Cinquenta y dos

5.5K 282 49
                                    


- Że co? - wydukałam, zaskoczona tak nagłym, nieprawdopodobnym pytaniem. Bez zbędnych słów podał mi swój telefon, w którym widniał artykuł ze zdjęciem Alvaro Moraty na nagłówku. Przeczytałam go, kręcąc głową w zaszokowaniu. - Przecież to są jakieś informacje wyssane z palca. Ktoś pewnie wypuścił taką plotkę, którą od razu wpuszczono do internetu. - oddałam mu urządzenie, a on, nadal się nie odzywając, pokazał mi pewne nagranie. Był to wywiad z Moratą. Hiszpan z uśmiechem na ustach opowiadał właśnie dziennikarzowi, że rok temu byliśmy w związku i spodziewaliśmy się dziecka. Na pytanie prowadzącego co się z nim stało, odpowiedział wymijająco, że nie byliśmy na to gotowi. NIE BYLIŚMY NA TO GOTOWI. Ten zjebany kłamca zasugerował, że dokonałam aborcji! 
Wzięłam głęboki oddech, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Wstałam, zaczęłam chodzić po pokładzie, bo nie mogłam ustać w miejscu. Jak on mógł mieć czelność, aby wypowiadać tak nierealne kłamstwa? Jakim prawem? 

Przypomniałam sobie o obecności Neymara, więc wróciłam na miejsce. Chłopak wpatrywał się tępo przed siebie.
- Chyba nie przypuszczasz nawet, że to prawda? - zapytałam ostrożnie, ale on milczał. - Nigdy nie byłam z nim w ciąży. Nigdy W OGÓLE nie byłam w ciąży. - podkreśliłam dobitnie. Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony, jednak on zamknął twarz w swoich dłoniach, jakby przetwarzając to wszystko w myślach. Pokiwałam przecząco głową, chociaż on tego nie widział, bo nie odważył się na mnie spojrzeć. Czułam, że łzy cisną mi się do oczu, i uchodzi ze mnie złość, zastępowana przez smutek. - O mój Boże, ty mi nie wierzysz. - to nie było pytanie, tylko czyste stwierdzenie. Liczyłam na to, że uniesie głowę, odezwie się choćby słowem... Niestety nie doczekałam się. Ominęłam go, biegnąc do kabiny w której mieściła się łazienka. Tam od razu się zatrzasnęłam, pozwoliłam łzom swobodnie spłynąć po policzkach. Spoglądnęłam w lustro na moją żałosną twarz. Ubrana była w szok wymieszany z obrzydzeniem, a w dodatku bardzo pobladła. Jak to możliwe? Jak to możliwe, że osoba, na której wsparcie powinnam liczyć w pierwszej kolejności, uwierzyła w słowa zakłamanego wroga? Czułam się beznadziejnie. To, że Morata wymyślił niestworzone rzeczy, za które zresztą słono zapłaci, to jedno. Ale to, że człowiek, który ponoć mnie kocha... Nie. Po prostu nie mogę tego pojąć. Co jeśli z perspektywy czasu zaczynam dostrzegać to, co miał na myśli Leo? Może ja i Neymar to faktycznie inna bajka? 

Nie wiem jak długo przesiedziałam w tej toalecie, ale wreszcie usłyszałam ciche pukanie, i komunikat, że zbliżamy się do lądowania. Wzięłam głęboki oddech, zanim opuściłam łazienkę. Wychodząc, wpadłam na Neymara i to dosłownie. 
- Przepraszam, że się nie odezwałem. Ja... po prostu nie wiem co mam o tym myśleć. Pogubiłem się w tym, co usłyszałem, zacząłem snuć w głowie jakieś scenariusze... - próbował się wytłumaczyć, ale ja weszłam mu w zdanie. 
- Myślę, że jeśli oczywista odpowiedź nie nasunęła Ci się od razu, to chyba... to MY nie mamy sensu. - wyszeptałam, sprawiając sobie ból własnymi słowami. Widziałam jak strzała, którą właśnie posłałam w jego kierunku, mocno w niego ugodziła. Próbowałam go minąć, jednak on złapał mnie za dłoń i przysunął do siebie, mimo mojego oporu. Silnymi rękami przycisnął mnie do swojego torsu, nie dając mi szansy na odsunięcie się. 
- Błagam. Nigdy więcej tak nie mów. - przyłożył swoje czoło do mojego. Był tak blisko... Słodki zapach jego obrzydliwie drogich perfum działał na mnie kojąco, swoją intensywnością pobudzając wszystkie moje zmysły. - Już taki jestem. Działam po wpływem chwili. Kto jak kto, ale ty zdążyłaś się o tym najlepiej przekonać. - mówił cicho, tak abym tylko ja zdołała go usłyszeć. - Różnimy się od siebie i to tak cholernie bardzo... Czasami myślę sobie, że może byłoby Ci beze mnie lepiej. Ale jest w tobie coś takiego... coś... - widziałam jak się męczy, próbując ubrać w słowa to, co siedzi w jego głowie. Serce waliło mi jak oszalałe z powodu jego bliskości, i tego, co chce mi powiedzieć. -... coś, co kurewsko boję się stracić, rozumiesz? - potrząsnął mną lekko. - Bo wiem, że nie znajdę tego w nikim innym. - po wypowiedzeniu tego zdania nie zawahał się, tylko przycisnął swoje wargi do moich ust. Czy powinnam tak od razu przestać się na niego gniewać, i ruszać dalej? Nie wiem. Ale wiem, że w relacji z drugim człowiekiem nigdy nie ma łatwo. Problemy zawsze nas odnajdują, wślizgują się nawet do najbardziej idealnych związków. Ale to one właśnie nas kształtują. Dzięki nim uczymy się na błędach, dzięki nim dostrzegamy to, jak ważna jest dla nas druga osoba. Oraz to, że nie chcemy jej stracić. Tego jednego byłam pewna: nie mogę go stracić.

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz