- Mogę już ściągnąć tą opaskę? Zaczyna wżynać mi się do głowy. - jęknęłam, zniecierpliwiona. Neymar zrobił wszystko, abym nie zobaczyła, ani nie usłyszała dokąd lecimy. Przez chwilę zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie zamierza porzucić mnie na jakiejś bezludnej wyspie, albo wrzucić w sam środek wojny koreańskiej, ale szybko wyrzuciłam te pomysły z głowy. Chyba sobie na ta takie traktowanie na zasłużyłam, co?
- Dopiero wyjechaliśmy z lotniska, jak znajdziemy się w miejscu docelowym, to Ci ją ściągnę. Nie marudź, bo nie będzie niespodzianki. - skarcił mnie, a ja głośno westchnęłam, rozsiadając się wygodniej na siedzeniu.
- Nienawidzę niespodzianek. - mruknęłam cicho.
- Wiem, że uwielbiasz. Mnie nie oszukasz. - odpowiedział, i powrócił do bawienia się telefonem. Mi nawet tego nie było wolno robić. Jak tylko Neymar mówił coś do kierowcy, to wkładał mi do uszu słuchawki i pogłaśniał muzykę do maksimum, abym nie usłyszała akcentu z jakim mówi. Oczywiście mogłabym wyjąć niepostrzeżenie chociażby jedną, ale faktycznie to zepsułoby wszystkie jego starania. Poza tym to ziarenko ekscytacji, które ciągle rosło w moim brzuchu, było całkiem przyjemne. O ile z tego wszystkiego nie padnę wcześniej na zawał.Nie wiem w końcu jak długo jeszcze jechaliśmy, bo znudzona nic nie robieniem i nic nie widzeniem szybko zasnęłam. Zbudziłam się dopiero wtedy, kiedy poczułam jak Neymar całuje mnie delikatnie w usta.
- Jesteśmy na miejscu. - szepnął, i najwyraźniej wyskoczył z samochodu, bo usłyszałam trzask drzwi w lewym uchu, a z prawej strony już poczułam, jak chwyta mnie za dłoń. Gdy tylko postawiłam nogę na ziemi, Neymar zarzucił mi na ramiona jakiś koc, albo kurtkę, sama nie wiem. Napłynęła ku mnie fala zimnego powietrza, przynajmniej w porównaniu z tym, jak ciepło było mi wcześniej. - Witaj w Ortisei. - powiedział w momencie, kiedy ściągnął mi z oczu przepaskę. Automatycznie zmrużyłam powieki z intensywności białego koloru, który uderzył prosto w moje oczy. Zajęło mi dobre kilkadziesiąt sekund, by je do tego przyzwyczaić, i móc normalnie patrzeć. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co widzę.
- To śnieg. - usłyszałam własne słowa wychodzące z moich ust. Ukucnęłam, biorąc do ręki biały, zimny puch, który zaczął roztapiać się w mojej dłoni. - Przecież to śnieg! - odwróciłam się do Neymara, po czym rzuciłam nim w niego, czego on kompletnie się nie spodziewał. - Nigdy nie widziałam prawdziwego śniegu! - zawołałam, i zaczęłam skakać z radości jak głupia.
- Wiem, że nie widziałaś. - uśmiechnął się szeroko, a ja znowu wzięłam go sobie za cel, obrzucając śnieżkami, które lepiłam z prędkością światła. - Ej, bo zaczynam żałować, że Ci go pokazałem! - zasłaniał się rękami, ale w końcu wziął odwet. Jak małe dzieci biegaliśmy wokół samochodu, śmiejąc się i krzycząc, jak tylko któreś z nas dostało. Zaabsorbowani zabawą kompletnie zapomnieliśmy, że taksówkarz czeka na zapłatę. - Dobra, poddaję się. - uniósł ręce do góry, a ja z triumfalnym uśmieszkiem oparłam się zmęczona o maskę samochodu.
- Tak w ogóle, to w jakim kraju jesteśmy? - zapytałam, zdając sobie sprawę, że nawet tego nie wiedziałam. Obstawiałam Austrię, albo jakąś Szwajcarię.
- Grazie mille, grazie. - dobiegło mnie podziękowanie kierowcy, i już wtedy zagadka została rozwiązana.
- Włochy. - powiedziałam sama do siebie.
Byłam we Włoszech tylko raz, ale był to Rzym w samym środku lata. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam prawdziwej, to znaczy zimnej zimy. Nie widziałam śniegu, a moim wielkim marzeniem było właśnie go zobaczyć. Sama nie wiem dlaczego wcześniej tego nie zrobiłam.
- Podoba Ci się? - Neymar podszedł do mnie, gdy odzyskał nasze bagaże. Jak tylko je zobaczyłam, uświadomiłam sobie jedną, istotną rzecz.
- Tak, i to bardzo, ale... przecież ja nie mam żadnych zimowych ubrań! Topy, shorty i japonki raczej mi się tutaj nie przydadzą. - jęknęłam, a on przyciągnął mnie do siebie.
- O nic się nie martw, o wszystkim pomyślałem. W walizce czekają na Ciebie cieplutkie, milutkie, przytuleniutkie ubrania. - pochylił się, by mnie pocałować. Pocałunek na mrozie - tego też jeszcze nigdy nie przeżyłam. A było to bardzo, bardzo przyjemne.
- Po pierwsze: jak? - oderwałam się od niego, i momentalnie poczułam zimno rozchodzące się po całym moim ciele. - Po drugie: nie ma takiego słowa jak przytuleniutkie. - zmrużyłam brwi.
- Po pierwsze: czepiasz się. - pokazał mi język. - Po drugie: Rafaella i mama przepakowały Ci torbę, kiedy spałaś.
- A więc rodzinna intryga. Jesteście niemożliwi. - pokiwałam głową z niedowierzaniem, rozglądając się dookoła, i wdychając świeże powietrze.
- Jeśli nie chcemy się rozchorować, musimy ruszać do naszego noclegu. Vamos! - klasnął w dłonie, chwytając walizki i ciągnąc je za sobą. Biegłam za nim, nudząc go, by oddał mi moją, a nie męczył się z dwoma, ale on był uparty. Takim sposobem miałam okazję napawać się świetnymi widokami, i raz po raz rzucać do niego nowymi śnieżkami, co tylko go irytowało.
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...