- Co tak długo? - Ines wpadła z impetem przez drzwi niczym tornado i stanęła na środku pokoju, węsząc. Coś wyczuła, nic nie dało się przed nią ukryć. Nie bez powodu często mówiłam na nią Sherlock.
- Spałam. Jak widzisz, mam za sobą ciężką noc. - wskazałam na moje rozczochrane włosy, rozmazany makijaż i ciemne sińce pod oczami.
- Och, myślę, że oprócz mnie widział to co najmniej... cały świat. Na internecie już huczy na temat jak to Livia Messi ostro bawiła się w klubie w towarzystwie blaugrańskiego obrońcy. Wszystkich tylko zastanawia: co tam robił Neymar Junior? - opadła na moje łóżko, a ja zamarłam. Tuż obok niej leżał telefon Brazylijczyka, który musiał mu wypaść z kieszeni. Jeszcze chwila i go zauważy.
- To chyba powinnam podpisać się pod tym pytaniem. - powiedziałam i klapnęłam tuż obok niej. Ręką sięgnęłam po komórkę i już miałam wsunąć ją pod poduszkę, kiedy przyjaciółka wyłapała mój wzrok.
- Co tam masz?
- Nic. - odpowiedziałam szybko, a ona uniosła brew. Sherlock, mówiłam. - No dobrze, to zastępczy telefon. Tamten znowu zgubiłam, tylko nie mów nic mamie bo mnie ukatrupi. - załgałam, a ona kiwnęła głową, i dzięki Bogu dała mi spokój. Miała teraz inne zagadki to odgadnięcia.
- A więc chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz co Neymar tam wczoraj robił? Bo na zdjęciach wyglądał na nieźle wkurzonego. - odnalazła na internecie fotki ze wspominanej imprezy by mi je pokazać, a ja skrzywiłam się na swój widok. Byłam kompletnie zalana, co widać było na pierwszy rzut oka, i coś czuję, że jeszcze tego pożałuję.
- No cóż, zdaje się.... że chyba troszkę go wczoraj podburzyłam przez telefon i tak jakoś wyszło, że odebrał mnie z tego klubu, potem zawiózł do domu... - odpowiedziałam powoli, kojarząc fakty. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę o jednej, niewyjaśnionej rzeczy. - Pytanie tylko skąd wiedział gdzie jestem... - podrapałam się po brodzie. - HMM CHYBA BĘDĘ MUSIAŁA GO O TO ZAPYTAĆ PRZY NAJBLIŻSZEJ OKAZJI. - wstając, oznajmiłam głośno i wyraźnie aby chłopak doskonale mnie usłyszał. - Mam prośbę. Jeśli możesz, zostaw mnie teraz samą i spotkajmy się za kilka godzin w Starbucksie, okej? Muszę doprowadzić się do stanu człowieczeństwa. - spojrzałam w lustro. Przerażało mnie własne odbicie.
- Nie mogę poczekać na Ciebie tutaj? - westchnęła. - Nie chce mi się jeździć tam i z powrotem.
- Nie wiem ile mi to zajmie, a mam jeszcze do pogadania z mamą. Błagam, nie gniewaj się.
- No dobra, ale za to, że znowu stracę na bilecie, ty stawiasz mi dzisiaj kawę. - postawiła swój warunek, na który ochoczo przystanęłam. Muszę się jej jak najszybciej pozbyć, bo Neymar zaraz się tam udusi. - I pożycz mi jakąś lekką bluzkę, za ciepło się ubrałam. - wstała, i ku mojemu zaskoczeniu ruszyła w kierunku szafy. Wybałuszyłam oczy i pognałam tuż przed nią, zastawiając rozsuwane drzwi rękami.
- Nie!
- Daj spokój, przecież oddam Ci ją jutro. - próbowała mnie odsunąć, ale ja nadal stałam nieugięta. - No proszę.
- Ja... Eee... Wszystkie b-bluzki mam... - zagmatwałam się, nie wiedząc co powiedzieć. Usłyszałam ciche stuknięcie ze środka i serce szybciej mi zabiło. Jeśli Ona tam wejdzie... - W praniu. Chodź, zobaczymy czy mama już coś wywiesiła. - złapałam ją za ramiona i popchałam w kierunku drzwi. Gdy znalazła koszulkę, która jej odpowiadała, i wreszcie wyszła, odetchnęłam z wielką ulgą.*
- Możesz wyjść, droga wolna. - zastukałam w drzwi, a on wygramolił się z ciemnej szafy i odetchnął z ulgą. Stanęłam przed nim, krzyżując ręce na piersi. - A więc?
- A więc? - powtórzył.
- Jakim sposobem dowiedziałeś się gdzie jesteśmy? - zapytałam.
- Marc dodał wasze zdjęcia na instagrama, hasztagując nazwę klubu w którym byliście. - odpowiedział spokojnie, a ja zastanowiłam się chwilę. Marc łaził przez całą noc z telefonem i pstrykał fotki wszystkiemu i wszystkim, całkiem możliwe, że publikował je w internecie. Swoją drogą, będę musiała na nie zerknąć. Mam nadzieję, że wyszłam na nich choć odrobinę jak człowiek.
- Po co to wszystko? Czemu przejąłeś się tym telefonem? Przecież byłam pijana, a my się nawet nie przyjaźnimy. - kolejne zastanawiające mnie pytanie wydostało się z moich ust. Neymar przeszedł obok mnie, zabrał swój telefon i powoli ruszył do wyjścia. Patrząc na jego oddalającą się sylwetkę, wreszcie zrozumiałam. - To On Ci kazał, mam rację? - na moje słowa chłopak zatrzymał się u szczytu schodów i odwrócił w moją stronę. Nie musiał odpowiadać, gdyż odpowiedź widniała na jego twarzy.
- Leo martwi się o Ciebie. Zależy mu na tobie i po prostu się troszczy. Duma nie pozwoliła mu jeszcze Ci wybaczyć, dlatego poprosił żebym miał na Ciebie oko. - wyjaśnił cicho.
- Pusty śmiech mnie bierze. - parsknęłam i pokiwałam z niedowierzaniem głową. - Nie jestem dzieckiem! Pomóż mu to w końcu zrozumieć! - wrzasnęłam, a frustracja wzrastała we mnie z każdym kolejnym słowem. Kocham mojego brata i to bardzo, ale powinien w końcu zdać sobie sprawę, że nie jestem już nastolatką, którą trzeba nieustannie kontrolować.
- Próbowałem. - westchnął. - Ale znasz go, jeśli się czegoś uczepi, to mocno się tego trzyma. Sama musisz z nim o tym porozmawiać. - powiedział i zaczął schodzić po schodach. Zastanowiłam się nad jego słowami... Czyżby Neymar wstawiał się w mojej obronie?
Dogoniłam go, kiedy wsiadał do samochodu.
- I chcę to zrobić, ale on się do mnie nie odzywa. Mimo wszystko... Dzięki za odebranie mnie. - mruknęłam cicho i odwróciłam się na pięcie. Zanim jednak weszłam do domu, spojrzałam jeszcze przez ramię. - I przepraszam, że zamknęłam Cię w szafie.
- Nie ma sprawy. Ładnie tam pachniało. - uśmiechnął się.
- Lawendowy odświeżacz powietrza. - odpowiedziałam i machałam mu, dopóki nie zniknął za zakrętem.*
- C o zrobiłaś? - Ines rozdziawiła usta, kiedy w skrócie opowiedziałam jej ostatnie wydarzenia z mojego życia.
- Powiedziałam Leo o Moracie, a on się na mnie boczy, no sama przyznaj, że nie powinien... - nie dokończyłam, bo łyżeczką, którą jadła ciasto, wymachiwała mi prosto przed nosem.
- Chcesz mi powiedzieć, że miałaś romans z Álvaro Moratą i nic mi o tym nie wspomniałaś? - na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie i niedowierzanie. Skinęłam delikatnie głową.
- Bałam się, że ty też uznasz mnie za zdrajcę.
- Bo tak bym zrobiła! - zawołała.
- No więc sama widzisz!
- Oj wybacz, ale... Morata? Ten dupek? Serio? - uniosła swoją brew tak wysoko, iż myślałam, że zaraz pęknie jej czoło.
- Mówię przecież, że to był największy błąd mojego życia! - zaperzyłam się. - Nie chcę już do tego wracać, ten rozdział mam dawno za sobą. - przemieszałam kawę rureczką i upiłam jeden łyk.
- Najwyraźniej nie, skoro napadł na Ciebie w dniu meczu. Och Livii... Twoje życie to jedna wielka telenowela. - westchnęła i obydwie parsknęłyśmy na to śmiechem. Poczułam wielką ulgę po tym, jak wreszcie się z nią tym podzieliłam. Przez cały ten czas, gdy trwałam w tym katastroficznym związku, brakowało mi osoby, której mogłabym się zwierzyć. O tym w jakie romantyczne miejsca mnie zabrał, o tym jak się czułam, kiedy on mnie dotykał, o tym jaka byłam szczęśliwa i podekscytowana przed kolejnym spotkaniem...
A potem powiedzieć prawdę, że moje chwilowe załamanie wcale nie jest spowodowane tęsknotą za tatą, tak jak wszystkim wmawiałam. Pragnęłam wygadać się, poskarżyć jak bardzo mnie zranił, traktując przy tym jak zabawkę bez uczuć. Ale wiedziałam, że nikt z moich bliskich nie pochwaliłby mojego świadomego zachowania. Álvaro Morata był i jest wrogiem mojego brata, moich przyjaciół... A teraz także i moim.
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...