Cinquenta y cuatro

6.1K 272 13
                                    

Kolejne dni pobytu w Brazylii spędziliśmy przede wszystkim na odwiedzaniu rodziny Neymara, której już dawno nie widział. Towarzyszyli nam jego rodzice i siostra, a więc mogłam poznać ich jeszcze lepiej. Pan Santos na każdym kroku przypominał mi, jak bardzo mu głupio za to, że nasza znajomość rozpoczęła się w taki, a nie inny sposób, i starał się stale mi to rekompensować. Co do Nadine - była po prostu złotą kobietą. Podziwiałam ją za to, że tak dobrze radziła sobie z ciągłą nieobecnością swoich dzieci, z ogromną pracą, którą wkładała na rzecz fundacji... Spędzała tam na prawdę wiele czasu pomagając dzieciakom. Byłam zaskoczona, kiedy pewnego wieczoru przy rozpalonym ognisku opowiedzieli mi co się działo u nich w przeszłości. *
- Pamiętam to, jak mieszkaliśmy jeszcze w domu dziadka. Mieliśmy jeden mały pokój: ja, Rafaella i rodzice. - mówił Neymar, wpatrując się w tańczące wesoło płomienie. - Po lewej stronie, patrząc od drzwi, był materac, na którym spaliśmy wszyscy w czwórkę. Przed materacem stał kufer i szafa na ubrania, co tworzyło wąskie przejście, w którym grałem w piłkę. No, na materacu też... - zaśmiał się. - Tak wyglądało moje pierwsze boisko. Jennifer, moja kuzynka... poznałaś ją wczoraj, pamiętasz? - upewnił się, czy go słucham, więc pokiwałam głową. - Ona i Rafaella robiły dla mnie za słupki bramek. Lorrayne i Rayssa z kolei wcielały się w przeciwników, choć raczej... z całym szacunkiem, służyły za manekiny szkoleniowe. - wyszczerzył zęby na to wspomnienie. 
- Poczekaj tylko, powiem im to! - zawołała Rafa, i wszyscy zachichotaliśmy. 
Cała ich rodzina osiągnęła ogromny przeskok. W porównaniu z ich dzisiejszym majątkiem, można uznać, że wtedy byli po prostu biedni. Trudno mi uwierzyć, że kiedyś gnietli się w jednym małym pokoiku, my nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji, choć też nie zawsze nam się przelewało. Czasami, na pierwszy rzut oka można uznać, że rodzina da Silva Santos nieco się wywyższa i pyszni tym bogactwem, które posiada. Jednak teraz, kiedy lepiej ich poznałam, i zdradzili mi to, przez co przeszli, dostrzegam w nich całkiem normalnych ludzi. Są tacy jak my wszyscy, ale nie zawsze to widać zza tych wszystkich fleszy i kamer. 
- W 1992 roku, kiedy Juninho (czyt. Neymar) miał ledwie cztery miesiące, mieliśmy tragiczny wypadek. - Pan Santos rozpoczął, szepcząc. - Zjeżdżaliśmy z gór w deszczowy dzień, samochód z naprzeciwka wjechał w nas. Lewa noga wylądowała mi na prawej, kości w obrębie miednicy się zwichrowały. 
- O mamo. - jęknęłam, kiwając głową w zaskoczeniu. Nigdy o tym nie słyszałam, Neymar niewiele mi o sobie opowiadał. 
- Będąc w szoku, krzyczałem do Nadine, że umieram, wszystko działo się bardzo szybko. Kiedy wróciła mi przytomność, pojawiło się coś znacznie gorszego od bólu. Było to pytanie: gdzie jest mój syn? - widziałam, że opowiadanie tego, było dla niego trudne. Chyba dla nich wszystkich, mimo iż Neymar już tego nie pamięta. To był przecież moment, który mógł zmienić wszystko, pociągnąć za sobą masę konsekwencji. - Byliśmy już niemal pewni, że go straciliśmy. Pamiętam, jak w rozpaczy i bólu, modliłem się do Boga, by zabrał mnie zamiast niego. Samochód zatrzymał się nad urwiskiem, gdyby Nadine próbowała wyjść przez swoje drzwi, spadłaby w przepaść. Byliśmy zdesperowani, ale dla ludzi wierzących w Boga wszystko jest możliwe! - uśmiechnął się delikatnie, by pocieszyć siebie i nas wszystkich, którzy słuchaliśmy go z dreszczami na całym ciele. To wszystko brzmiało nieprawdopodobnie, jak z jakiegoś filmu, a jednak nie było fikcją, tylko się wydarzyło. - Ludzie, którzy przyszli nam z pomocą, znaleźli Juninha pod tylnym siedzeniem. Nic poważnego mu się nie stało, małe zadrapanie na głowie. Dzięki pomocy boskiej i tym ludziom, nasz chłopak przeżył wypadek. 
- Widocznie tak miało być. - uśmiechnął się Neymar. - Stale powtarzam: Bóg zawsze ma nas w opiece - i wtedy, i wcześniej, i będzie mieć w przyszłości. 
Zaniepokojona ich opowieściami, oraz ciemnością otaczającej nas nocy, wtuliłam się mocniej do Brazylijczyka. Chciałam poczuć jego ciepło i jego bliskość. Nie mogę sobie wyobrazić tego, co byłoby, gdyby jednak nie przeżył tego wypadku. Nigdy byśmy się nie spotkali. Nigdy nie spełniłby swoich ogromnych marzeń. Jego rodzice nigdy by sobie tego nie wybaczyli... Przerażały mnie te okropne myśli.
Zrobiliśmy małą przerwę na zjedzenie grillowanych przysmaków, jednak zaraz po tym, poprosiłam, aby opowiedzieli mi coś jeszcze.
- Ciężko pracowałem dla mojej rodziny i chociaż jako sportowiec nie zarabiałem zbyt dużo, mogłem pomóc synowi spełnić marzenie. - Neymar Senior rozciągnął się w swoim leżaku, a ja z zaciekawieniem się mu przysłuchiwałam. - Żeby związać koniec z końcem, zacząłem sprzedawać filtry do wody firmy Panasonic, w 1998 roku woziłem też ludzi starym volkswagenem. Na zakrętach pasażerowie trzymali drzwi, żeby się nie otworzyły. - parsknął śmiechem, po czym wziął łyk piwa, które trzymał w ręce. - Z pomocą Boga, dzięki sprzyjającemu losowi i licznym przyjaciołom mogę się dziś nazwać prawdziwym szczęściarzem. Miałem tu, w Paia Grande działkę budowlaną i marzyłem o tym, by kiedyś postawić na niej dom. Posiadałem wszystkie papiery, jednak brakowało mi pieniędzy na zakup materiałów budowlanych. Nie było mnie stać na postawienie domu dla mojej żony i dzieci... - westchnął na to przykre wspomnienie, a Nadine oparła mu głowę na ramieniu.
- Kiedyś, gdy zabrakło środków, by opłacić rachunki, odcięli nam prąd. - kontynuowała za męża. - Neya i Rafaellę, w przeciwieństwie do nas, bardzo to bawiło. Z niecierpliwością wyczekiwali nadejścia zmroku, by zapalić świece. Byli zachwyceni! - pokiwała głową w zdumieniu, a ja z uśmiechem popatrzyłam na dwójkę rodzeństwa.
- Nie mogliśmy narzekać. - Senior przerwał jej ponownie. - Przecież w tym domu pozbawionym prądu mieliśmy coś bezcennego: prawdziwą miłość. To na niej tak na prawdę buduje się dom. I życie. Na miłości, czułości, partnerstwie i cierpliwości. Pamiętajcie o tym, dzieciaki. - podniósł na nas swój wzrok. Poczułam, jak ręka Neymara wędruje ku mojej, co spowodowało, że się zarumieniłam. Nie jestem pewna, czy dobrze to odebrałam, ale to zabrzmiało zupełnie tak, jakby rodzice Neymara dawali nam swoje błogosławieństwo. Nie wiem jak potoczy się nasze życie, i co przyniesie przyszłość. Ale póki co... musimy się cieszyć tym, co mamy.

Następnego dnia wieczorem mieliśmy wylatywać do miejsca, o którym Neymar nie chciał mi pisnąć ani jednego słówka. Z jednej strony byłam podekscytowana tą niespodzianką, ale z drugiej obawiałam się co też takiego wymyślił. Jako, że on na ten dzień miał zaplanowane kilka spotkań biznesowych, ja byłam wolna. Zwlekłam się z łóżka jakieś dwie godziny po tym, kiedy on i jego tata pojechali. Zeszłam na dół i okazało się, że zostałam tylko z Nadine, bo Rafaella pojechała do znajomych. 
- Za godzinkę muszę pojechać do fundacji, obiecałam pomóc w pieczeniu ciast. Może zechcesz przejechać się ze mną? - zaproponowała, a ja zgodziłam się ochoczo. 

Instituto Projeto Neymar Jr znajduje się w Praia Grande, w stanie São Paulo. Został wybudowany na powierzchni 8,400 metrów kwadratowych dla dzieciaków w wieku od siedmiu do czternastu lat, którzy pochodzą z ubogich rodzin. Oferuje się tutaj dla nich darmowe zajęcia takie jak piłka nożna, siatkówka, koszykówka, judo, nauka języków, czytanie, tańce a nawet informatyka. 
- Organizujemy dla dzieciaków wcześniejszą wigilijkę, dlatego pora na pieczenie pierniczków, i innych smakołyków. Mamy tutaj około 2400 dzieciaków, którzy na pewno nimi nie pogardzą. - tłumaczyła Nadine z uśmiechem, prowadząc mnie przez korytarz, gdy byłyśmy już na miejscu. Otworzyła przede mną drzwi średniej wielkości kuchni, w której pracowało już kilka kobiet. Wszystkie przywitały mnie całusami w policzek i krótką pogawędką, jednak szybko zabrałyśmy się do pracy, bo było jej na prawdę sporo. 
- A co wy na to, żebyśmy zrobiły pierożki z krótkimi wiadomościami w środku? - zaproponowałam, kiedy w przypływie chwili naszedł mnie taki pomysł. Otrzepałam ręce z mąki, i spojrzałam na nie. - Wiecie, z takimi optymistycznymi przesłaniami napisanymi na karteczkach. 
- To może być całkiem fajny pomysł. Alberto, poszukaj jakiegoś dobrego przepisu, a ja pójdę zapytać czy ktoś z biura mógłby zająć się drukowaniem kartek. - Nadine wytarła ręce o fartuch, po czym wyszła. Ja, kiedy dokończyłam dekorowanie góry pierniczków, pomogłam Albercie przyrządzać ciasto na pierożki. Po pięciu godzinach pracy byłyśmy już zmordowane i ledwo stałyśmy na nogach. 
- Dobra, dziewczynki, na dzisiaj chyba już wystarczy. - odezwała się Josefa, sześćdziesięcioletnia kobieta, która nami rozporządzała. - Pierożki rozpoczniemy piec dopiero jutro, bo one w przeciwieństwie do pierników i kruchych ciastek, szybko się zeschną. Dziękuję i do zobaczenia jutro. 
Po posprzątaniu stanowisk, udałyśmy się do łazienki. Mąkę i kawałki ciasta miałam dosłownie wszędzie, ale udało mi się strzepnąć je jedynie w niewielkim stopniu, aby się ich pozbyć potrzebny był dokładny prysznic.
Słysząc w oddali odgłosy śpiewów, poszłyśmy z Nadine do jednej z salek lekcyjnych w którym dzieciaki śpiewały kolędy. Widok ich uśmiechniętych, radosnych twarzy chwycił mnie za serce. Być może wielu z nich nie doświadczyło jeszcze takiej prawdziwej wigilii, bo nie miało na to warunków. To, co robił dla nich Instytut było po prostu niesamowite. 
Miałyśmy wejść tu tylko na chwilę, ale w efekcie zasiedziałyśmy się dobrą godzinę. Kilka dziewczynek zaciągnęło mnie do ławek i poprosiło abym z nimi pośpiewała. Dostałam nawet kartę ze słowami, i nie miałam innego wyjścia, jak tylko się zgodzić. Nadine również się przyłączyła, wkrótce śpiewy rozbrzmiały po całej sali, roznosząc się nawet po korytarzach. Dopiero wtedy tak na prawdę poczułam tegoroczną magię świąt. 

- Gdzie byłyście tak długo? - Neymar podszedł do mnie, jak tylko przekroczyłam próg jego domu. Wróciłyśmy dopiero o godzinie dwudziestej, bo po śpiewach, zaglądnęłyśmy również na zajęcia tańca i naukę hiszpańskiego. Nauczycielka poprosiła mnie, abym poopowiadała coś dzieciakom po hiszpańsku, więc trochę nam zeszło. 
- W twoim Instytucie. - uśmiechnęłam się szeroko, a on zdziwiony przyciągnął mnie do siebie, całując czule. Jego ręka powędrowała w moje włosy, ale szybko oderwał się ode mnie, unosząc dłoń. - Co to jest? - Wlatrywał się w coś między palcami.
- Zdaje się, że kawałek ciasta na pierożki. - zachichotałam i opowiedziałam mu o naszej dzisiejszej pracy. Nadine pochwaliła mnie, że jest ze mnie bardzo dumna i wyznała, że dzieciaki mnie pokochały. Bardzo się ucieszyłam, słysząc to. Leo również miał swoją fundację w którą też starałam się angażować, jednak nie często miałam wiele czasu, aby się jej poświęcić. Bezinteresowna pomoc jest czymś najpiękniejszym, co można ofiarować drugiemu człowiekowi. 

Z racji tego, że mój pobyt w Instytucie się przedłużył, postanowiliśmy darować sobie dzisiejszy lot, i wyruszyć dopiero z samego rana, co bardzo mnie ucieszyło. Po wzięciu szybkiego prysznicu, zasiedliśmy razem do kolacji, a zaraz potem ja i Neymar udaliśmy się do sypialni. Zmęczona po całym dniu padłam momentalnie. Już dawno nie spało mi się tak dobrze, jak tej nocy. Ciężka praca się jednak opłaca.

* - opowieści pochodzą z biografii Neymara - "Neymar o sobie. Rozmowa ojca z synem" , którą niedawno sobie sprawiłam. Stwierdziłam, że nie będę nic zmieniać, tylko przedstawię to tak, jak Neymar Junior i Senior opowiedzieli to w tej książce :)

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz