Cuarenta y cuatro

6.2K 286 23
                                    

- Nareszcie jesteście! - jak tylko przekroczyliśmy próg domu, dobiegł nas z salonu głos cioci, która prędko przydreptała do przedpokoju, aby nas powitać. - Już myślałam, że się nie odnaleźliście, tak długo was nie było.
- Zasiedzieliśmy się i... - zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć, bo u szczytu schodów zobaczyłam, a przede wszystkim usłyszałam jedną z najbardziej cenionych przeze mnie osób. 
- Tak... długo... - schodził po każdym ze schodów z wyraźną trudnością ze względu na swoje lata. - ...czekałem na ten... moment! - zawołał zadyszany, gdy wreszcie udało mu się zejść na sam dół. Odłożyłam torebkę na bok i podeszłam do niego, bo wyciągał do mnie już swoje ręce. Łezka zakręciła się w jego oku, co powinnam natychmiast sfotografować i uwiecznić, bo nikt jeszcze nigdy nie widział u niego takiego widoku. 
- Dziadku... - westchnęłam, bo nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Bardzo żałowałam, że mój kontakt z nim się urwał. Plułam sobie za to w brodę, ale on był uparty i nigdy nie chciał wsiąść do samolotu, aby się ze mną zobaczyć. Podobnie zresztą jak i ja, tyle że nie robiłam tego z zupełnie innych powodów. Na myśl o powrocie do domu, w którym nie było taty, dostawałam palpitacji serca. Ale teraz będzie już inaczej.
- Obiecałem sobie, że Cię uduszę, jak tylko Cię zobaczę! - oderwał się ode mnie, mierząc mnie "gniewnym" spojrzeniem, które jednak szybko zostało zastąpione przez łagodny ton głosu i delikatny uśmiech. - Ale teraz, kiedy już Cię mam, trochę mi szkoda. 
- Uwierz mi, ja też tęskniłam. Gdzie jest babcia? - rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie jej nie widziałam. Była tak energiczną kobietą, że to dziwne iż jeszcze jej nie usłyszałam, ani nie dostrzegłam. Zagadka jednak szybko się rozwiązała, bo właśnie w tym momencie drzwi za nami się otworzyły, a Neymar odskoczył wystraszony. Po raz pierwszy widziałam go takiego skrępowanego, stał z boku i nie wiedział gdzie się podziać. Zachichotałam na ten widok.
- Och, jesteśmy w samą porę! - zaskrzeczała babcia tym swoim charakterystycznym głosikiem, i nie minęło kilka sekund, a już mnie ściskała. Wujek, który wkroczył tuż za nią, jak zwykle rzucił w moim kierunku kilka żarcików, i przytulił mnie na powitanie.
- Są już wszyscy? Świetnie, zapraszam na kolację! - ciocia klasnęła w dłonie i tonem nie wnoszącym sprzeciwu nakazała nam usiąść do stołu. 
Wiedziałam, że prędzej czy później (a w tym przypadku okazało się, że prędzej) cała uwaga skupi się nie na moim powrocie, a raczej na gościu, którego ze sobą zabrałam. 
- Dziwne uczucie przyprowadzić do rodziny swojego chłopaka, i nie musieć go nikomu przedstawiać, bo zna go cały świat. - szepnęłam do Juana, a ten ze śmiechu zakrztusił się swoim jedzeniem, przez co Milagros musiała poklepać go po plecach.
- Ostatni mecz był bombowy! - zawołał podekscytowany dziadek, który zajął sobie miejsce tuż koło Neymara. To samo było z Leo, gdy tylko się widują, dziadek nie opuszcza go nawet na krok, jest wielkim pasjonatą piłki nożnej. Zapewne mamy to zapisane w genach.  - Myślałem, że w ostatniej minucie dostanę zawału, Peppi musiała mi przynieść moje tabletki na serce! - wyznał, nachylając się do Brazylijczyka. 
- To prawda, narobił mi wielkiego stracha! - potwierdziła babcia, a ja uśmiechając się, pokiwałam głową z niedowierzaniem. Następne piętnaście minut wciąż kręciło się wokół niego, w tym czasie ciocia i Catalina zdążyły powynosić wszystkie naczynia i położyć na stole imbryk z herbatą i ciasteczka domowej roboty, a im tematy nadal się nie kończyły.
- Przepraszam bardzo, ale czy nie uważacie, że to trochę lekceważące z waszej strony? - przerwałam Neymarowi jego opowieść, a wszyscy spojrzeli na mnie, przypominając sobie o mojej obecności. - Przyprowadzam wam do domu chłopaka, o którym kompletnie nic nie wiecie. Być może ma jakieś niemoralne pobudki i chce mnie tylko wykorzystać? Może wcale nie jest taki milutki na jakiego wygląda? Na prawdę nikogo tutaj nie zainteresuje moje bezpieczeństwo? - przedstawiłam im swoje pytania, a oni wszyscy wybuchnęli śmiechem. 
- Amorcito, to jeden z najlepszych piłkarzy świata. - odpowiedział dziadek, jakby to było wytłumaczeniem na wszystko.
- Dobrze mu z oczu patrzy, zauważyłam to od razu jak go zobaczyłam. - dodała babcia, a wujek napotkał moje spojrzenie i puścił mi oczko. Oczywiście to, co mówiłam było tylko żartem, ale miałam też w sobie trochę racji. Chłopaka, którego zabierałam na studniówkę, przytrzymywali w domu przez godzinę, aby dowiedzieć się, czy aby i na pewno się dla mnie nadaje. (co najmniej jakbyśmy planowali w ciągu tej nocy wziąć nieplanowany ślub, a nie po prostu się razem bawić).
Pół godziny później stwierdziliśmy, że już pora na odpoczynek. Szepnęłam Neymarowi do ucha, że ciocia zapewne coś dla nas przygotowała, ale jeśli chce, to możemy pojechać do hotelu. Nie zdążył nawet odpowiedzieć, bo ciocia nas zawołała i zaprowadziła na górę. Razem z nami zabrała się babcia, która zrobiła się śpiąca, ale dziadek pozostał na dole, bo miał w telewizji swój ulubiony program. 
- Pościeliłam wam w pokojach gościnnych, jeśli czegoś będzie wam brakowało, to wołajcie. - uśmiechnęła się, stając na korytarzu. W pokoju po prawej, gdzie zawsze sypiałam jako dziecko, dostrzegłam już moją przeniesioną walizkę, natomiast bagaż Neymara czekał w sypialni po lewej. Chłopak wyraźnie zdziwiony uniósł do góry brew, i chciał podążyć tuż za mną. 
- Ale... - zaczął, pokazując na siebie i na mnie, a babcia podparła się o jego ramię i poklepała go delikatnie. 
- Może i Cię polubiliśmy, ale to nie znaczy, że od razu wepchniemy Cię do jej łóżka, kochaniutki. Swoje zasady mamy. - uśmiechnęła się szeroko, i poczłapała do siebie, narzekając pod nosem na bolące biodro. 
- Żałuj, że nie widzisz teraz swojej miny! Uwielbiam ją! - zawołała ciocia, chichocząc, i zeszła na dół, pozostawiając Neymara osłupiałego i kompletnie wytrąconego z równowagi. 
- Ja też ją uwielbiam. - szepnęłam, posyłając mu buziaka, po czym zniknęłam za drzwiami, zanim zdążył wcisnąć się za mną do środka.

Godzinę później, gdy wykąpana leżałam na łóżku i próbowałam odgadnąć hasło do wifi, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek, była już dwudziesta druga i wszyscy siedzieli w swoich pokojach oprócz Juana i dziewczyn, którzy wybierali jakiś film na który miałam za chwilę do nich zejść. Zgasiłam lampkę nocną, kiedy zobaczyłam skradającego się Neymara. 
- Ej, nic nie widzę! - syknął, po czym potknął się o jakiś stołek i zajęczał z bólu. 
- I dobrze, nie zbliżaj się! 
- Dlaczego? - widziałam jak cień jego sylwetki staje w miejscu, i dziwi się na moje słowa. - Wzięłaś sobie do serca słowa twojej babci? Obiecuję, że nie zamierzam się do Ciebie dobierać. - szepnął, a mnie serce mocniej zabiło na dźwięk tych słów. Wiedziałam, że jest z reguły bezpośredni, ale czegoś takiego jeszcze od niego nie słyszałam. - Choć nie ukrywam, że mam ochotę. - zachichotał, a ja czułam jak cała się czerwienię i dziękowałam Bogu, że jest ciemno.
- Nie, nie podchodź! - zawołałam szeptem, nie chcąc przeszkadzać cioci i wujkowi, których sypialnia mieściła się tuż za ścianą. 
- Livii, co się dzieje? - zdziwił się, zachowując powagę.
- Nie mam na sobie makijażu, lepiej nie patrz na mnie. - przykryłam się poduszką. Wiem, że to głupie, ale chłopak widział mnie do tej pory zawsze, kiedy to miałam na sobie profesjonalny makijaż, a teraz zmyłam z siebie  w s z y s t k o.
- O Boże. - przystanął i zasłonił usta dłonią. (Wiem, bo podglądałam go zza poduszki.) - O Boże, masz rację. Co ja sobie myślałem... Ugh, to na pewno okropne. - dostrzegłam w ciemności, jak cofa się kilka kroków, i szuka klamki. - Wrócę tu rano, jak już wreszcie się ogarniesz. - powiedział i nastała cisza. Minęło jakieś kilkanaście sekund, sądząc po stukaniu wskazówek zegara, po czym całym swoim ciałem opadł na łóżku tuż obok mnie i wyrwał mi poduszkę z rąk. 
- Teraz dopiero jesteś piękna! - zawołał, pochylając się nade mną i lustrując mnie wzrokiem, co tylko sprawiło, że zaczęłam się krępować. Przypomniałam sobie te wszystkie krostki, które pojawiły się na moim czole, i o popękanych krwinkach na policzkach...
- Przestań! - próbowałam go z siebie zrzucić, śmiejąc się, ale był za ciężki. Zaczął się ze mną bawić i łaskotać mnie, przez co wrzeszczałam jak opętana.- Widziałam.. te twoje piękne dziew..dziewczyny z idealnymi cerami, hahaha dość! - zachichotałam.- Ale... hahaha, ja... ja nie jestem taka nawet w połowie. - szepnęłam, a moje słowa podziałały na niego jak kubeł zimnej wody, bo zatrzymał się i zmrużył te swoje ciemne brwi. 
- Uwielbiam to czoło. - mówiąc to, ucałował mnie dokładnie w miejscu, gdzie znajdowały się moje zakompleksione krostki. - Uwielbiam te policzki. - musnął je ustami, co spowodowało, że stado motyli w moim brzuchu zbudziło się ze snu. - Uwielbiam ten nosek. Uwielbiam tą brodę. Uwielbiam te oczy. Uwielbiam... to zagłębienie w twojej szyi. Uwielbiam Cię taką, jaka jesteś, rozumiesz? - powiedział, wpatrując się we mnie z taką powagą, że przez chwilę zapomniałam gdzie jesteśmy, i o tym, że jeszcze przed momentem się śmialiśmy. - Nigdy więcej nie porównuj się do... dziewczyn, z którymi się spotykałem. Nie ma ludzi idealnych, ale za to ty jesteś wyjątkowa, słyszysz? - spytał, na co pokiwałam głową. Poczułam jego ciepłe usta na moich wargach, i przyjemne ciepło rozlało się po całym moim ciele. Kilkanaście sekund później naszą romantyczną chwilę przerwało głośne stukanie. 
- Chyba powinniśmy zejść na dół. Wzywają nas. - wskazałam głową na kaloryfer, w który kuzyni stukali prosto z salonu. Był to od dziecka nasz sposób komunikacji, kiedy rozdzielali nas, gdy coś przeskrobaliśmy. 
- Niechętnie, ale niech Cię będzie. - westchnął, i nie zwlekając wygramoliliśmy się z łóżka. 
Ręka w rękę weszliśmy do salonu, gdzie na stole stały miski z popcornem i jakieś napoje, a Juan i dziewczyny czekali już wyłożeni na kanapie. 
- No! Myślałem, że już dzisiaj nie zejdziecie! - zawołała Mili, a Catalina włączyła film. Nie minęło dziesięć minut, a rozległ się dźwięk telefonu Neymara. 
- Miałeś go wyłączyć. - przypomniałam mu, urażona. Staraliśmy się odciąć od tej codziennej gonitwy, kiedy byliśmy razem. 
- To Leo. - spojrzał na wyświetlacz, i bez wahania odebrał, odchodząc na bok. Nie słyszałam o czym mówili, ale widząc wyraz jego twarzy, wiedziałam, że to nie są dobre wieści. Kiwał głową, i najwyraźniej wypytywał o coś z dokładnością, notując na kartce, którą znalazł na stoliku.
- Przyciszcie to. - powiedziałam, gdy skończył. Włożył telefon do kieszeni, i patrząc na mnie, westchnął głęboko. Spojrzałam na niego pytająco. 
- Mam dobrą i złą wiadomość. - oznajmił, a moje serce zabiło mocno, niczym młot. Spodziewałam się... chyba najgorszego. - Dobra jest taka, że znaleziono Ines.
- A... a zła? - zająkałam się.
- Leży w szpitalu. Policja z Buenos Aires właśnie zadzwoniła do Luisa. 

ZAŁOŻYŁAM STRONĘ ZE ZWIASTUNAMI! Postanowiłam spróbować z czymś nowym, często bawię się w tworzenie zwiastunów i pomyślałam, że może komuś z was się przyda? Zapraszam do zamawiania :)  --->   http://wzgorze-zwiastunow.blogspot.com/  


TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz