Cuarenta

7K 273 17
                                    

- Nie możesz tak po prostu się spakować i wyjechać. - oznajmił Leo stanowczym tonem, kiedy wyszliśmy z mieszkania Ines i kierowaliśmy się w stronę parkingu.
- Mogę, skoro moja przyjaciółka być może jest w niebezpieczeństwie. - odparłam chłodno.
- Błagam, nawet nie zakładaj takich okropnych rzeczy. - poprosił Luis, który był wściekły i wystraszony jednocześnie. Ja też czułam okropny ucisk gdzieś tam w środku. Dlaczego Ines nie odezwała się do mnie ani razu z informacją, że wyjeżdża? Przecież nie musiała tego ukrywać.
- Ona go w ogóle nie zna, byli może raptem na trzech spotkaniach. Coś musiało się stać, skoro nikomu nie powiedziała o wyjeździe i nie odbiera telefonów. Muszę się dowiedzieć co się stało.
- Rozumiem, że się martwisz, ale nie masz nawet żadnych podstaw gdzie się udać! - zawołał Leo. - Wsiądziesz do samolotu i co? Argentyna jest wielkim państwem, a ona może być w s z ę d z i e! Nie chcę nikogo obrażać, ale Ines czasem zachowuje się jak wariatka i podejmuje pochopne decyzje. Jest dorosła, musi sobie radzić sama.
- I kto to mówi! - oburzył się Luis. - Nie zapominaj, że tu chodzi o moją dwudziestodwuletnią siostrę, która tajemniczo wyjechała na drugi koniec świata i ślad po niej zaginął. Ciekawe co ty byś zrobił, gdyby Livii odwinęła Ci taki numer?
- Policja i detektywi w całej Ameryce Południowej przeszukiwaliby już każdy możliwy skrawek kontynentu. - zarechotał Neymar, a Leo zmierzył go złowieszczym wzrokiem.
- Ciebie nikt nie pytał o zdanie. - warknął.
- I nie musiał.
- Przestańcie. - wtrąciłam się. - Jeszcze tego brakuje, żebyśmy się wszyscy pokłócili. Pamiętam kilka szczegółów o których opowiadała mi Ines, wiecie dobrze jaka ona jest, potrafi streścić każdy swój dzień kładąc nacisk na najdurniejsze szczegóły. Zabrałam jej album ze zdjęciami i odszukam wiadomości na czacie, które wysyłała mi będąc na wakacjach. Wiem na pewno, że poznała go w Buenos Aires i zatrzymała się w hotelu Moreno. Gdybym była na jej miejscu, wybrałabym się do tego hotelu, który mam już sprawdzony, tym bardziej, że z niego była bardzo zadowolona. To na razie musi mi wystarczyć, potem będę zastanawiać się co dalej.
- A co z pracą? Co jeśli sama się jeszcze tam zgubisz? - Leo nie dawał za wygraną. Wzięłam głęboki wdech, po czym wypuściłam głośno powietrze z ust. Znowu odzywała się w nim ojcowska troska.
- Wyprowadziłam się z Rosario osiem lat temu, ale jeszcze pamiętam jak jeździliśmy stamtąd do Buenos i gdzie mieszczą się główne punkty miasta. Dam sobie radę, nie jestem już małą dziewczynką. Najwyżej poproszę o pomoc ciocię, albo kogoś, nie martw się o mnie. - uśmiechnęłam się delikatnie, a wzmianka o tym, że będę zaledwie kilka godzin od naszego rodzinnego miasta chyba dodała mu otuchy, bo rozluźnił się i ostatecznie kiwnął głową.
- Polecę z tobą. - wypalił nagle Neymar, ale ja uniosłam brew.
- Pojutrze jest mecz. - Luis najwyraźniej sprowadził go na ziemię, bo Brazylijczyk zapomniał o tym i skrzywił się. - No to... no to dołączę do Ciebie na drugi dzień. - Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
- Nie wygłupiaj się, przecież... - zaczęłam, ale szybko mi przerwano. I co dziwne, nie był to ani Neymar, ani Suarez, tylko Leo.
- Myślę, że to dobry pomysł. - odezwał się, a my wszyscy spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem. Nie wierzę, że takie słowa właśnie wyszły z jego ust. - Ale nie żebym od razu dawał wam swoje błogosławieństwo. - dodał szybko, a ja parsknęłam śmiechem. - Po prostu we dwójkę zawsze będzie raźniej.
- Cóż, dziękujemy Ci za twoje pozwolenie. - odpowiedział Neymar przesadnie miłym tonem, za co zdzieliłam go w ramię.
- Nie wiem co mam powiedzieć, Livii. Będę Ci niezmiernie wdzięczny, jeśli chociaż spróbujesz jej poszukać. Obiecuję, że osobiście ją uduszę, jak tylko ją spotkam. - Luis westchnął głośno, i wciąż próbował dodzwonić się do siostry. Niestety bezskutecznie.
- Tylko jeśli nie zrobię tego przed tobą, co jest bardzo możliwe.

*

- Och, kochanie, gdybym tylko mogła, to poleciałabym z tobą! - zawołała mama, kiedy tylko podzieliłam się z nimi wiadomością o moim jutrzejszym wyjeździe. - Niestety nie dostanę urlopu w pracy tak z dnia na dzień. Leo jak zwykle dramatyzuje, wierzę, że spokojnie dasz sobie radę. - pocieszyła mnie, co było mi potrzebne, bo faktycznie czułam się nieswojo na myśl, że lecę sama do kraju z którego wyjechałam mając zaledwie trzynaście lat. Jednak wystarczyła mi myśl o Ines, o tym, że być może popełnia teraz jakieś głupie błędy lub potrzebuje pomocy, i wtedy momentalnie moje obawy pękały niczym mydlane bańki. Jest moją przyjaciółką i muszę się dowiedzieć co się z nią dzieje od dwóch tygodni, kiedy nie daje żadnego znaku życia. Większość rzeczy miałam jeszcze nie rozpakowanych, więc do torby podróżnej dorzuciłam jedynie świeże ubrania i spakowałam kosmetyczkę, aby nie musieć robić tego jutro.
- Wychodzę na kolację do Neya. - powiadomiłam mamę i Luisa siedzących w salonie, po czym wyszłam. Już prawie wchodziłam do samochodu, kiedy usłyszałam wołanie mojego imienia.
- Zaczekaj chwilkę. - Enrique kroczył ku mnie z rękami wsuniętymi do kieszeni. Włożyłam torbę na siedzenie pasażera i przymknęłam drzwi, patrząc na niego.
- Coś się stało?
- Chodzi o Marca. - powiedział, a ja wybałuszyłam oczy i poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić. Udało mi się na chwilę zapomnieć o tej sprawie, albo raczej odsunęłam ją na bok, bo nie umiałam wymyślić sposobu jakim bym ją zakończyła. Bałam się stanąć przed nim twarzą w twarz. - Dostrzegł Cię dzisiaj na treningu, widział jak uciekałaś i domyślił się, że chodziło o niego. - spojrzał na mnie znacząco, a mnie uszy zapłonęły z zawstydzenia. Zostałam przyłapana na gorącym uczynku. - Nie wiem co się między wami wydarzyło, ale zauważyłem po nim, że ostatnio jest roztargniony, co niestety uwydatnia się w jego grze. Jeśli chce jak najczęściej pojawiać się na murawie, musi być w dobrej kondycji.
- Do czego zmierzasz? - westchnęłam. Chciałam już wsiąść do samochodu i odjechać jak najdalej od jego spojrzenia, które wywoływało u mnie okropne wyrzuty sumienia.
- Porozmawiaj z nim, Livii. Chciał dzisiaj się z tobą spotkać, ale zwiałaś mu sprzed nosa. Cokolwiek się stało, nadal jesteście przyjaciółmi, prawda?
- Jasne. - mruknęłam. - Dzięki za info, zajmę się tym. - uśmiechnęłam się delikatnie i weszłam do auta, machając mu. Zaczekałam, aż wróci do środka, a wtedy zdjęłam uśmiech z twarzy i wzięłam głęboki oddech. Lucho ma rację, w końcu będę musiała się z tym zmierzyć.

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz