- No i co ja mam teraz z tą sprawą zrobić? - westchnęłam głośno, zasłaniając twarz w dłoniach i zastanawiając się nad tym, co powiedział mi przed momentem Luis.
- Nikt z nas Ci tego nie powie, to tylko i wyłącznie twoja decyzja. - odezwała się Anto, ustawiając sobie małego Mateo do odbicia.
- Wiem, że chcesz ruszyć dalej. - Leo, siedzący tuż obok mnie, spojrzał na mnie współczująco. - Ale musisz pamiętać, że ten człowiek równie dobrze może skrzywdzić tak inną kobietę.
I to zdanie było sztyletem, który najbardziej mnie ugodził. Nie było chyba lepszego argumentu, którym ktoś mógłby przekonać mnie do podjęcia właściwej decyzji. Nie mogę... nie potrafię być aż tak egoistyczna, by z osobistych powodów pozwolić na kolejne nieszczęścia.
- No dobrze. Pójdę tam i złożę te zeznania, a potem... raz na zawsze zakończę tę sprawę.*
- Dwa razy cappuccino i krem kataloński. Proszę bardzo i życzę smacznego! - Ines uśmiechnęła się do chłopaka, który zamówił te pyszności dla siebie i swojej dziewczyny, po czym rzuciła ścierkę na blat i spojrzała na mnie. - Przypomnij mi jeszcze raz, czym zawdzięczam tę wizytę?
- Pamiętasz jak zablokowałaś mi numer wiesz kogo? - zapytałam, siadając na barowym krzesełku tuż przed nią, a ona skinęła głową. - No to teraz mi go odblokuj.
- Cokolwiek zamierzasz zrobić, wcale mi się to nie podoba... - uprzedziła mnie, odbierając wyciągnięty w jej kierunku telefon.
- Nie chodzi o sprawy między mną a nim. - uspokoiłam ją szybko, zakładając za ucho zabłąkany kosmyk moich włosów. - Myślałam, że po naszym rozstaniu ten pomysł wyparował, ale ku mojemu zaskoczeniu oddał tę sprawę z ginekologiem do sądu.
- No proszę, a jednak czasami widać u niego przebłyski człowieczeństwa. - mruknęła pod nosem, grzebiąc w ustawieniach mojej komórki. Podczas gdy ona bawiła się w serwis telefoniczny, ja zeskoczyłam z krzesełka i zabłądziłam w jej kuchni, przygotowując sobie przepyszną kawę z karmelowym sosem.Podziwiałam Ines za to, że jej spontaniczny pomysł na życie na prawdę wypalił. Udało jej się stworzyć kawiarnię jak ze snów, zatrudniła miłą i oddaną obsługę, zdobyła kilku stałych klientów, a z każdym kolejnym dniem pojawiali się nowi. W dodatku zapomniała o nieprzyjemnej przyszłości, ruszyła dalej i po drodze spotkała ją miłość. Kobieta sukcesu.
Gdy odzyskałam moją własność, wzięłam głęboki oddech i wystukałam krótką wiadomość. Nie musiałam szukać numeru w książce telefonicznej, nadal znałam go na pamięć.
Złożę zeznania, jeśli będzie trzeba.
- Dobrze robisz. - powiedziała Ines, kiedy z chwilą zawahania wpatrywałam się w to, co napisałam. - Wysyłaj.*
- Mógłbym ją na moment porwać? - Neymar skierował pytanie do mojego brata, który tuż po wygranej rozprawie trzymał mnie w ciasnych objęciach. Uśmiech zszedł z mojej twarzy na widok Brazylijczyka, co nie uszło jego uwadze.
- Jej powinieneś spytać, nie mnie. - odpowiedział spokojnym tonem.
Bez słowa dałam Leo do zrozumienia, że wszystko w porządku. Chłopak pocałował mnie jeszcze w policzek, a następnie wycofał się, by zadzwonić do mamy i Anto z dobrymi wieściami.
- Dziękuję Ci za to, co zrobiłaś. Zdaję sobie sprawę, że odgrzebanie tej sprawy nie było dla Ciebie łatwe. - Miałam ochotę prychnąć na jego słowa, ale postanowiłam się powstrzymać. Koniec gierek, koniec z tym wszystkim, koniec z nami. Wreszcie zostawiam tą sprawę za sobą i mogę z czystym sumieniem ruszyć dalej.
- Nie zrobiłam tego dla Ciebie, tylko dla Cataliny i wszystkich ludzi, którzy staliby się ofiarami tego człowieka. - skrzyżowałam ręce na piersi, by ukryć to, jak drżą mi dłonie. Delikatnie zestresowana tą rozmową zaczęłam cofać się kilka kroków w tył, nawet tego nie zauważając.
- Jest szansa, że... że kiedykolwiek wybaczysz mi to wszystko? - zapytał nagle, kiedy powoli się od niego oddalałam. Stanęłam w miejscu, jak gdybym przypomniała sobie o tym, gdzie się znajduję i uśmiechnęłam się do niego tajemniczo.
Ludzie są istotami pełnymi wad. Samolubnymi i tchórzliwymi przez większość czasu. Kłamiemy, zdradzamy i podkradamy się. Ranimy się nawzajem słowami i czynami, a potem... odchodzimy. Jest prawie sto procent gwarancji, że ludzie, których kochamy nas zawiodą. To jest właśnie to ryzyko, jakie podejmujesz, kiedy otwierasz swoje serce. Ale w końcu nadchodzi taka chwila, w końcu w którymś momencie musisz zdecydować, czy są rzeczy ważniejsze niż ból. I wybaczyć im błędy.
- Już wybaczyłam, Neymar. - odpowiedziałam półszeptem, obserwując jego twarz.
W zasadzie, to ja dzisiaj powinnam mu podziękować. Jego obecność, a następnie jego odejście dało mi niezwykłą lekcję. Życie nie jest aż takie poważne, to my tak na prawdę je komplikujemy. Dlatego... powinniśmy się śmiać. Śmiać z własnej głupoty. Słońce wschodzi i zachodzi, a my mamy tendencję do zagmatwania się, dobijania, rozdrapywania ran. Ale czy to wszystko jest tego tak na prawdę warte? Przecież równie dobrze Jutro może trzymać dla nas coś lepszego.Rozmyślając nad tym, zauważyłam, że i on delikatnie się do mnie uśmiecha. Przez chwilę świat wokół nas zatrzymał się. Tak jak za starych dobrych czasów znów byliśmy sami, we dwoje. Tylko ja i On.
- O czym teraz myślisz? - wyrwał mnie z zadumania, przerywając ciszę, która zawisła w powietrzu.
- O tym jak mogłam kiedyś nie wiedzieć, że zakochanie się w tobie będzie tak fatalne, jak rzucenie się ze stromego klifu. - zachichotałam z własnego porównania, które niespodziewanie zrodziło mi się w głowie.
Swoją uwagą najwyraźniej go zmieszałam i wytrąciłam z równowagi. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że zabrało mu mowę. I to był mój maleńki triumf.
- Z całego serca życzę Ci wszystkiego dobrego, na prawdę. - kontynuowałam, nie przerywając swojej passy. Czułam, że właśnie teraz jest właściwy moment na należyte zakończenie naszej wspólnej przygody. Nie przez list, nie przez telefon. Właśnie tak powinniśmy to zrobić: godnie, stojąc naprzeciw siebie. - Teraz widzę, że Leo rzeczywiście miał co do nas rację, tak jak i później do Ciebie to w końcu dotarło. Mnie zajęło to najwięcej czasu, ale wreszcie zrozumiałam. Byłeś niczym rozbita szklanka, ale ja wciąż się Ciebie dotykałam, mimo iż wiedziałam, że mogę się skaleczyć. Pewnie ta moja przemowa wyda Ci się dziwna i uznasz mnie za nienormalną... - parsknęłam śmiechem, podobnie jak i on, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Widziałam jak zaszkliły mu się oczy. - Czytałam ostatnio pewną książkę, którą kupiła mi Ines. Apropos niej, kazała Cię pozdrowić.
- Nie jestem aż tak zdesperowany, by w to uwierzyć, ale dzięki. - Nawet teraz, w chwili kiedy przypieczętowywaliśmy naszą relację i zamykaliśmy pewien etap w naszym życiu, byliśmy w stanie żartować. To chyba dobry znak, prawda?
- Wracając do tej książki... przeczytałam w niej, że Czasami człowiek dokonuje w życiu wyboru, a czasem to wybór stwarza człowieka*. I wiesz, myślę że w tej jednej, cholernej sentencji kryje się cała prawda. Twój wybór ukształtował mnie na nowo. Jakoś się z tego wszystkiego pozbierałam i dzięki tobie stałam się silniejsza.
- Chyba obydwoje zaczerpnęliśmy pewne lekcje, które zostaną w nas już na zawsze. - zgodził się ze mną, spuszczając wzrok. Obydwu nam było w tej chwili ciężko, ale i równocześnie czuliśmy, jak cały ten ciężar powoli się z nas ulatnia. Było to nie do opisania.
- Łzy? Na prawdę? No ile ty masz lat? - śmiechem próbowałam złagodzić poważną aurę naszej rozmowy. Brunet starł je szybko z policzków wierzchem dłoni i uśmiechnął się lekko. - Och, chodź tutaj. - wyciągnęłam do niego swoje ręce, a on niepewnie zrobił kilka kroków w przód i wtulił się we mnie. Wraz z tym uściskiem rozluźniliśmy nasze spięte ciała. Wraz z tym uściskiem powiedzieliśmy sobie to... czego nie potrafiliśmy ubrać w słowa.Nie wiem jak wy, ale ja płaczę, a słuchanie piosenek Coldplay tylko to wszystko pogarsza. Z przykrością zawiadamiam, że zbliżamy się małymi krokami ku końcowi, przewiduję jeszcze kilka rozdziałów.
Bardzo was kocham x
* cytat pochodzi z "Zostań jeśli kochasz"
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...