ʚ 17 ɞ

4.1K 238 23
                                    

- Witaj, Livio. Bardzo się cieszę, że znowu postanowiłaś mnie odwiedzić. - wysoka kobieta ubrana w szarą sukienkę oraz z czarnymi włosami upiętymi w ciasny kok, uścisnęła mi rękę i wskazała na kozetkę. - Powiedz mi proszę, jak się dziś czujesz? 
- Bez większych zmian. - wzruszyłam ramionami. 
Początkowo, kiedy mama i Leo oznajmili mi, że chcieliby, abym poszła do psychologa, wyśmiałam ich i odrzuciłam ten pomysł. Ale po jakimś czasie, kiedy stwierdziłam, że nie chcę dłużej trwać w taki sposób, postanowiłam się zgodzić.
- Czy koszmary nadal Cię nawiedzają? - terapeutka po podaniu mi szklanki wody usiadła na krześle obok mnie. To, co mi się w niej podobało to to, że nic nie pisała, nic nie notowała, nie patrzyła na mnie jak na chorego pacjenta, tylko siedziała i słuchała. I rozmawiała, jakbyśmy znały się od dawna. 
- Tak, znowu śniło mi się, że ktoś odbierał mi Catalinę. Za każdym razem, kiedy mam ją przytulić, jakaś ciemna postać mi ją zabiera i muszę patrzyć jak ona płacze. - odpowiedziałam, spuszczając wzrok na bezbarwny napój. - Wczoraj przyśnił mi się też Neymar. 
- Co dokładnie działo się w tym śnie? 
- Biegaliśmy po greckiej plaży na której poznali się moi rodzice, mówił mi, że mnie kocha. - westchnęłam głośno, czując jak zaczynam drżeć. - Ale kiedy spytałam go, czy już nigdy mnie nie zostawi, zaczął się szyderczo śmiać i odszedł. 
- Co było potem? - spojrzała na mnie współczującym wzrokiem, chwytając moją dłoń. Widziała, że nadal to wszystko przeżywam. 
- Nic. Obudziłam się. Przez chwilę podziękowałam Bogu, że to tylko sen i zaczęłam szukać go obok siebie. Myślałam, że nadal znajduję się w jego domu, w naszej dawnej sypialni. Szybko zdałam sobie sprawę z okrutnej rzeczywistości. - uśmiechnęłam się krzywo. 
- Bardzo mi przykro. A propos niego, słyszałaś, że wraca do Barcelony? - spytała, a ja przytaknęłam. - Skąd? Dowiedziałaś się od brata?
- Nie. 
- Od przyjaciół?
- Nie. - zaprzeczyłam po raz drugi, a ona już znała odpowiedź. Pomimo tego chciała się upewnić. 
- Znowu szukałaś o nim informacji w internecie? - ona zmrużyła ciemne, zadbane brwi, ja skinęłam leniwie głową. 
- Niech Pani tak na mnie nie patrzy. Mimo, że aktualnie go nienawidzę, mam do niego ogromny żal i chciałabym o nim zapomnieć, to... nadal go kocham. - mruknęłam cicho pod nosem. 
Jedyną zmianą, którą w sobie zauważyłam odkąd zaczęłam chodzić na te spotkania, jest otwarta rozmowa na tematy, które wywoływały u mnie ścisk w żołądku. Wcześniej albo nie chciałam się w ogóle odzywać, albo zaczynałam rozmawiać, po czym wybuchałam spazmatycznym płaczem. Teraz było inaczej. Teraz potrafiłam wypowiadać się jawnie i szczerze, w dodatku bez łez. Wiadomo, że czasem się zdarzyło, ale nie tak często, kiedy leżałam sama w domu. 
- Naturalnie, że tak, jednak oglądanie jego zdjęć i przywoływanie wspomnień nie pomoże Ci ruszyć dalej, kochanie! - potrząsnęła delikatnie moją dłonią, starając mi się to uświadomić. 
- Ale co jeśli ja... - zawahałam się. - ...wcale nie chcę ruszać dalej?
- Posłuchaj mnie uważnie. - poprawiła się na krześle i przysunęła trochę bliżej. - Nie wracaj do tego, co Cię zraniło. Nie wracaj do tego z myślą, iż "rzeczy, ludzie, czy sytuacje się zmieniają". Nie. - odezwała się stanowczo. - Osoba, która Cię złamała, nie może być tą samą, która Cię poskłada. Ja wiem, że obawiasz się, że jeśli wyrzucisz w niepamięć te wszystkie wspomnienia, to możesz już nigdy nie spotkać kogoś, kto pomoże Ci stworzyć równie wspaniałe, a może i nawet lepsze od nich. - mówiła, a ja słuchałam jej uważnie. Trafiła w samo sedno. - Ale zaufaj mi. Jeśli wywołują u Ciebie takie reakcje jak teraz... Jeśli przez nie się zatracasz, nie możesz skupić się na dalszym życiu, to oznacza, że są złe, toksyczne i musisz je wypuścić z rąk. Wypuść je i zaufaj magii początków. To ciężkie, ale obiecuję Ci, jest tego warte. 

*

- Livia? - Marc stanął za drzwiami swojego domu, otwierając szeroko oczy na mój widok. - Co za niespodzianka! Wejdź, proszę.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się delikatnie i przekroczyłam próg mieszkania, wchodząc do przestronnego przedpokoju. Gdy się odwróciłam, napotkałam niepewne spojrzenie przyjaciela. Bez zbędnych słów podeszłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Od razu objął mnie swoimi ramionami i zamknął w uścisku. Cofnęłam się pamięcią kilka lat wstecz, kiedy nasza przyjaźń zaczynała kwitnąć i wszystko wydawało się dużo łatwiejsze, niż teraz. Wtedy nie byłam taka zepsuta. 
- Melissa w domu? - zapytałam kilka minut później, kiedy teleportowaliśmy się do kuchni. Usiadłam na blacie, obserwując jak brunet przyrządza kawę. 
- Nie, pojechała z siostrą po wózek i becik. Ja nie miałem już cierpliwości chodzić po tych wszystkich dziecięcych sklepikach. - zachichotał pod nosem, jednak szybko doszła do niego gafa, którą popełnił. - Mój Boże, przepraszam. Ja... nie pomyślałem. 
- Daj spokój, bardzo dobrze, że o tym wspominasz. - posłałam mu blady uśmiech, mimo, że w sercu poczułam ukłucie zazdrości. - Terapeutka kazała mierzyć mi się z codziennością. 
- Leo wspominał w szatni, że ją sobie chwalisz. - wziął do ręki dwie szklanki zaparzonej kawy z mlekiem i skinął głową, bym ruszyła za nim. 
- Tak, jest w porządku. - przyznałam, wchodząc do dużego salonu i siadając na kanapie. - Po spotkaniach z nią zawsze wracałam prędko do domu, jednak dzisiaj dostałam zadanie. Miałam spontanicznie odwiedzić któregoś przyjaciela, oto więc jestem. 
- Czuje się zaszczycony. - puścił mi oczko i podał gorący napój dla którego zapachu dałabym się zabić. 
- Więc... jak czuje się twoja dziewczyna? - spytałam z grzeczności, choć tak na prawdę mało mnie to obchodziło. Być może Melissa się zmieniła, ale wolałabym nie słuchać opowieści o ich szczęściu i oczekiwaniu na nadchodzące dziecko. Leo i Anto, jeśli już mnie odwiedzali, to zawsze starali omijać się te tematy.
- Bardzo się już męczy podczas chodzenia, ale ogółem nie może narzekać. Ciąża rozwija się prawidłowo. - odpowiedział powoli, starannie dobierając słowa. 
- To cudownie. - oparłam głowę na jego ramieniu, a on objął mnie w pasie. 
- A ty jak się czujesz? Mówią, że czas leczy rany. Jak jest z twoimi? 
Zastanowiłam się chwilę, zanim odezwałam się ponownie. Podczas mijających dni, kiedy miałam wiele czasu do przemyśleń, doszłam do kilku ciekawych wniosków. Czas nie pomaga. Czas co najwyżej... zmusza do pogodzenia się, do zaakceptowania takiej, a nie innej rzeczywistości. Czas nie sprawi, że będzie lepiej, że kiedykolwiek przestanie się odczuwać ból. Może minąć wiele lat, a wystarczy jeden moment, jedno słowo, aby wszystko wróciło. Chciałam mu to powiedzieć, ale zamiast tego skłamałam:
- Jest coraz lepiej. 
- Czy będzie nietaktem, kiedy zapytam o Neymara? - wypuścił z ust kolejne pytanie, które najwyraźniej nurtowało go odkąd tylko tu weszłam. Natomiast ja, na dźwięk tego imienia, wstrzymałam oddech. 
- Z mojej strony tak, ze strony mojej terapeutki nie. Wybieraj. 
- Trudna decyzja, jednak chyba będę skłonny posłuchać się specjalisty. - chwycił moją dłoń i zaczął bawić się moimi palcami. - Rozmawiałaś z nim chociaż przez moment? 
- Nie. Kiedy z początku pisałam i dzwoniłam, odrzucał mnie za każdym razem, aż w końcu dałam sobie spokój. I jeśli już sobie tak szczerze gawędzimy, to boję się jego powrotu do miasta. 
- Pamiętaj, że ja zawsze tu dla Ciebie jestem. Tu, na treningu, na meczach i gdziekolwiek indziej, gdzie miałabyś jeszcze przed nim stanąć. - poczułam jego usta na czubku mojej głowy i uśmiechnęłam się szczerze.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu, który został w torebce, w kuchni.
Gdy wreszcie go odnalazłam, ujrzałam na wyświetlaczu zdjęcie Lionela. 
- Halo?
- Liv, musisz przyjechać do Thiago. Zaczęło się, jedziemy z Anto do szpitala! - po drugiej stronie usłyszałam jego wystraszony głos. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz