Veintiséis

6.8K 353 35
                                    

Jak tylko usłyszałam co powiedziała Rafaella, ominęłam ją i biegem przepychałam się na taras, a ona jak cień podążyła za mną.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy dostrzegłam Neymara i Marca okładających się na trawie, tuż obok basenu. Koło nich stał mały tłum gapiów, którzy kibicowali jednemu, lub drugiemu. Przecisnęłam się ku nim, ale ktoś złapał mnie za rękę.
- Lepiej tam nie podchodź, Liv. Javier już dostał. - Sergi Roberto powstrzymał mnie i wskazał Mascherano, któremu ciekła z nosa krew. Skrzywiłam się na ten widok, jednak nie mogłam pozwolić żeby ta dwójka się pozabijała.
- Zdaje się, że chodzi im o Ciebie. - powiedział Ivan Rakitić, a ja potrząsnęłam głową, ominęłam ich i podeszłam do tych debili szybkim krokiem. Stanęłam między nimi, ledwo unikając ciosu w twarz, bo na całe szczęście w porę się schyliłam. Neymar odepchnął mnie na bok, w jego oczach tańczyły iskierki wściekłości. Wyglądał jakby był w transie, zupełnie tak, jak pod Kompleksem Gampera kilka dni temu. Nie potrafię zrozumieć jak człowiek w jednym momencie może być roześmiany i czarujący, a w drugim emanować taką złością. 
- Odsuń się, Liv! - zawołał Marc z troską, ale ja pozostawałam nieugięta. Brazylijczyk wykorzystał chwilę nieuwagi Marca, w której to spoglądnął czy nic mi nie jest, i zdzielił go prosto w twarz. Bartra upadł na kolana, łapiąc się za nos, a ja wybałuszyłam oczy na ten widok. 
- Dość tego! - krzyknęłam i stanęłam tuż przed Neymarem. Złapałam go, zanim znowu rzucił się na mojego przyjaciela. - Odbiło Ci, do cholery? - warknęłam, a on zacisnął szczęki i oddychał głęboko. Sergi i Pique podbiegli do Marca, a ja popchałam Neymara dalej od tego miejsca. - Co to było? - zmrużyłam brwi, a on wyrwał się spod moich dłoni i odsunął kilka kroków. 
- Nie twoja sprawa. - mruknął, pocierając swoje obolałe pięści.
- A właśnie słyszałam, że moja. - skrzyżowałam ręce na piersi, czekając na wyjaśnienia, ale nie zanosiło się na to, żeby cokolwiek mi wyjawił. Był uparty jak osioł, mam nadzieję, że chociaż Marc będzie ze mną szczery. Muszę znać przyczynę ich sprzeczki, bo jeśli to ja nią byłam, trzeba to jak najszybciej rozwiązać. Oprócz tego, że grają w jednej drużynie, to są przyjaciółmi, i nie chcę żeby cokolwiek w tej kwestii się zmieniło. Skinieniem głowy zawołałam Rafaellę, która zdezorientowana obserwowała co się tutaj dzieje. 
- Weź go stąd. - poradziłam, wzdychając.
- Dzięki. - szepnęła. - Chodź, Ney. - pociągnęła go w stronę domu. Gdy się odwróciłam, Leo przepychał się przez ludzi w moim kierunku.
- Widzisz, właśnie dlatego nie chcę żebyś się mieszała w to całe środowisko.
Westchnęłam głośno na jego słowa i uniosłam głowę, wpatrując się w niebo. Nie rozumiem kompletnie tego, co się tutaj wydarzyło, więc tym bardziej nie mam ochoty na rozmawianie o tym z Leo. Ominęłam go i ukucnęłam przy Marcu, który uśmiechnął się krzywo na mój widok. Z nosa kapała mu krew, ale Gerard podbiegł właśnie z mokrą chustką i przyłożył mu ja do twarzy.
- Żyjesz? - zapytałam z troską.
- To nie pierwszy raz, kiedy widzę Neya w takiej odsłonie, ale jeszcze nigdy nie stanął do walki ze mną. Jestem trochę skonfundowany. - wyznał, zbity z tropu. Pokiwałam ze zrozumieniem głową i wstałam, podobnie jak reszta. Chcę się stąd jak najszybciej wydostać. 

*

- Livia! - gdy wychodziłam, usłyszałam za sobą głos gospodarza imprezy, czyli Daniego. Odwróciłam się na pięcie i stanęłam z nim twarzą w twarz. - A gdzie ty się wybierasz?
- Wszystkiego najlepszego, Dani. - pochyliłam się by go przytulić i chciałam odejść, ale on złapał mnie za dłoń. Poprosił, abym na niego spojrzała, a ja zrobiłam to niechętnie. - Na prawdę będzie lepiej jak sobie pójdę.
- Dlaczego? - zapytał, a ja poczułam gdzieś w środku nieprzyjemny ból. Przemyślałam sobie to wszystko i doszłam do wniosku, że Leo ma rację. Nie powinnam utrzymywać bliższych stosunków z żadnym z jego kolegów, bo to wszystko kieruje się ku klęsce. Gwiazdy futbolu, kamery, wywiady... to nie mój świat. To jego świat. 
Związek z Moratą okazał się być porażką, której będę żałować do końca życia. Pojawianie się w towarzystwie Neymara wzbudzało wiele niepotrzebnych kontrowersji, którymi żywiły się media. Moja przyjaźń z Bartrą również nie wróży niczego dobrego, skoro mój brat jest temu przeciwny i za każdym razem próbuje mi to jakoś uświadomić. W dodatku ta bójka pomiędzy Marc'iem a Neymarem, spowodowała konflikt między nimi, który nie powinien mieć miejsca. Jakiekolwiek sprzeczki w zespole, psują ich współpracę na boisku i odbija się to na reszcie drużyny. Ostatnio za dużo działo się z moim udziałem, i chyba... chyba faktycznie powinnam odpuścić. 
- Niepotrzebnie tu dzisiaj przyszłam. W ogóle... niepotrzebnie pakowałam się w życie Leo. Wszystko psuję... To On jest waszym przyjacielem a ja...- nie dane było mi dokończyć, bo Alves przerwał mi w pół zdania. 
- Co ty wygadujesz, Liv? Niepotrzebnie pakowałaś się w życie Leo?  To również twoje życie! Gdy wykryto jego niepowtarzalny talent i został najlepszym piłkarzem na świecie, wywrócił do góry nogami nie tylko swoje życie, ale i twoje! Chcesz tego, czy nie, ale już na zawsze będziesz należeć do tej piłkarskiej rodziny. I uwierz mi, że nie pozwolimy Ci tak po prostu odejść. - objął mnie ramieniem i uśmiechnął się, a ja poczułam jak łzy pojawiają się w moich oczach. - A już na pewno ja nie pozwolę Ci teraz wyjść w dniu moich urodzin. Jesteś moim gościem. - pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie, ciągnąc z powrotem do domu. Dani i ja zawsze mieliśmy dobry kontakt. Był typem osoby, która potrafiła być najmniej i najbardziej poważna jednocześnie. Uwielbiał się śmiać, wygłupiać i stroić sobie żarty, a równocześnie miał wszystko pod kontrolą i zachowywał powagę, kiedy było trzeba. Nie umiał pozostawić nierozwiązanych problemów, zależało mu na tym, aby wszystko było wyjaśnione. - Zamierzałem zadzwonić do Ciebie z zaproszeniem, ale Marc zapowiedział, że Cię tu przyprowadzi. Miło widzieć go takiego wesołego po tej całej sprawie z Melissą. To twoja zasługa, widzisz? Uszczęśliwiasz naszą drużynę, jesteś takim naszym małym promyczkiem, który rozbraja nas swoim śmiechem. - wyznał, a ja wywróciłam oczami, uśmiechając się. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele dzięki jego słowom. - I to nie tylko moje zdanie, mówię to, co słyszę również od reszty chłopaków. 
- Jesteś kochany... - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć, wzruszona jego słowami. Jeszcze nikt nigdy mi nie powiedział, że znaczę coś dla ich zespołu. 
- Wiem. A teraz chodź, zabawa dopiero się rozkręca.- ujął swoimi palcami moją dłoń i bez żadnego słowa sprzeciwu, zaprowadził z powrotem do środka. 

*

Porywająca muzyka rozchodziła się po całym domu, widziałam mnóstwo znajomych, którzy bawili się i wywijali na środku salonu. Wśród nich dostrzegłam Leo i Anto, miło było zobaczyć ich takich beztroskich i uśmiechniętych, nadal zabójczo w sobie zakochanych... Zazdrościłam im tego uczucia, które połączyło ich wiele lat temu i nadal się nie wypaliło. 
Spojrzałam na lewo od nich, gdzie Neymar swoimi ustami pochłaniał właśnie jakąś wysoką blondynkę i skrzywiłam się na ten widok. Wciąż ich obserwując, podeszłam do kanapy na której siedzieli Marc i Rafaella. Ten pierwszy przykładał sobie lód do nosa, a ona przeglądała instagrama.
- Wyglądasz o niebo lepiej. - przyznałam, siadając koło nich, a on uśmiechnął się krzywo. - Neymar chyba nie próżnuje, hm? - zagadałam Rafę, a ona podniosła swoją głowę i spojrzała na brata, wywracając oczami.
- Kolejna zabawka, którą się pobawi, a później odłoży na bok. Rano nie będzie nawet pamiętał kto to jest. - westchnęła.
- Biedna dziewczyna. - skwitował Marc, ale brunetka pokiwała przecząco głową.
- A właśnie, że nie. To wredna suka,  wcale nie lepsza od niego. - odparła, a ja wybałuszyłam oczy. Dziwiło mnie to, jak spokojnie mówiła o jego wybrykach. Nie mogłam sobie wyobrazić siebie wypowiadającej się w taki sposób o Leo... Być może dlatego, że nigdy nie dał mi ku temu podstaw.
- Nie przeszkadza Ci to? - zapytałam, a ona wzruszyła ramionami.
- Przyzwyczaiłam się. - uśmiechnęła się i dostrzegłam wtedy podobieństwo między nią, a jej bratem. Na pierwszy rzut oka nie wydawali się tacy podobni, ale wystarczyło się dobrze przypatrzyć, żeby zauważyć, że jednak wiele ich łączy.
Jak na zawołanie, wilk o którym była mowa, przyszedł do nas na chwiejnych nogach i opadł na kanapę, wciskając się między mnie, a Marca. Zrobiłam mu niechętnie trochę miejsca i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Wybaczcie, ale siedzieliście za blisko. Przekroczyliście dozwoloną przestrzeń osobistą aż o dwa centymetry. -  oznajmił, głupkowato się uśmiechając. Wciąż był wstawiony, jednak nie tak bardzo jak wcześniej. Najwyraźniej bójka z Marc'iem trochę go otrzeźwiła.
- A kim ty jesteś żeby o tym decydować? - uniosłam do góry brew.
- Twoim ochroniarzem, twój braciszek wynajął mnie na pół etatu. Strażnik dziewictwa. - wypiął dumnie pierś, rechocząc, a ja spojrzałam po reszcie. Marc siedział spięty, widać było, że wkurza go obecność kolegi z którym jeszcze przed chwilą się popychał. Rafaella także to zauważyła.
- No to chyba przysypiałeś na swojej warcie, strażniku. - mruknęłam, a on przestał chichotać i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
- O Boże. Chcesz powiedzieć, że ty i Morata...
- Zamknij się. - syknęłam, a on zatkał usta dłonią i opadł na poduszki. Rafaella najwyraźniej wyczuła, że sytuacja robi się niezręczna, bo wstała i pociągła Marca za rękę. Chwilę później wirowali na parkiecie do skocznej muzyki.
- Wybacz. Wymsknęło mi się to i owo, nie chciałem. - westchnął z uśmiechem, a ja chwyciłam za poduszkę i przywaliłam mu nią prosto w twarz. - Ejjj za co to?
- Czemu jesteś takim palantem? - zapytałam, rozzłoszczona. Czułam jak gniew gotuje się we mnie i tracę cierpliwość. - W jednej chwili jesteś miły i czarujący, bronisz mnie przed bandą debili, odwozisz do domu... a w drugiej włącza Ci się jakieś czerwone światełko przy którym rzucasz się na mojego... TWOJEGO przyjaciela bez powodu i nie chcesz wyjaśnić dlaczego! Świat nie kręci się wokół Ciebie, Neymar, nie jesteś pępkiem ś... - nie byłam zdolna do dokończenia tego zdania, bo nim się spostrzegłam, moje usta zostały zamknięte przez jego gorące, kształtne wargi. Poczułam słodką woń alkoholu wymieszaną z gumami do żucia, a w moim brzuchu obudziło się stado motyli, które do tej pory pozostawały uśpione.  Aż do teraz.
Kiedy mnie całował, czułam się jakby... jakby burza przechodziła przez całe moje ciało. Pieścił mnie zachłannie swoimi ustami, jak gdyby się dusił, a ja byłam jego powietrzem, którego desperacko pragnął i potrzebował.  
Gdy się ode mnie oderwał, przypomniałam sobie wszystko, o czym przed chwilą rozmawialiśmy. Przed oczami pojawiła mi się twarz dziewczyny, której jeszcze przed kilkoma minutami robił to, co mnie...
- Byłem o niego zazdrosny. Oto powód. - wyszeptał.

Proszę bardzo - oto rozdział o który tak prosiliście :) Następny nie wiem kiedy, bo wyruszam na pielgrzymkę do Częstochowy. Buziaki! ;*

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz