Słońce powoli zaczęło wschodzić nad horyzontem, aby przywitać kolejny, ciepły dzień. Niebo namalowane było przeróżnymi kolorami, a przepasane delikatnymi smugami chmur tworzyło niesamowity efekt. Spoglądałam na nie z okna mojego samochodu, zdążyłam już przejrzeć chyba każdy jego skrawek, a mój brat nadal się nie pojawiał. Stałam na podjeździe okazałej posiadłości w której odbywała się impreza na którą wybrał się Leo. Na zegarze wybiła godzina czwarta nad ranem, w radiu nadawali najnowsze wiadomości, a mój brat nadal się nie pojawiał. Znudzona czekaniem odpięłam pas i skierowałam się w kierunku domu kamienistą dróżką. Męskie imprezy zawodników Barcelony wolałam omijać szerokim łukiem, jednak to ja zazwyczaj miałam ten zaszczyt odbierania zdobywcy pięciu złotych piłek i transportowania go do domu.
Bez skrupułów nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka, gdyż pukanie i tak na nic by się zdało przy tak głośnej muzyce, która się stamtąd wydobywała. Bywałam już w domu Alvesa nie raz, nie dwa, więc doskonale znałam drogę do salonu. Idąc tam, kopałam nogą w butelki po alkoholu, które walały się po podłodze. Gdy wreszcie ominęłam tor przeszkód, podeszłam do grupki piłkarzy siedzących na kanapach. O tej porze zawsze wyciągali karty, lub coś równie inteligentnego, i zaczynali mędrkować.
- Lu, gdzie jest Leo? - zapytałam, a Suarez, jak i reszta drużyny, głupkowato zachichotał. - Znowu odpowiecie, że mam go szukać w łazience? - przysiadłam na oparciu fotela na którym siedział skupiony Rakitić, wpatrujący się w swoje karty.
- Dzisiaj chyba aż tak nie zabalował. - odezwał się Arda, a ja, jak na zawołanie przypomniałam sobie "grę podchmielonego Turana", którą wynalazł i która stała się już tradycją na imprezach. Alves zawsze mnie na nią zaciągał, jednak ja do tej pory nie ogarnęłam jej zasad.
- No dobrze, to grajcie panowie, a ja idę go poszukać. - westchnęłam, wstając i przeciskając się przez tłum tańczących. Niektórzy ledwo stali na nogach, ale mimo to twardo się trzymali. Rozumiałam, że dopóki didżej Pique zapodawał muzykę, nikt nie próżnował.Wspinałam się właśnie po schodach na górę, kiedy usłyszałam z dołu znajomy głos.
- Czy ona przessała sie jusz na mnie gniefać? - Munir stał, a raczej leżał na poręczy z butelką w dłoni i patrzył na mnie wyczekująco. Cud, że będąc w takim stanie w ogóle mnie poznał.
- Dlaczego sam jej nie spytasz? - uśmiechnęłam się cwano.
- Ja sie pierfszy nie odeswe, niech Ines to srobi. - gdy pewny swego tupnął nóżką, nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam głośnym śmiechem, po czym wbiegłam na piętro. Tutaj również kręcili się ludzie i piłkarze z innych drużyn, lub po prostu ich przyjaciele, których nigdy na oczy nie widziałam. Zaglądnęłam do dwóch sypialni, ale nigdzie nie widziałam Leo, więc mijając Sergiego Roberto, który dźwigał na ramieniu ledwo przytomnego Mascherano, zapukałam w drzwi łazienki. W odpowiedzi uzyskałam głośny odgłos wymiotowania. Biorąc głęboki wdech, pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.Neymar pochylał się nad ubikacją i puszczał pawia. Wzdychając, podeszłam do umywalki i zwilżyłam czysty ręcznik, by następnie ukucnąć przy brunecie. Podałam mu go, a drugą ręką spuściłam wodę i przełożyłam na jego plecy zwisający krzyżyk. Chłopak wytarł całą twarz i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Dzięki. - wychrypiał z trudem, po czym uśmiechnął się szeroko, tak samo jak i ja. Obydwoje zdaliśmy sobie teraz sprawę, że to właśnie w taki sposób rozpoczęła się nasza znajomość. Historia zatoczyła koła... - To może zacznijmy jeszcze raz? Jestem Neymar. - wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą uścisnęłam bez chwili zwątpienia.
- Livia, miło mi.
Zjawił się jak huragan i porwał mnie niczym suchy liść...Każda historia ma swój koniec, ja zapragnęłam przedstawić Wam właśnie... taki. Pokochałam otwarte zakończenia czytając Delirium, bo zrozumiałam, że są pewnego rodzaju prezentem dla czytelnika od autora. Tą historię tworzyliśmy wspólnie - dlaczego teraz Ty nie wymyślisz ciągu dalszego?
Nie chciałam, by ta opowieść była tylko pięknym, wyidealizowanym fanfiction, który kończy się przesłodzonym romantyzmem, bo życie nie jest aż takie kolorowe. Chciałam pokazać aspekty życia codziennego, nawet między osobami, które na pozór, z naszej perspektywy, takiego życia nie prowadzą.
Chciałam pokazać, że życie potrafi obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni w konsekwencji jednej sytuacji, jednego momentu, jednej czynności.
Chciałam pokazać, że każdy ma swoje słabości i ciemne strony, które często wychodzą na światło dzienne dopiero z biegiem czasu.
Chciałam pokazać, że ludzie się zmieniają, jeśli tylko ofiarujemy im drugą szansę (Melissa, Carolina...).Tempting było jedną ze spontanicznych decyzji, którą podjęłam. Tak jak już wspominałam, nie byłoby jej bez onlyhope19, mojej wieloletniej przyjaciółki, z którą spacerowałam w pewien śliczny wieczór, kiedy to w głowie zrodził mi się ten pomysł. Miała to być krótka, niezobowiązująca rozrywka, pewnego rodzaju odskocznia od zbliżającej się matury, która zaprzątała mi myśli. I co? Wracam tu po ROKU, tak, dokładnie po roku... Pierwszy rozdział opublikowałam w kwietniu 2015. Przypadek?
Nie jestem w stanie wymienić tutaj wszystkich osób, które byłymi moimi promyczkami motywacji, bo jest was tak dużo! Nie mogę uwierzyć, że z biegiem rozdziałów, które na początku czytało raptem kilka osób, to wszystko tak się rozrosło, że na dzień dzisiejszy Tempting zostało odwiedzone prawie 67 tysięcy razy (edit 2017: 194 tys.!) Cóż to jest, jak nie magia?
Może uznacie to za śmieszne, bo wasze historie, lub te, które czytacie, otrzymywały #1, #5, czy #10 miejsce w poszczególnych kategoriach, jednak... to moje #44, które dostrzegłam, było dla mnie niemałym sukcesem.
Dziękuję za każdy komentarz, każdą gwiazdkę, każdą opinię... Dziękuję za każdego z Was.
Kocham i zapraszam na inne moje twórczości,
Wasza Inflamara x
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...