrotem wrócić do łóżka i nie wychodzić z niego przez najbliższe kilkanaście godzin. Wiedziałam o tym bardzo dobrze, ale chciałam ją jeszcze trochę pomęczyć.
- Nico nie odzywał się do mnie od kilku dni, a wczoraj widziałam jego zdjęcia z jakąś dziewczyną. - odpowiedziała powoli i bez życia, tonem kompletnie do niej nie pasującym. Odpięłam pas i obróciłam się twarzą do niej.
- Ines, odkąd wróciłaś, ciągle tylko myślisz o nim i o waszych wspólnych wakacjach. Ale one się już skończyły, Nico jest na drugim kontynencie. Zawsze tylko skupiasz się na tym co było, bądź nadejdzie, a może warto na chwilę się zatrzymać? Przestań czekać na piątkową imprezę, na lato, na chłopaka, który to Cię pokocha, czy choćby na wiadomość od niego. Osiągniesz szczęście, kiedy skończysz tego wypatrywać. Skup się lepiej na pięknych momentach, które skrywają się gdzieś tu i teraz.
- Wow. To było głębokie. A teraz idę umierać w samotności. Dzięki za podwózkę. - patrzyłam jak z trudnością wygramoliła się z mojego wozu, a potem niezdarnie, wciąż chwiejąc się na boki, zmierzała do swojego domu.
- Poskarżę się Luisowi! - zawołałam za nią, ale ona jedynie machnęła ręką, nie odwracając się ani na chwilę. Wzdychając zapięłam pas i odjechałam.Uwielbiałam dni w których odbywały się mecze. Cała Barcelona żyła tym wydarzeniem, miasto szykowało się do wspólnego kibicowania już od wczesnego ranka. Szczególnie pięknie wyglądały ulice tuż nieopodal Camp Nou, ludzie śpiewali i tańczyli przyodziani w bordowo-granatowe odcienie, przyprowadzając ze sobą przeróżne instrumenty. Ja również założyłam swoją koszulkę w barwach Blaugrany z nazwiskiem Messi na plecach i wielką, żółtą dziesiątką należącą do mojego brata. Mijając te tłumy roześmianych i podekscytowanych fanów, przyjemne ciepło tliło się w moim sercu. To jest nasz dzień i musimy wygrać!
Mój brat, rozpoczynając karierę piłkarską, zmienił nie tylko swoje, ale i przy tym całe moje życie. Mimo, że nie byłam sławna, nie pokazywałam się w telewizji, żyłam (lub próbowałam żyć) tak jak każdy inny, normalny człowiek, ludzie i tak uważali mnie za kogoś nadzwyczajnego. Zaczepiali mnie na ulicach, prosili o wspólne zdjęcia, niektórzy nawet... rozklejali się na mój widok co było na prawdę dziwne. Widziałam już swoją twarz w gazetach i telewizji, nie wspominając o internecie, gdzie powstawały specjalne strony poświęcone mojej osobie, a wszystko to przez Leo. Nie miałam na to wpływu i wiedziałam, że choćbym chciała to i tak tego nie zmienię. I chociaż na początku było ciężko, szczególnie kiedy przeprowadziłam się do Barcelony, to postanowiłam to zaakceptować, a nawet bawić się tym i nie przejmować. Ines przyjęła nieco inną postawę, irytowało ją, że ludzie wtykali nosy nie w swoje sprawy i walczyła z tym, zasłaniała się i zapierała. Zdarzało się nawet, że musiałam przepraszać ciekawych fanów i to za nią odpowiadałam na pytania zadane o jej bracie.
Teraz też nie obyło się bez kilku zaczepek, ludzie szturchali mnie i wybałuszali oczy na mój widok, nie wierząc, że 'to Livia! Livia Messi! '
Przecisnęłam się z trudem pod wejście, gdzie od razu zostałam rozpoznana. Nie musiałam wyciągać mojej przepustki, tylko przywitałam się z ochroniarzami i minęłam ich bez żadnego problemu, zostawiając z przybitą miną wszystkich tych, którzy musieli czekać w kolejce.
- Takie uroki bycia siostrą Lionela Messiego. - powiedział do tłumu jeden z ochroniarzy, a ja parsknęłam śmiechem. Jak tylko znalazłam się w korytarzach pod trybunami, zdałam sobie sprawę, że On już gdzieś tutaj jest. Coś ścisnęło mnie w żołądku na tę myśl. Szybko okazało się, że stanęłam na samym środku przejścia i torowałam drogę innym.
- Przepraszam bardzo. - uśmiechnęłam się do kobiety z dwójką dzieci i usunęłam się na bok. Przeszłam z tłumem jeszcze kawałek, a potem zamiast wejść na trybuny, skierowałam się w boczny korytarz. Momentalnie ktoś podążył za mną.
- Proszę się wrócić, tam nie wolno wchodzić! - zawołał ochroniarz i podbiegł do mnie, niedelikatnie łapiąc mnie za rękę. Otworzyłam torebkę i pokazałam mu swoją przepustkę ukazującą, że jestem członkiem rodziny. - Och... Najmocniej przepraszam. - zaczerwienił się z zażenowania.
- Nie ma sprawy. - zaczekałam aż puści mnie wolno i oddaliłam się w kierunku pomieszczenia dla zawodników i ich rodzin. Ta część stadionu nie była tak zaludniona jak reszta, panował tu raczej spokój i przyjemna atmosfera. Minęłam się w drzwiach z Nurią, żoną Xaviego, która w przelocie ucałowała mnie w policzek i popędziła dalej, najwyraźniej kogoś szukając.
- Messi! Wreszcie pojawił się ktoś z twojej rodziny! - jak tylko weszłam, usłyszałam głos Mascherano. Podszedł do mnie z szerokim uśmiechem, który jak zwykle malował się na jego twarzy. Było na prawdę mało sytuacji w których widziałam go bez uśmiechu. Bardzo go lubiłam, w dodatku tak jak my pochodził z Argentyny i przypominał mi o ukochanym domu. - Cześć, Livio.
- Widzę, że humorek dopisuje. - objęłam go ramionami i przytuliłam. Zdążyłam się już zżyć z tą małą, piłkarską rodzinką.
- Oczywiście, dzisiaj skopiemy im wszystkim tyłki. - tym razem to Dani Alves przywitał się ze mną, mocno mnie ściskając. Kiedy wyswobodziłam się z jego rąk, obeszłam cały pokój, aby przywitać się ze wszystkimi. Na końcu podeszłam do mojego brata, który siedział na krześle i słuchał opowiadania Gerarda.
- Jak to, jestem pierwsza? Gdzie Antonella i Thiago? - zapytałam, przysiadając się do niego.
- Jak wychodziłem to Thiago jeszcze spał, a Anto wymiotowała... - skrzywił się. - Chyba coś jej wczoraj zaszkodziło. Postara się dotrzeć najszybciej jak się da. - powiedział, a ja pokiwałam głową i odwróciłam się, aby ukryć przed nim swój uśmiech. A więc zaczęły się pierwsze mdłości! Mam nadzieję, że Anto szybko zawiadomi go o ciąży, bo nie potrafię zbyt długo kryć takiej tajemnicy. Zerknęłam na zegarek, do meczu pozostały dwie godziny, a na razie nie czułam jeszcze tej napiętej atmosfery w powietrzu. Wszyscy wesoło rozmawiali i na razie starali się odprężyć, nie myśląc o tym co nadejdzie. Przynajmniej do przyjścia trenera, który z pewnością postawi ich do pionu.Do pokoju wszedł właśnie Neymar i kilka par oczu w tym pomieszczeniu zwróciło się właśnie na niego. Miał na sobie jeansy opuszczone w kroku, białą podkoszulkę i plecak zarzucony na opalone ramiona. Na głowie jak zwykle spoczywała ciemna czapka z daszkiem, a na szyi wisiały słuchawki. Zaczął witać się ze wszystkimi, a tuż za nim kroczyła jego siostra Rafaella. Nigdy nie zamieniłam z nią zbyt wiele słów, bo ona i Ines się nie znosiły i niestety, nie wiedzieć czemu, dostałam od przyjaciółki oficjalny zakaz rozmawiania z nią. Oczywiście go łamałam, bo nie potrafiłam siedzieć koło kogoś i nie odezwać się ani słowem, poza tym mnie w niczym nie przeszkadzała. W gruncie rzeczy była całkiem miła, i rzecz jasna pewna siebie, co jest chyba u nich rodzinne.
- Rodzino Messich, dlaczego siedzisz taka przybita? - podszedł do nas Neymar, uściskując dłoń Leo, a mnie, z lekkim zawahaniem, cmokając w policzek. Dziwnie się poczułam mimo, że było to tutaj na porządku dziennym. Może dlatego, że nigdy się z nim nie kolegowałam, a wczoraj mieliśmy wieczór pełen przygód? Wstałam aby uściskać Rafaellę, która podążała za bratem jak cień. Uśmiechnęła się do mnie i obejrzała dookoła, szukając wzrokiem Ines.
- Nie ma jej. - szepnęłam, a ona spojrzała na mnie, zdając sobie sprawę, że wiem za kim się rozgląda. Uśmiechnęła się pod nosem i już chciała usiąść obok, kiedy Neymar ubiegł ją i wcisnął się między nas. Jęknęła z oburzeniem i ruszyła w poszukiwaniu wolnego krzesła.
- Musimy pogadać. - wyszeptał.
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...