ʚ 2 ɞ

5.3K 270 26
                                    

- Obiecujesz, że idziesz do naszego ulubionego Starbucksa? - zapytała Ines swym władczym głosem, a ja szłam chodnikiem i jak głupia śmiałam się przez łzy. Tak dawno nie słyszałam jej głosu! Swoją drogą... jak tak dalej pójdzie, to te hormony mnie wykończą. 
- Obiecuję, już do niego wchodzę. - pociągnęłam za klamkę i weszłam do cieplutkiego pomieszczenia, a intensywny zapach kawy od razu rzucił się w moje nozdrza. - Przynajmniej chociaż przez chwilę poczuję się jakbyś tutaj była. - podeszłam do wolnego stolika przy oknie. Z telefonem przy uchu ściągnęłam skórzaną kurteczkę i szal, bo w Barcelonie było tylko dziesięć stopni. * Gdy już wreszcie się ogarnęłam to usiadłam wygodnie w fotelu podwijając rękawki koszuli. - Czekaj, a może przerzucimy się na rozmowę wideo? - zaproponowałam przyjaciółce. 
- To nie będzie konieczne. - znajomy głos rozległ się tuż za mną. Głos, który zaledwie kilkanaście sekund temu słyszałam w słuchawce... Odłożyłam telefon na stół i odwróciłam głowę, nie wierząc własnym oczom. 
- Ines! - zawołałam w szoku. Błyskawicznie wstałam, rzucając się w ramiona szatynki i całując ją po policzkach. - To się nie dzieje na prawdę!
- A jednak. - wyszczerzyła zęby, ściskając mnie do siebie mocno. Stałyśmy tak dobre kilka minut przytulając się i wypatrując zmian w swoim wyglądzie. Ja mogłam z czystym sercem powiedzieć, że ona wyglądała dużo lepiej niż wtedy, gdy widziałam ją po raz ostatni. Na jej twarzy znowu gościł uśmiech, w oczach skrzyły się wesołe iskierki a wokół nich majaczyły maleńkie zmarszczki, które dodawały jej uroku. - Może wreszcie usiądźmy, bo ludzie zaczynają się gapić. 
- Zawsze się gapią. - parsknęłam śmiechem, mimo to zgodziłam się wrócić do stolika. - Co ty tutaj robisz? Nie zostałaś na święta w domu? - złapałam ją za dłoń, bo nadal nie mogło do mnie dojść to, że siedzi na przeciwko. 
- Teraz to tutaj jest mój dom. Urugwaj jest wspaniały, ale chyba nigdy nie czułam się tam jak u siebie. Barcelona dużo bardziej mnie oczarowała. - uśmiechnęła się ukazując głębokie dołeczki w policzkach. Gdy zauważyła, że już otwieram usta, by zadać kolejne pytanie, szybko mnie uprzedziła. - Tak, czuję się już dobrze, wróciłam do siebie. - odpowiedziała zapobiegawczo. Cała Ines! Doskonale wiedziała co chodziło mi po głowie, nic się przed tym Sherlockiem nie dało ukryć. 
- Nie masz pojęcia jak za tym tęskniłam. Jak za tobą tęskniłam! 
- Mam. Zostawiłam przecież przy tobie kawałek swojej duszy, wszystko doskonale czułam. - parsknęła, zakładając kosmyk kręconych włosów za ucho. 
- Rozszczepiłaś się jak Voldemort? - uniosłam do góry brew, a ta kiwnęła głową i obydwie zachichotałyśmy. 
- Dobra, to co zamawiamy? Obawiam się, że za darmo nie pozwolą nam tutaj siedzieć. - chwyciła do ręki menu z napojami i pogrążyła się w lekturze. Ja z bólem serca ominęłam kofeinowe napoje, i właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że ona jeszcze nie wie. - Niech zgadnę... dzisiaj masz ochotę na Espresso Con Panna?
W momencie poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić, a policzki robią się czerwone. Rzecz jasna nie uszło to jej uwadze i już pochylała się nad stołem. Przygryzłam dolną wargę, a ona skinęła na mnie palcem bym do niej dołączyła. Wzięłam głęboki oddech i przybliżyłam ku niej głowę. 
- Gadaj.
- Niemogępićkofeiny. - powiedziałam szybko na wydechu, a ta zmrużyła brwi. - Jestemtakjakbywciąży.
Jej oczy chyba jeszcze nigdy nie były tak wyłupiaste jak w tym momencie. Chwyciła menu do ręki i unosząc je ku górze, zaczęła się wachlować.
- Tak jakby? - powtórzyła, więc kiwnęłam głową. 
- Tak jakby na sto procent. - wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok. Nadal do końca nie potrafiłam się tym cieszyć, ale z jednej strony byłam dumna, że mogłam podzielić się z nią taką wiadomością. - Będziesz tak jakby ciocią. - wyszeptałam. 
- Tak jakby jestem w szoku. - pokiwała głową z niedowierzaniem, po czym wstała i wyciągnęła do mnie ręce. - Ale let me hug you jeszcze raz. - uśmiechnęła się szeroko, więc prędko do niej dołączyłam. To wcale nie było dziwne, że zaledwie minutę temu robiłyśmy to samo. Wcale cały lokal nie mierzył nas wzrokiem. Zaczęłyśmy piszczeć i skakać w miejscu jak głupie. To również wcale nie było podejrzane. - Nie wierzę no! Będziesz mam... - zanim zdążyła dokończyć, szybko przycisnęłam swoją dłoń do jej ust, dając tym do zrozumienia, że wszyscy nas obserwują.
- To jeszcze się nie wydało i niech lepiej tak na razie zostanie. - szepnęłam, a ona skinęła głową i znowu mnie uściskała. 
- Koleś na dwunastej robi nam zdjęcie. Siadaj, a ja przyniosę coś pysznego. - powiedziała. Zrobiłam tak jak poleciła i z uśmiechem odprowadziłam ją wzrokiem ku ladzie. 
Nie potrafię opisać słowami jak bardzo cieszyłam się mając ją znowu przy sobie. W swoim życiu miałam wiele dobrych znajomych, ale nigdy nie mogłam nikogo nazwać swoim przyjacielem. Barcelona dała mi to, czego najbardziej brakowało mi po śmierci taty. Uśmiech, rodzinne ciepło, radość, stabilizację, nowe przyjaźnie... w tym właśnie Ines, choć nasz początek do najlepszych nie należał. Przeżyłyśmy wszystkie wzloty i upadki, bo miałyśmy siebie nawzajem. Kocham ją, jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Rzucenie wszystkiego i wyjechanie za nią na drugi koniec świata jest chyba najlepszym dowodem na to, jak bardzo mi na niej zależy. Tym właśnie szczyci się prawdziwa przyjaźń. 
Niewiarygodne, teraz siedziałyśmy i rozmawiałyśmy jak gdyby nigdy nic... Jak gdybyśmy w ogóle nie rozstawały się na tak długo! Po tym właśnie poznajemy wyjątkowość drugiego człowieka. Nie miałeś z kimś kontaktu od dłuższego czasu, ale gdy wreszcie się spotykacie, odbierasz wrażenie, że niczego nie ominąłeś. Dyskutujecie zawzięcie jakby nie było żadnej luki w waszej wspólnej relacji i śmiejecie się głośno dopóki nie zaczną was boleć brzuchy. To rzadki i wyjątkowy związek. Osobiście myślę, że to musi być jakiś mały rodzaj magii. Jeśli kiedykolwiek spotkasz kogoś takiego w swoim życiu, nie pozwól mu odejść. Nigdy. 

- W takim razie zagadka rozwiązana! - Ines klasnęła w dłonie, kiedy dwie godziny później wchodziłyśmy do mojego domu. - Dlatego jesteś taka blada i wyglądasz na zmęczoną. Dziecko wysysa z Ciebie wszystko od wewnątrz niczym wampirodzidziuś Belli ze Zmierzchu? - nie mogłam powstrzymać śmiechu na to porównanie. Zamknęłam drzwi wyjściowe i pokiwałam głową. 
- Nie, to wina anemii. Mam podobno krytyczny poziom hemoglobiny we krwi. - westchnęłam rozbierając się. - Do tego przy badaniach wykryto jakieś inne niedobory witamin, a ciąża tylko to wszystko osłabiła. 
- Boże, coś ty to z sobą zrobiła? Musisz teraz bardzo na siebie uważać! 
- To samo jej wszyscy mówimy. - na samej górze schodów rozległ się głos. Odwróciłyśmy się do tyłu, widząc jak mama schodzi na dół. - Kogo ja tutaj widzę i słyszę? - gdy podeszła bliżej nas wyciągnęła przed siebie ręce by przytulić Ines. - Panna Suarez wróciła żeby kontynuować gorszenie mojej córci? 
- Ja też się cieszę, że Panią widzę. - szatynka parsknęła śmiechem. - I w woli ścisłości, to nie ja przyprowadziłam ją do domu z brzuchem. 
- Ja też nie, sama się przyprowadziła. - obydwie oderwały się od siebie spoglądając na mnie. 
- Hej, tu jeszcze nie ma mowy o żadnym brzuchu! - pomachałam im palcem przed nosem. W dobrych humorach udałyśmy się do salonu, gdzie po chwili dołączył do nas również i Luis. Wspólnie siedzieliśmy przed telewizorem gawędząc i grając w karty. Ines miała perfekcyjne wyczucie czasu wracając właśnie teraz, kiedy Neymar wyjechał na święta, a ja ciągle gdzieś w środku trochę się zadręczałam. Dzięki niej mam przynajmniej pewność, że nie spędzę nudno tegorocznego sylwestra. Gdy tylko nadarzyła się sposobność przyciągnęłam ją do siebie i jeszcze raz mocno przytuliłam. 

-  -  -  -  -  -  -  -  -  -

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz