ʚ 6 ɞ

4.4K 250 20
                                    

- Możesz mi powiedzieć gdzie jedziemy? - odwróciłam się w kierunku ochroniarza, który kierował czarnym chevroletem z  przyciemnionymi szybami. Od piętnastu minut mknęliśmy po barcelońskich ulicach, a ja nawet nie wiedziałam, dokąd zmierzamy. Mężczyzna potrząsnął głową, przepraszając mnie przy tym, a ja zdenerwowana opadłam na fotel. - Dlaczego mam złe przeczucie? - zapytałam w powietrze, bo nie uzyskałam oczekiwanej odpowiedzi. - Pewnie wdał się w jakąś bójkę. Pobił się z kimś, prawda? Od rana nie dawał znaku życia, a miał mieć dzisiaj spotkanie z dziennikarzami. Zapewne nie wytrzymały mu nerwy. - mówiłam sama do siebie, co po chwila zerkając na ochroniarza, jednak on nadal pozostawał bez żadnego wyrazu, co tylko jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szału. - A w nocy był na jakiejś imprezie, więc pewnie... Mój Boże, powiedz, że nic mu się nie stało? - podniosłam się nagle, zirytowana faktem, że gadam, jakbym była sama w aucie.
- Już prawie jesteśmy na miejscu. - skręcił w boczną uliczkę, ignorując zadane przeze mnie pytanie. Na początku nie bardzo wiedziałam gdzie jesteśmy, ale po chwili zorientowałam się, że chyba jedziemy w kierunku plaży. Tak przynajmniej wskazywały znaki.
Od narastającego stresu czułam nieprzyjemny ból w okolicy brzucha. Coraz częściej mi się to zdarzało. "Tylko pamiętaj, nie wolno Ci się przemęczać i stresować" - przypomniałam sobie w głowie słowa lekarza. 
- Ta, jasne. Bezstresowy związek miałabym może z Mathieu, ale na pewno nie z Da Silva Santosem Juniorem. - mruknęłam, kiedy mężczyzna obchodził samochód, by otworzyć dla mnie drzwi. Podziękowałam, wychodząc, a gdy tylko wystawiłam głowę na zewnątrz, uderzyło we mnie świeże, morskie powietrze. - Wdech... wydech... Gdzie teraz? 
- Niech Panienka wyjdzie na plażę. - Mój towarzysz po raz pierwszy ściągnął z twarzy maskę powagi, a zamiast niej nałożył szeroki uśmiech. Nie można było tak od razu? Ci ochroniarze lubią być tacy nadęci... - I proszę pamiętać: wdech... wydech... - powtórzył po mnie, puszczając w moim kierunku oczko. Czyżby dręczenie i utrzymywanie mnie w niepewności tak poprawiło mu humorek?
- Dzięki, dzięki. - machnęłam do niego ręką, po czym podwinęłam długą po kostki spódnicę i ruszyłam we wskazanym kierunku. Jak tylko weszłam na piasek, zrezygnowałam z przechadzania się w butach, bo denerwowały mnie ziarenka wsypujące się i wysypujące z sandałków. Ściągnęłam je, i dalej idąc boso, szukałam jakiegokolwiek śladu, dzięki któremu mogłabym znaleźć Neymara. 
Kilka sekund później, prawie jak na zawołanie, wreszcie go dostrzegłam. Machał do mnie z odległości kilkunastu metrów. Stanęłam na chwilę w miejscu, bo od zdenerwowania na prawdę poczułam się słabo. Moja mama bardzo się dziwiła, że ciąża wysysała ze mnie resztki sił, gdyż ona przeszła swoje obydwie bezproblemowo. Tyle, że każdy jest inny. Anto wymiotowała, Elena nie mogła patrzeć na mięso, a ja byłam osłabiona i ciągle chciało mi się płakać.
- Cześć, kochanie! - Brazylijczyk uśmiechnął się do mnie nad wyraz  wesoło, i zanim do niego podeszłam, już wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Pił alkohol, wykrył to mój kobiecy radar.  - Ale cudownie dziś wyglądasz!
- Lepiej mów, co zrobiłeś, łosiu! - zawołałam, zasapana dochodząc do koca na którym się wylegiwał. Skupiona na jego uradowanej buźce, nie zauważyłam, że dookoła nas zapalone i wbite w piasek znajdowały się świece. 
- Dlaczego sądzisz, że coś zrobiłem? - zmrużył brwi, obejmując mnie w pasie, kiedy klapnęłam obok niego. 
- Od pełnej doby nie pisałeś, nie dzwoniłeś, a w dodatku pod koniec dnia zostałam uprowadzona przez twojego ochroniarza, wpakowana do samochodu i przywieziona tutaj. - gdy pochyliłam się nad nim, ułożył usta w dziubek, gdyż myślał, że zamierzam go pocałować, ale ja tylko go obwąchałam. - I w dodatku sobie popiłeś. No proszę, czekam na wyjaśnienia. - westchnęłam, krzyżując ręce na piersi. 
- Psujesz cały romantyzm tej sytuacji, mała zołzo. - mruknął, za co trzepnęłam go w tył głowy. - No co? 
- Nie mogę się denerwować, Neymar! - złapałam się za brzuch, czując, że za chwilę się rozpłaczę. - A właśnie się denerwuję! Gdzie byłeś w nocy? Widziałam jakieś zdjęcia na internecie... - pociągnęłam nosem. 
- Hej hej, Livii... ty płaczesz? 
- Nie, nie płaczę! - jęknęłam zirytowana, a łzy zaczynały cisnąć mi się do oczu. Boże, jak ja tego nienawidzę... dlaczego musiałam mieć taką okropną huśtawkę nastrojów? Dlaczego ta produkcja prolaktyny, progesteronu i estrogenów musiała akurat teraz tak gwałtownie wzrastać, powodując, że mój humor był zmienny niczym pogoda w letni dzień?
- Rany, jakaś ty drażliwa... To może ja się zmyję i wrócę za dziewięć miesięcy? - zachwycony własnym żarcikiem wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, jednak spostrzegłszy, że mnie to wcale nie bawi, uspokoił się i objął mnie ramieniem. - Myszko, nie rób takiej smutnej minki... 
- Odpowiesz mi wreszcie co się z tobą działo? - starłam wierzchem dłoni łzy w kąciku prawego oka. 
- Po meczu jak Cię odwiozłem, chłopaki przyjechali po mnie i pojechaliśmy do klubu. Chcieli uczcić nowego członka naszej blaugrańskiej rodzinki. - uśmiechnął się szeroko. Nadal nie mogłam się nadziwić, jak ten alkohol potrafił wprawiać go w anielski nastrój. - Nie chciałem Ci nic mówić, bo stwierdziłem, że będzie Ci przykro, albo coś... Ale moment, powiedziałaś, że widziałaś zdjęcia na internecie? - przypomniał sobie.
- Ines je znalazła. - odpowiedziałam krótko, wpatrując się w fale obmywające brzeg. 
- No bo już myślałem, że od teraz zaczniesz mnie śledzić. - zachichotał, trącając mnie lekko ramieniem. 
- I chyba powinnam zacząć... - westchnęłam głośno. Brunet zawiesił się na moim ramieniu, by pocałować mnie w policzek. Był to całkiem miły gest, ale nie mogłam mu tak od razu odpuścić. Trzeba wiedzieć, kiedy przytrzymać faceta na dystans, aby dobrze go sobie wychować. - Okej, więc po co kazałeś mnie tu przywieźć? 
- Nie zauważyłaś tych świeczuszek? Miało być romantico. - rozejrzał się dookoła, upewniając się, czy wszystkie świece nadal się palą. - Myślałem, że się ucieszysz. 
- Cieszyłabym się bardziej z jakiegokolwiek znaku życia od Ciebie, ciołku. - położyłam mu głowę na ramieniu, skupiając wzrok na horyzoncie. Niebo było już coraz ciemniejsze, więc płomyki świec zaczynały odgrywać swoją rolę. 

Przymknęłam na chwilę oczy, delektując się dźwiękiem uderzających o brzeg fal i podśpiewywania mew, które układały się powoli do spania. Ze stopami wyłożonymi na chłodnym piasku, i u boku ukochanego (nawet jeśli jeszcze trochę się na niego boczyłam) było mi po prostu... błogo. Mogłabym tak przesiedzieć nawet i całą noc.
Kiedy poczułam jak chłopak kładzie coś na moich dłoniach, postanowiłam uchylić powoli powieki. Spuściłam wzrok, wpatrując się w niewielkie pudełeczko znajdujące się przede mną. Spoglądając zmiennie to na niego, to na pakunek, poczułam, jak serce zaczyna mi bić, jak oszalałe. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz