Seis

8.6K 382 9
                                    

Praca w salonie sukien ślubnych, na pozór przyjemna, miła i ciekawa, wcale nie jest taka łatwa. Trzeba liczyć się z różnymi humorami klientów, ich wygórowanymi oczekiwaniami, czy nawet nieprzyjemnymi komentarzami, kiedy coś im się nie spodobało. Każda przyszła panna młoda wymaga wiele uwagi, a czasem oprócz porady czysto zawodowej, potrzebuje też pocieszenia lub wysłuchania. Sama nie wiem dlaczego poszłam w tym kierunku, ale pewnego dnia wpadłam na taki pomysł i tym oto sposobem znajduję się właśnie w jednym z najpopularniejszych salonów w Barcelonie.
- Proszę mi wybaczyć, za momencik do Pani wrócę. - przeprosiłam klientkę, która wraz ze swoją mamą i siostrami rozkleiła się po przymierzeniu pierwszej kreacji. Podałam im pudełko chusteczek i wyciągnęłam telefon, który od dziesięciu minut wibrował w mojej kieszeni. - Antonello Roccuzzo, najbardziej niecierpliwa istoto, która stąpa po tej ziemi, czego sobie ode mnie życzysz?
- Wiem, że jesteś w pracy, ale po prostu muszę wiedzieć czy dasz radę dzisiaj przejąć ode mnie Thiago? - usłyszałam jej błagalny ton po drugiej stronie. - Mam ważne spotkanie i muszę jak najprędzej je potwierdzić.
- Zależy co za to będę miała? - zapytałam, rzucając okiem na wzruszoną rodzinkę, która nie mogła napatrzyć się na dziewczynę w białej sukni.
- Plusik u przyszłej bratowej i towarzystwo najpiękniejszego panicza w całej Hiszpanii? - negocjowała, a ja zachichotałam.
- Niech mi to na razie wystarczy, odbiorę go po piętnastej. A teraz muszę kończyć, mam tu ocean łez to posprzątania. - nie czekałam na jej odpowiedź, tylko rozłączyłam się i pognałam do panny młodej, aby wyswobodzić ją z pierwszej propozycji i przedstawić kolejne.

Dzień w pracy tak szybko mi przeleciał, że nim się spostrzegłam, spacerowałam już z Thiago po jednym z parków. Niczyi widok nie sprawiał mi tak ogromnej radości jak właśnie jego, uwielbiałam obserwować jak się bawi, z jakim przejęciem próbuje mi coś opowiedzieć, a uśmiech, który gościł na jego twarzy był chyba najpiękniejszym i najszerszym na świecie. Zdjęłam mu sweterek i usiadłam na jednej z ławeczek, patrząc jak podbiega do bawiących się na placu zabaw dzieci. W między czasie wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Ines, która momentalnie zapiszczała mi prosto do ucha.
- Co się dzieje? - zapytałam szybko, przerażona, że coś jej się stało.
- Nico do mnie napisał! - krzyknęła i tymi oto słowami rozpoczął się jej dwudziestominutowy monolog. Choćbym chciała, nie miałam szans wtrącić tam ani jednego słowa. Moim wybawieniem okazał się Thiago, który podbiegł do mnie i stanął dokładnie na przeciwko mnie.
- Dlaczego się już nie bawisz? - szepnęłam do niego tak, aby Ines nie zauważyła, że jej nie słucham.
- Chce do tatusia. - odpowiedział, na co pokiwałam przecząco głową, a on tupnął nóżką i skrzyżował ręce na piersi.
- Ines, wybacz, ale muszę kończyć. Później porozmawiamy. - nie czekałam na jej głos sprzeciwu, tylko rozłączyłam się i przyciągnęłam go do siebie.
- Skarbie, twój tata jest teraz na treningu, jutro ma ważny mecz, pamiętasz? - przypomniałam mu.
- Tak, ale chce zobacyć jak on gla. Plooose jećmy tam! - zawołał swoim popisowym tonem i zrobił maślane oczka. Walczyłam z nim pięć minut, przedstawiając mu różnorakie propozycje na spędzenie tego popołudnia, żadne jednak nie wydawało mu się sprawiać tyle frajdy co pójście na trening. Ostatecznie jednak poddałam się, bo nie miałam żadnej siły przebicia.

Pół godziny później stanęłam pod wejściem do Kompleksu Gampera, trzymając małego na rękach. Zauważyłam nowych ochroniarzy, których nie znałam, i jak tylko się zbliżyliśmy, pokiwali przecząco głową na znak, że mnie nie wpuszczą. Nie była to dla mnie nowa sytuacja, zaczęłam więc szukać w torebce mojej przepustki, kiedy za plecami usłyszałam znajomy głos.
- Wpuśćcie ją, to siostra Lionela i jego dzieciak. - Manuel, znajomy ochroniarz podszedł do nas, a ja dla udowodnienia pomachałam im przepustką przed nosem, uśmiechając się przy tym triumfująco. - Jak leci, Thiago? - mężczyzna połaskotał małego, a ten słodziutko zachichotał. - Wchodźcie wchodźcie. - wskazał mi wolną drogę a ja podziękowałam i skierowałam się wraz z nim na boisko. Rozmawialiśmy chwilę, ale później rozdzieliliśmy się, ja poszłam na trybuny, a on na boisko. Położyłam Thiago na ziemi, aby wybrał miejsce w którym chce usiąść i oczywiście minęło sporo czasu zanim na któreś się zdecydował.
- Idziemy tam, idziemy? - wskazał rączką na murawę i zaczął mnie ciągnąć, ale szybko przyciągnęłam go do siebie i posadziłam na krzesełku.
- Nie będziemy im przeszkadzać, tatuś na pewno potem do Ciebie przybiegnie. A teraz oglądaj, widzisz go? - zapytałam, a on pokiwał główką i skupił swój wzrok na grze. Wyciągnęłam z torebki chrupki kukurydziane, które uwielbiał i podałam mu do rączki. Thiago ani na moment nie spuszczał wzroku z piłki, jak na niego patrzyłam to momentalnie dostrzegałam w nim Leo. Mimo, że do Anto też był bardzo podobny, to jednak miał w sobie coś z ojca. A już na pewno odziedziczył po nim miłość do futbolu, choć ma dopiero trzy latka.

Jakieś pół godziny później wyłożyłam się na kilku siedzeniach i korzystałam ze słońca, które wyjrzało zza kilku chmur. Tuż koło siebie usłyszałam cichy chichot.
- Co ty taki wesoły, Thiago? - zapytałam, nie otwierając oczu, ale on nie odpowiedział, tylko znowu zachichotał. Zignorowałam to i ułożyłam wygodniej głowę, kiedy nagle poczułam na sobie coś mokrego. Wrzasnęłam, kiedy ktoś oblewał mnie wodą i prędko podniosłam się do pozycji siedzącej. Thiago ze śmiechu miotał się na swoim krzesełku, a ja ujrzałam ciemną i znajomą czuprynę, która odbiegała od nas jak naszybciej zdołała. - Tak Cię to bawi? Powinieneś ostrzec ciocię! Niech no ja tylko Cię złapię! - zawołałam, a on roześmiany zaczął piszczeć i uciekać. Goniłam go w zwolnionym tempie, aby dać mu forów, ale kiedy wreszcie go złapałam i uniosłam do góry, zaśmiał się w niebo głosy.
- Wujek Nejmal jest ziabawny. - powiedział, a ja puściłam to mimo uszu i postawiłam go na ziemi. - Siku! - krzyknął nagle. Automatycznie złapałam go za rączkę i zaczęliśmy zbiegać na dół, by zapobiec tragedii.
- Wytrzymaj jeszcze troszkę. - poprosiłam i pociągnęłam go do łazienek, które mieściły się w pomieszczeniach pod trybunami. - Chodź tutaj.
- Nie pójdę tam, to są dla dziewcyn. - pokiwał przecząco głową, a ja westchnęłam i poszłam za nim do męskiej toalety. Kiedy załatwił swoją potrzebę podsadziłam go na kolanie aby umył rączki. Wtedy właśnie w drzwiach pojawił się Gerard Pique, a tuż za nim Neymar.
- Pomyliliśmy kible. - ten pierwszy powiedział do drugiego i chciał się wycofać, ale uderzył w stojącego nadal Neymara. - Wybacz, Liv.
- Nie, to męski. - odpowiedział brunet i oparł się o framugę, uśmiechając się przy tym do mnie i do Thiago. - Jak leci?
- Dzięki tobie nadal jestem mokra. - wskazałam na mój biały podkoszulek, który opinał mi się na ciele. Szybko zrozumiałam swój błąd, bo ujrzałam w jego oku dziwny błysk, który tylko wprawił mnie w irytację. - Rączki umyte, Thiago? - pochyliłam się nad bratankiem, a on pokiwał główką i zeskoczył z moich nóg, aby podbiec do Neymara. Gdy oni zaczęli się wygłupiać, ja podeszłam do Gerarda.
- Jak nastrój przed jutrem?
- No wiesz, jak zwykle jestem podenerwowany, ale ostro ćwiczyliśmy. Musi być dobrze. - odpowiedział, uśmiechając się.
- I na pewno będzie. Visca el Barca! - zawołałam, przybijając mu piątkę. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę i wtedy zorientowałam się, że śmiechy chłopaków ucichły i nigdzie ich nie było. - Idę ich poszukać. - powiedziałam, a on kiwnął głową. Zajrzałam na trybuny, ale tam ich nie widziałam, poszłam więc do małej kawiarenki w której znalazłam tylko trenera i kilku ochroniarzy. Wyszłam od drugiej strony przed stadion i wtedy ich dostrzegłam. Thiago siedział z załzawionymi oczkami na krawężniku, a Neymar trzymał jego nóżkę. Gładził ją i dmuchał, cały czas mówiąc do małego pocieszające słowa. Uśmiechnęłam się na ten widok, potrafił być jednocześnie stanowczy i delikatny. Nie dziwię się, że on i Thiago mają taki dobry kontakt.
- Masz dobre podejście do dzieci. - zauważyłam, podchodząc do nich i siadając koło małego. Wyciągnęłam chusteczkę i wytarłam jego buzię pełną łez.
- Mam... niemałe doświadczenie. - odpowiedział, a ja pokiwałam głową. Thiago pociągnął noskiem.
- Co się właściwie stało?
- Bawiliśmy się w berka, kiedy Thiago przepadł na rozwiązanej sznurówce i obtarł sobie kolano. Już dobrze, młody? - spytał, a brunet pokiwał głową i zeskoczył na chodnik. Po chwili biegł już z powrotem w stronę stadionu.
- Chyba doznał cudownego uzdrowienia. - uśmiechnęłam się wywracając oczami.
- To te cudowne palce. - pomachał mi nimi przed twarzą, a ja parsknęłam śmiechem. Zauważyłam tatuaż w kształcie korony na jego lewej ręce, a dokładnie na serdecznym palcu. Już miałam spytać co oznacza, kiedy zadzwonił mój telefon. Po drugiej stronie usłyszałam cichy szloch Antonelli.

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz