Veintidós

7K 373 41
                                    

- Cześć, łobuzie. - trzasnęłam drzwiami samochodu i ukucnęłam przy bratanku. Poczochrałam jego ciemne jak węgiel włoski na co On zachichotał. Ominął mnie i samodzielnie wskoczył do auta, próbując zapiąć pas w swoim siedzonku. Wstałam i podeszłam do jego mamy. - Jak się dziś czujemy? 
- Czujemy się coraz lepiej. - poklepała się po brzuchu. - I nie możemy się już doczekać żeby powiedzieć tatusiowi co go czeka. - westchnęła i wsadziła ręce do kieszeni.
- A kiedy zamierzacie to zrobić? 
- W Grecji. - uśmiechnęła się delikatnie. - Myślę, że to będzie idealna pora. 
- Też tak sądzę. Daj znać kiedy mam podrzucić małego. - pocałowałam ją na pożegnanie w policzek i wsiadając do auta puściłam do niej oczko. - To co Thiago, gdzie jedziemy? 
- Na tlening! - zawołał władczym głosem, a jego ręka z zaciśniętą pięścią wystrzeliła w górę. Zaśmiałam się i zrobiłam tak jak zażądał, albowiem nie miałam tu nic do gadania.
Zaledwie pół godziny później siedzieliśmy już wygodnie w pierwszym rzędzie trybun blisko drużyny, która właśnie była w trakcie rozgrzewki. Thiago zabrał mój telefon i robił im zdjęcia w najmniej korzystnych dla nich momentach.
- Wiesz, że gdybyśmy wysłali te zdjęcia do prasy bylibyśmy bardzo bogaci? - zażartowałam, oglądając fotografie jego autorstwa. 
- Ja jusz jestem bogaty, ale pieniendzy nigdy za mało. - odpowiedział ze śmiertelną powagą, a ja wybuchnęłam śmiechem. Niedługo skończy cztery lata, a swoimi tekstami już nie raz powalił mnie na kolana... Mogłabym go słuchać godzinami. 
- Mały materialista. 

Szybko znudziło mi się obserwowanie chłopaków biegających dookoła boiska, wyciągnęłam więc książkę i zatraciłam się we wspaniałej lekturze, zerkając tylko co po chwila na Thiago. Mały był zapatrzony w ich ćwiczenia i tylko czekał na okazję, kiedy będzie mógł wyjść na murawę i pokopać piłkę, jak to często robił. Kiedy wreszcie taka się nadarzyła, zeskoczył z krzesełka i zatrzasnął mi książkę przed nosem. 
- Idziemy. - pociągnął mnie za rękę, więc wzdychając ruszyłam za nim. Chłopcy mieli właśnie chwilę przerwy, jedni usiedli na ławkach bądź trawie, a inni nadal między sobą kopali. Jak tylko zaprowadziłam Thiago na boisko, wypuścił moją dłoń, kompletnie zapominając o istnieniu swojej cioci i pobiegł do Javiera i Daniego, którzy podawali sobie piłkę. 
- Zostałam porzucona... - powiedziałam sama do siebie, ale mimo to uśmiechnęłam się widząc go tak szczęśliwego. 
- Z futbolem nie wygrasz. - usłyszałam znajomy głos, a jego właściciel właśnie stanął obok mnie z butelką wody w dłoni. 
- Nie zamierzam nawet z nim konkurować. - oznajmiłam. - Jak tam, kac morderca wyleczony?
- Nawet mi nie przypominaj. - Marc wywrócił oczami, a ja wyszczerzyłam zęby. - Mimo wszystko było warto, musimy to jeszcze powtórzyć. 
- Koniecznie, o ile obiecasz, że więcej nie wypuścisz mnie z rąk. - zaśmialiśmy się na wspomnienie tamtego wydarzenia, kiedy to pijany Marc nie potrafił mnie utrzymać i obydwoje runęliśmy na ziemię. 
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - szepnął i znienacka objął mnie w pasie. 
- Miałam na myśli w tańcu! - zawołałam, a on zachichotał i okręcił mną w około jak byśmy wciąż byli na parkiecie. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy, dopóki nie podszedł do nas mój brat, a tuż za nim jego wierny druh.
- Marc, trener Cię wołał. - Leo przejechał po nas wzrokiem, mrużąc przy tym swoje brwi.
Chłopak niechętnie wyplątał swoje dłonie z moich i ostatni raz na mnie zerkając, pobiegł w kierunku Luisa Enrique. Skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam na to, co Leo ma mi do powiedzenia. - Powinnaś na razie trzymać się od niego z daleka, dopóki media nie ucichną na wasz temat. - odchrząknął.
- Media nigdy nie cichną. A tak w ogóle, nikogo oprócz nas tu nie ma. - zauważyłam.
- Nigdy nie wiadomo. - rozejrzał się dookoła. - Poza tym... On dosłownie pożera Cię wzrokiem.
- Jakoś tego nie zauważyłam. - mruknęłam, wiedząc do czego pije. W głowie Leo znowu otworzyła się szufladka z napisem "Zazdrość".
- Też to widziałem. - Neymar chrząkając dołączył do rozmowy, ale jego uwaga najwyraźniej nie spodobała się mojemu bratu.
- Czemu się jej przyglądałeś? 
- Leo! - jęknęłam znużona jego śledztwami. Na początku było to zabawne, ale teraz już przestało mnie śmieszyć. Nawet Anto, mimo prób,  nie miała wpływu na to, że Leo stosował zasady odwrotne do mamy - ona za to wpychała mnie w ramiona każdego mężczyzny, który pojawiał się u mojego boku. - Idę popełnić samobójstwo, może wtedy dasz mi spokój. - odwróciłam się na pięcie.
- Nie, nawet wtedy będzie czatował na cmentarzu. - Neymar wybuchnął śmiechem, doprowadzając mnie tym żartem do lekkiego uśmiechu. Szybko przerwał rechotać, kiedy Leo spiorunował go wzrokiem. - Ekhm, tylko żartowałem.

*

- Zostaw mnie, powiedziałam! - cofałam się w kierunku Kompleksu Gampera. Jak tylko wyszłam z treningu, Álvaro czekał na mnie niedaleko mojego samochodu. Nie mam pojęcia jakim sposobem wiedział, że tutaj dzisiaj będe i przerażało mnie to. On mnie zaczynał przerażać.
- Spróbujmy jeszcze raz, pozwól mi chociaż to wyjaśnić. - poprosił błagalnym tonem. Nie to, że się poddałam i jakaś cząstka we mnie pęknęła...ale z zawahaniem kiwnęłam głową. Wykorzystam tę chwilę w której będzie mi się tłumaczyć, sama się od niego nie uwolnię. Nie chcę też żeby Thiago był przy tym wszystkim. Ukucnęłam przy małym i złapałam go za rączki.
- Biegnij na boisko i powiedz tatusiowi żeby tu szybko przyszedł. - szepnęłam mu do ucha, a on przerażony skinął główką i uciekł z powrotem do środka. Wstałam, a Álvaro patrzył na mnie podejrzliwie. - Nie chcę żeby słuchał jak się ośmieszasz. - skrzyżowałam ręce na piersi.

W tym samym czasie
Thiago przebierał swoimi małymi nóżkami ile sił w nogach, pokonał długą drogę na boisko, ominął ochroniarzy i wbiegł na murawę. Zobaczył w oddali tatę, skierował się więc ku niemu, ale w połowie drogi ktoś złapał go z tyłu za koszulkę.
- Nie możesz tam teraz wbiec, kolego. - Neymar zatrzymał go, ale mały i tak wierzgał nogami, próbując mu uciec. - Gdzie Ci tak śpieszno, hm?
- Muszę iść do taty, jakiś pan zacepia ciocię ale ona nie chce i woła zeby ją puścił i muszę do taty, bo ona... - mówił tak szybko, że za brakło mu tchu. Neymar puścił go i wybiegł z boiska, zostawiając Thiago, który wystraszony i tak popędził do taty.

*

- Twoje wytłumaczenia są po prostu śmieszne, ty jesteś śmieszny! - zawołałam, siląc się na uśmiech, choć wcale nie było mi do śmiechu. - Nic Cię nie usprawiedliwia, n i c. Mogłabym dużo mówić o tym jak mnie bolało, jak nie mogłam nikomu się zwierzyć i nikt nie był w stanie mnie pocieszyć. Jak te emocje odkładały mi się w plecach i nie mogłam spać, tylko tliłam to wszystko w sobie. - Byłam bliska płaczu. Jego ręka znów powędrowała w moją stronę.
- Wiem, że schrzaniłem. Więc... Zacznijmy wszystko od nowa, nie będziemy się już dłużej ukrywać. Daj nam ostatnią szansę, proszę. - położył dłoń na moim policzku.
- Nie ma już nas, spierdoliłeś to wszystko. - spojrzałam na niego łagodnie i pogładziłam go po twarzy tylko po to, aby po krótkiej chwili zamachnąć się i zmierzyć mu siarczysty policzek, na który wcześniej nie starczało mi odwagi.
Momentalnie złapał mnie za nadgarstki i zacisnął na nich mocno swoje dłonie.
- Nigdy więcej tak nie rób, słyszysz? Nigdy! - wysyczał.
- Puszczaj mnie, to boli! - jęknęłam i próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku.
- Słyszałeś co powiedziała! - na ten głos Morata poluzował uścisk i obydwoje odwróciliśmy głowy w kierunku nadchodzącego Neymara. Z odległości kilku metrów dostrzegłam ciemność i wściekłość w jego oczach, co tylko potwierdzały mocno zaciśnięte pięści.

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz