Tylko Daniel Alves posiadał tak silny dar przekonywania, że zdołał zaciągnąć mnie na tą imprezę. W zasadzie, to zostałam do tego zmuszona i nie miałam zbyt wiele do gadania. Może to nawet i lepiej, że nie przeleżę całej nocy w moim pokoju, tępo wpatrując się w sufit? Załamywanie się nic nie da, tak ponoć mawiają. Jak tylko przekroczyliśmy próg rezydencji Iniestów, wiedziałam, że tego nie pożałuję. Przywitał mnie widok Adriano zjeżdżającego po poręczy w przedpokoju, a zaraz obok Mascherano trzymającego Albę na baranach, zupełnie z niewiadomego mi powodu. Muzyka dudniła już na cały regulator, zajrzałam do salonu, i tak jak myślałam, ujrzałam Gerarda ślęczącego nad laptopem, który puszczał szalone utwory z lat osiemdziesiątych. Podchmielony Roberto stał koło niego i niezadowolony wołał, że nie umie do tego tańczyć, i woli coś nowocześniejszego. Przejechałam wzrokiem dookoła i nigdzie nie ujrzałam Neymara, na co westchnęłam z ulgą.
- Dziewczyny pewnie są w kuchni, idź do nich, poplotkuj, napij się czegoś mocniejszego... Po prostu się baw, i zapomnij dzisiaj o zmartwieniach, okej? - Dani przewiesił rękę na mojej szyi i ucałował mnie w policzek. - Ja muszę jechać po Joanę, bo już czeka na mnie w domu. Zobaczymy się potem. - puścił do mnie oczko, po czym wyszedł, a ja nagle poczułam się bardzo samotna. Znałam tych wszystkich ludzi, byli moją rodziną, ale w podświadomości nadal widziałam ich wzrok, kiedy Neymar zrobił awanturę.
- Wohooo! - Adriano śmignął obok mnie, wymachując swoją koszulką, którą przed momentem ściągnął, a ja pokiwałam głową z niedowierzaniem. Jak można być aż tak porąbanym? Na twarz od razu wstąpił mi uśmiech. Minęłam roztańczonych obrońców i udałam się do kuchni, gdzie zastałam panią domu czyli Annę, Shakirę, Raquel, Coral i Manuelli.
- Co was tutaj jeszcze tak mało? - przywitałam się, podchodząc bliżej, a one odwróciły się na mój głos.
- Wszyscy pojechali poodwozić dzieciaki, to chyba nie miejsce dla nich. Fernanda właśnie szuka Javiera i Adriano, ktoś musi ich wreszcie ujarzmić. - zachichotała ukochana Sergiego.
- Mascho właśnie udaje, że jest koniem i wozi na plecach Jordiego po przedpokoju, a Adriano dopiero co zjeżdżał ze schodów. - wymawiając te słowa, zdałam sobie sprawę jak to nieprawdopodobnie brzmi.
- O Boziu, za kogo ja wyszłam. - westchnęła Manuelli, a my wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Czy któryś z nich jest tutaj w ogóle jeszcze trzeźwy? - usłyszałam za swoimi plecami Romarey. - Bo na pewno nie Rafinha. Wypija samotnie już drugą butelkę whisky, próbowałam mu ją wyrwać, ale nie chciał mi jej dać.
- Jaką whisky? - Anna wybałuszyła oczy, po czym wydała z siebie cichy jęk i pognała do salonu. Wtedy przypomniałam sobie, jak kiedyś opowiadała o ich słynnej kolekcji alkoholu, którą trzymają na specjalne okazje. Shakira odprowadziła ją wzrokiem, a następnie spojrzała na mnie.
- A ty jak się trzymasz, Liv? - spytała, a wszystkie pary oczu zwróciły się na moją twarz. Nie trzeba było dopytywać co ma na myśli, bo wszyscy byli przy tym, jak Neymar wpadł w szał.
- Nie za specjalnie, ale zamierzam iść za radą Alvesa i teraz o tym nie myśleć. - uniosłam kciuki w górę, a blondynka wyciągnęła do mnie ręce i zawiesiła mi się na szyi.
- I ma rację, a my Ci w tym pomożemy. - wtuliła się we mnie, za co byłam jej wdzięczna, bo chyba właśnie tego potrzebowałam.
- No dobra, w takim razie pora zacząć. Za dzisiejsze zwycięstwo, dziewczynki! - Raquel postawiła na blacie kieliszki i zaczęła nalewać do nich szampana. Kiedy dołączyły do nas Fernanda oraz Anna, i wszystkie miałyśmy w rękach gazowany napój, stuknęłyśmy się kieliszkami i wypiłyśmy do dna. Po dziesięciu minutach czułam, że minimalna dawka alkoholu już zaczęła we mnie działać, więc zachciałam więcej. Mam słabą głowę do alkoholu, jestem tego świadoma, ale czasem każdy musi zaszaleć. Do domu Iniestów zeszła się już prawie cała drużyna ze swoimi rodzinami, a także jakieś nowe osoby, które widziałam po raz pierwszy. W drodze do salonu natknęłam się na Leo i Anto.
- Livii, nie spodziewałam się Ciebie tutaj. - wyznała Anto.
- No szczerze mówiąc, to ja siebie też nie. - parsknęłam.
- Wszystko dobrze? - Leo spojrzał na mnie z troską i z miną w stylu "Mówiłem Ci, że związek z Neymarem nie będzie łatwy i narobisz sobie niepotrzebnych kłopotów".
- Oczywiście, że nie, dopiero co zostałam publicznie oskarżona przez mojego chłopaka o zdradę i teraz się do mnie nie odzywa. Ale dzisiaj nie zamierzam się tym przejmować. Bawcie się dobrze. - ku ich zdziwieniu uśmiechnęłam się i ruszyłam do salonu. Rozglądnęłam się po ludziach, niektórzy już zaczęli tańczyć, Sergi najwyraźniej ubłagal Gerarda o zmianę muzyki, bo sam już szalał na parkiecie w objęciach... Czy ja dobrze widzę? Tak, tańczył przytulony do Munira. No cóż, można i tak. Namierzyłam wzrokiem mój cel jakim był Rafinha i udałam się w jego kierunku. Zastałam go leżącego na ziemi, z nogami opartymi o kanapę, i w butelką whisky w ręce. Nie minęło dziesięć sekund, a zrobiłam to samo co on, i podziwiałam z dołu swoje czerwone skarpetki w żółte kropeczki. Brazylijczyk odwrócił ku mnie swoją głowę.
- Daj mi to. - wyrwałam mu z ręki szklaną butelkę i pociągnęłam prosto z gwinta. Niestety, zapomniałam, że w takiej pozycji wlewa się do gardła o wiele więcej napoju, niż powinno, i już po chwili krztusiłam się, czując jak pali mi się gardło.
- A co ty myślałaś, że to jakiś wygazowany szampan? - zaśmiał się na mój widok, a ja pokiwałam głową.
- Nie bój się, zaraz się przyzwyczaję, i nie pozwolę Ci skończyć tego samemu. - obiecałam, kładąc się z powrotem na podłodze. Nasze ramiona się stykały, a kątem oka widziałam, jak równomiernie unosi się i opada jego klatka piersiowa. Dawno nie widziałam Rafinhi, to wszystko przez jego kontuzję, która nie pozwalała mu grać. Jeden, niefortunny moment na boisku sprawił, że chłopak jest skreślony aż do końca sezonu. Ta wiadomość bardzo go przybiła.
- A więc obydwoje dzisiaj urżniemy się jak świnie? - spojrzał na mnie z nadzieją, a ja jedynie wzruszyłam ramionami. Rafinha był jednym z bliższych przyjaciół Neymara, to sprawiło, że myśli znowu uciekły mi nie tam, gdzie trzeba. Wszystko nagle kojarzyło mi się teraz tylko z nim. - Ej, bo widzę, że Cię tracę! - szturchnął mnie, starając się przekrzyczeć muzykę, którą właśnie pogłośnił Pique.
- Spoko, nadal tu jestem. - sięgnęłam po butelkę, i znowu pociągnęłam łyka, tym razem podnosząc wcześniej głowę.
- Nie przejmuj się Ney'em, czasem zachowuje się jak tępy huj! - zawołał, a ja skrzywiłam się na to porównanie. Nie lubiłam jak ktoś przeklina, chociaż w towarzystwie piłkarzy już trochę się uodporniłam.
Zmrużyłam brwi, dopiero po chwili doszły do mnie jego słowa. Był druhem Neymara. Powinien stać po jego stronie, a tymczasem...
- Zaraz zaraz, czyli nie zakładasz, że całowałam się z Bartrą? - zdziwiłam się.
- Będąc z Neymarem? W życiu. - odebrał mi butelkę i przyssał się do niej. - Jesteś z rodzinki Messich, najwierniejszych kransoludków jakie chodzą po tej ziemi.
- Ej, wypraszam sobie te krasnoludki! - uderzyłam go z pięści w ramię, a on wyszczerzył zęby.
- To jest jasne i logiczne, nigdy byś mu tego nie zrobiła. Nie ty. - uniósł moją dłoń i z zaciekawieniem zaczął bawić się moimi bransoletkami. Widziałam po jego oczach, że alkohol coraz bardziej zaczyna w nim działać.
- To dlaczego twój przyjaciel tego nie pojmuje i nie chciał mi nawet dojść do słowa? - obróciłam się na prawy bok, żeby go lepiej widzieć.
- To proste! - krzyknął, jakbym była od niego oddalona o co najmniej dwa kilometry. - Ile miałaś w swoim życiu chłopaków? - zapytał, zbijając mnie tym z tropu.
- Niewielu. - przyznałam szczerze.
- To znaczy ilu? - nadal drążył temat.
- Łącznie z nim trzech. - powiedziałam cicho, a on wybałuszył oczy.
- Taka laska jak ty miała tylko...
- Rafa... - spojrzałam na niego znacząco, na co on udał, że zamyka usta na kłódkę.
- No tak, ty jesteś ta porządna, zapomniałem. Chociaż osobiście uważam, że z takim wyglądem... Dobra dobra, nie patrz tak na mnie. A więc ty w ciągu całego swojego życia miałaś trzech chłopaków, a on... - tu znów pociągnął z gwinta, krzywiąc się przy tym trochę. Odór alkoholu uderzył prosto w moje nozdrza. - ...a on potrafił mieć trzy dziewczyny w ciągu... dwóch miesięcy.
- Wiesz, jakoś średnio mnie to pociesza. - skrzywiłam nos.
- No ale poczekaj, nie wiesz jeszcze do czego piję! - zawołał. - No i takich krótkich, niestabilnych związków miał... - zmrużył brwi w zastanowieniu. -...pierdolę, no dużo! I wiesz, zazwyczaj to były jakieś pipy, które tylko leciały na jego kasę, więc przy pierwszej lepszej okazji po prostu je rzucał.
- Nadal nie wiem jak ma mi to pomóc. - westchnęłam, pogrążając się w rozpaczy. Wyrwałam mu z ręki butelkę.
- I tu nagle bum, zjawiasz się ty!
- Cały czas tu byłam. - zauważyłam.
- Nie przeszkadzaj mi. - skarcił mnie. - I wiesz, Ney jest tym pieprzonym zazdrośnikiem, zawsze musi mieć to, czego chce, tatuś od małego go rozpieszczał. Wpadł w szał, bo myślał, że całowałaś się z Bartrą i...
- Rafciu, czy ty zamierzasz powiedzieć mi dzisiaj coś, czego nie wiem? - podparłam głowę na łokciu, popijając whisky.
- No bo on po prostu dużo przeszedł, brakuje mu w życiu stabilizacji. Zbyt wiele razy wyjebał się na tych swoich związkach i teraz trudno mu uwierzyć, że ktoś może być inny... Wiem spierdol... - zaczął, ale szybko zasłoniłam mu usta ręką.
- Przestań przeklinać, bo dopilnuję, żebyś już się niczego dzisiaj nie napił. - zagroziłam mu, a on szybko uniósł ręce w geście poddania się. - Dziękuję Ci za tą rozmowę Rafa, dzięki tobie uświadomiłam sobie, że mój chłopak jest zadufanym dupkiem, który nie ma do mnie zaufania. - o dziwo wypowiadałam te słowa ze śmiechem, więc chyba nie było ze mną aż tak źle, albo alkohol robił już swoje. Alcantara chyba chciał jeszcze dodać coś na swoją obronę, ale najwyraźniej nic mądrego nie przychodziło mu do głowy.
- Masz rację, jestem hujowym pocieszycielem. - westchnął, a ja chwyciłam poduszkę i uderzyłam go z całej siły w twarz. Okładaliśmy się tak chyba przez pięć minut, kiedy nagle się podniósł i chwycił mnie za rękę. - Chodź, idziemy tańczyć. - pomógł mi wstać i na chwiejnych nogach zaprowadził na parkiet. - Halo, didżej Pique! Proszę o specjalną piosenkę z dedykacją od Rafinhi dla pięknej Livii! - tu okręcił mnie dookoła, a ja parsknęłam śmiechem.
- Uwaga uwaga, teraz będzie specjalna piosenka z dedykacją od Rafinhi dla pięknej Livii! - Gerard ściszył muzykę, wykrzykując słowo w słowo zamówienie Alcantary, a ja wywróciłam oczami i zaczęliśmy tańczyć.- Leo, Livia ledwo stoi na nogach, nie dolewaj jej już. - Anto chciała odebrać ukochanemu butelkę wódki, ale on odsunął się od niej i nadal robił swoje. - Z resztą... tak samo jak i ty. - westchnęła, i stuknęła się szklanką soku z Eleną, dziewczyną Busquets'a, która również była w ciąży.
- Dejże mi sie napiś z mojo siosssrą... - zmrużył brwi, a ja wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Bawiliśmy się tak do późnej nocy, aż wreszcie większość towarzystwa zaczęła się powoli zmywać. Ja wymiotowałam już dwa razy i nawet nie myślałam o tym, aby ruszać się gdziekolwiek.
- Nigdzie nie idę, jedźcie beze mnie! - zawołałam do Antonelli, kiedy ta zapakowała Leo do samochodu i wróciła po mnie. Ja i Rafinha nadal tańczyliśmy w towarzystwie Coral, Daniego i Mascherano, a Pique ciągle przygrywał, popijając samotnie przy laptopie. Sergi spał już na fotelu, a Fernanda podobno nie miała już siły i pojechała do domu z Joaną. I to by było na tyle, reszta szybko odpadła.
- W porządku Anto, niech ona się u nas prześpi. - zachichotał Iniesta. - Zakładając, że w ogóle się położą. Nie słyszałam dalszej części rozmowy, bo Dani porwał mnie do dzikiego tanga.
Nie mam pojęcia jak długo, a raczej jak krótko spałam, ale w każdym bądź razie był to jeden z przyjemniejszych snów, jakie miałam w życiu. Słyszałam, jak za drzwiami ktoś głośno rozmawia, ale nie miałam siły, aby otworzyć oczu. Poprawiłam się na łokciu, bardziej wtulając się w poduszkę, która jednak po chwili cicho jęknęła. Wtedy przypomniałam sobie, że to nie poduszka, tylko Rafinha, z którym wylądowałam w łóżku, jakkolwiek by to brzmiało. Leżało mi się tak wygodnie, że mogłabym tu przespać dobre kilka lat. Głosy za drzwiami stawały się coraz głośniejsze.
- Anna powiedziała, że Livia tutaj śpi. - usłyszałam znajomy głos, ale byłam zbyt śpiąca i skacowana, żeby zastanawiać się czyj on jest.
- Ale nie mogę Cię tam wpuścić. - zdaje się, że to Dani mówił podniesionym tonem.
- Niby dlaczego?- Bo... bo wczoraj była niezła orgia i... okropny tam bałagan. Muszę to dopiero ogarnąć. - parsknęłam cicho na to głupie wytłumaczenie, ale w duchu podziękowałam za to Alvesowi, bo ktokolwiek to był, nie chciałam żeby mi przeszkadzał. Poczułam jak Rafa obraca się na drugi bok, przewalając swoją nogę przez moje ciało.
- Auuć. - złapałam się za nos, kiedy przywalił mi z łokcia, ale on nic sobie nie zrobił z mojego jęku, tylko spał dalej. Wtedy drzwi się otworzyły.
- Nie wygłupiaj się, chcę tylko... - tu głos przerwał, a ja uniosłam obolałą głowę. Spotkałam się wzrokiem z ciemnymi oczami Neymara, tymi samymi, które jeszcze wczoraj spoglądały na mnie z wściekłością. Równie głęboką jak teraz.
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...