- Możesz mi wreszcie powiedzieć gdzie mnie zaciągasz? - spytałam następnego dnia, kiedy w samo południe u drzwi mojego Salonu zjawiła się Ines i wyciągnęła mnie z pracy. Przeciskałyśmy się już od pięciu minut jedną z ruchliwszych ulic Barcelony, pomiędzy tłumami turystów.
- Dokładnie tutaj. - nagle, kiedy kompletnie się tego nie spodziewałam, stanęła w miejscu jak wryta. Nie zdążyłam się zatrzymać i w efekcie uderzyłam o jej plecy. Ktoś za mną miał dokładnie tak samo, bo poczułam jak popycha mnie do przodu, prosto w przyjaciółkę.
- Pardon! - wydukała zawstydzona francuska.
- Il n'y a pas de quoi! - zawołałam do niej, uśmiechając się uprzejmie, a gdy odeszła, musiałam rozmasować sobie ramię.
- Skąd znasz elficki? - zapytała Ines, obserwując całą tą sytuację, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- To był francuski, ty tępy hobbicie. A teraz gadaj, gdzie jesteśmy, co się dzieje, po co mnie tu przywlokłaś? Za pół godziny mam umówioną klientkę...
- Spoko, spoko. - przerwała mi szybko. - Teraz często będziesz mogła wyskoczyć ze mną na kawę w trakcie pracy. Albowiem oto i stoimy tuż przed moją własną, nową kawiarenką! - zawołała, unosząc dumnie głowę i wskazując mi opuszczony lokal przed którym właśnie stałyśmy.
- Żartujesz? - wybałuszyłam oczy, podchodząc do szyby, za którą majaczyły porozrzucane krzesła, brud i chaos. - Kiedy? Jak?
- No właśnie wczoraj szłam tędy wieczorem, zastanawiając się nad własną egzystencją, myślałam o mojej przyszłości... Jedno wiedziałam na pewno: nie chcę wracać na studia, nie po to je rzucałam, żeby teraz wracać tam z podkulonym ogonem. Tak w ogóle, dziękuję bardzo, że wygadałaś się Luisowi. Wiesz jaki wywód zrobił mi On i rodzice? - słowa wychodziły z jej ust z prędkością światła, aż trudno było mi się skupić na tym, co mówi.
- To był przypadek, chciałam tylko...
- Już nie ważne, było minęło. - machnęła ręką, odgarniając włosy do tylu. - No, w każdym bądź razie, przechadzałam się tędy, modląc do Boga, żeby wskazał mi właściwą drogę... aż tu bach, jakiś pijany koleś pchnął mnie ramieniem! Wołam do niego: jak łazisz, koleś?! Ale on był pijany jak bela, powiedział coś na kształt: Łeeeueueueueeueue... Nic z tego nie zrozumiałam...
- Skarbie, możesz przejść wreszcie do rzeczy? - spytałam zniecierpliwiona, przestępując nogi na nogę.
- No już, przecież tłumaczę! Więc, on potoczył się dalej, a ja miałam już odejść, kiedy odwróciłam głowę w prawo i zobaczyłam... ją. Moją kawiarnię. - westchnęła tak, jak gdyby była rozanieloną nastolatką zerkającą na swojego ukochanego ze starszej klasy. - Pomyślałam sobie: Panie Boże, ty to jednak działasz piorunem!
- Dobra, a teraz pozwól połączyć mi to wszystko w jedną całość... - oparłam się o drzwi tego jej lokalu, bo zaczynało mi się robić trochę słabo. - Wczoraj wieczorem pijak pomógł Ci odnaleźć twoje przeznaczenie, wskazując pusty lokal, w którym od razu zobaczyłaś swoją kawiarnię. Pominę fakt, że nigdy wcześniej nawet o tym nie rozmyślałaś. - wtrąciłam własną myśl i kontynuowałam. - Więc o godzinie dwudziestej trzeciej przyjechałaś do nas do domu by oznajmić mi, że odszukałaś wreszcie sens życia, i nie chciałaś powiedzieć mi co to było... Nie powiem, żeby mnie to zdziwiło, bo jednak już Cię znam, ale Rafa i Jota byli trochę zdziwieni. - przypomniałam sobie ich miny, kiedy Ines wpadła do nas, powiedziała co miała powiedzieć, i wróciła do siebie, jakby nigdy nic. - A skąd wiesz czy ten lokal jest w ogóle na sprzedaż?
- Bo już tam dzwoniłam i go sobie zaklepałam? - odpowiedziała takim głosem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Kiedy?
- No nie wiem dokładnie, jakoś tak po dwudziestej pierwszej. - wzruszyła ramionami, a ja klepnęłam się w czoło, nie mogąc się nadziwić z jej spontaniczności.
- Nawet tego dobrze nie przemyślałaś? Skąd w ogóle weźmiesz na to pieniądze? - westchnęłam, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Ty nie rozumiesz, Liv, to jest właśnie TO. Pojawiło się jak grom z jasnego nieba, czuję, że ten pijak to był mój znak. Rozmawiałam już z Luisem, On i Sofia pożyczą mi pierwszą część na zapłatę, a resztę... cóż, skądś skombinuję. - uśmiechnęła się szeroko. Podziwiałam ją za jej optymizm i umiejętność pomijania problemów, ale bałam się, że ten spontan sprowadzi na nią masę problemów, z których nawet nie zdawała sobie sprawy. Czasami chciałabym być taka jak ona: przyjmowała na klatę wszystko, co ją spotykało. Przede wszystkim mam tu na myśli jej wypad za ocean w poszukiwaniu miłości, historia jak z filmu. Mimo wszystko pozbierała się po tym, uniosła do góry głowę i... proszę, z dnia na dzień podjęła decyzję rozkręcenia własnego biznesu. Może to był właśnie idealny przepis na życie?*
Mijały dni i tygodnie, a w końcu nawet miesiąc naszego wspólnego mieszkania z Neymarem. Jako, że on często wyjeżdżał, ja zostawałam w domu z Rafaellą, która nie wróciła do Brazylii razem z rodzicami. A wszystko to dlatego, że często kręciło mi się w głowie, a raz nawet zasłabłam. Bali się, że kiedy będę sama, a nie daj Boże coś się stanie, nie będzie miał mi kto pomóc.
Pewnego dnia, a raczej nocy, gdy byłam już w połowie trzeciego miesiąca, poczułam martwiący ból w okolicy brzucha. Neymar był wtedy na wyjeździe, po skończonym meczu miał wsiąść do samolotu i wrócić do domu nad ranem.
Lekko wystraszona wyślizgnęłam się z łóżka i podreptałam do sypialni Rafy.
- Livia? Co się stało? - zapytała zaspanym głosem, więc opowiedziałam jej o tym, co mi się działo. Nie znałyśmy się na tym, nie wiedziałyśmy, czy takie bóle są normalnie, czy też nie, więc bez zbędnych ceregieli, dziewczyna zadzwoniła po mojego lekarza. Do tej pory, jeszcze nigdy w życiu tak bardzo się nie bałam, jak właśnie wtedy.
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...