ʚ 7 ɞ

4.5K 248 20
                                    

Chyba nie muszę mówić, z czym skojarzyło mi się to wszystko. Publiczne ogłoszenie ciąży, plaża, wesolutki humor Neymara, zapalone świece, żadnej osoby w naszym pobliżu, która mogłaby nas podglądać... a do tego to pudełeczko, w które wpatrywałam się z bijącym sercem. Bałam się je otworzyć. Dlaczego się bałam?
- No śmiało. - uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Cóż, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację, iż niedługo będziemy mieli wspólne dziecko, oczywiście to normalna decyzja, że wypadałoby się pobrać. Sama nie jestem pewna, czy aby i na pewno jestem już na to gotowa, ale myślałam, że jeśli już... to chociaż przede mną uklęknie, czy coś. 
Obserwowana jego świdrującym spojrzeniem, wzięłam głęboki oddech, po czym odchyliłam wieczko.
- Kl...klucz. - wyjąkałam zdziwiona, bo dosłownie odebrało mi mowę. W jednym momencie poczułam tak ogromny zawód, a jednocześnie tak ogromną ulgę... że chyba nie jestem w stanie opisać tego słowami. 
- Do mojego domu. A raczej do naszego. - poprawił się szybko, wyszczerzając zęby. Całe szczęście, że nie był do końca trzeźwy i niczego się nie domyślił, bo ja sama nie chciałabym widzieć w tym momencie swojej miny. - Proszę, zamieszkaj ze mną. - złapał mnie za dłoń, by ucałować ją delikatnie. - Chcę móc się wami opiekować, przytulać się do Ciebie w nocy, jeść z tobą śniadania, wracać do Ciebie po treningu... Będzie wspaniale. - rozmarzył się. 
- Ja... trochę mnie zaskoczyłeś. - przyznałam całkowicie szczerze, tyle że nie z tego powodu, co podejrzewał. Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się z własnej głupoty. Jak mogłam liczyć na to, że znajdę tam coś innego, niż klucz? Przecież mamy do czynienia z Neymarem da Silva Santosem Juniorem. Tym Neymarem, który przed związkiem ze mną, zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Tym Neymarem, który nigdy nikogo nie traktował poważnie.
- Ale chyba raczej pozytywnie, co? - uniósł brew. 
- Chyba raczej pozytywnie... - powtórzyłam po nim, nie będąc do końca pewna słów, które wymawiałam. - Tak, oczywiście, że pozytywnie. - zganiłam samą siebie. Mam dopiero dwadzieścia dwa lata, to jeszcze za wcześnie na ślub. Co z tego, że zakładamy rodzinę i niedługo pojawi się na świecie nasze dziecko.... Na zaręczyny, białą suknię, słodkiego szampana, szalone wesele, przysięgę małżeńską, na noc poślubną... na to wszystko jest jeszcze za wcześnie. - Z przyjemnością z Tobą zamieszkamy. - otrząsnęłam się, wyrzucając jak najdalej z głowy siebie, przymierzającą suknię ślubną. 
- My? Ej ej, ale chyba nie chcesz zabrać ze sobą mamy i Luisa? - po raz kolejny wybuchnął śmiechem, zadowolony ze swojego żarciku. - Lubię trenera, ale chyba nie chcę oglądać go w slipach zaraz po przebudzeniu...
- Co? - zapytałam cicho nieobecnym głosem, wpatrując się w rozpościerająca się przede mną wodę. Szum fal i spokojny sposób, w jaki się poruszały, przyprawiał mnie w pewnego rodzaju trans. 
- Powiedziałaś: my. A ja mówię, że Liz i Lucho zostają, nie było ich w pakiecie. - dźgnął mnie delikatnie łokciem w ramię. 
- Ach, miałam na myśli mnie i dzidziusia. - zaśmiałam się, wtulając w zagłębienie jego szyi. Jak zwykle, nie mogłam nacieszyć się zapachem jego perfum. Tyle, że dzisiaj nie były dla mnie ukojeniem. Dzisiaj po raz pierwszy bałam się, że go stracę i już nigdy nie będzie dane mi ich poczuć. Bałam się, że zostanę  kolejną Caroliną Dantas. 
- To kiedy się wprowadzacie? - zapytał po chwili ciszy. - Mogę Cię zabrać choćby dzisiaj. 
- Dzisiaj, to moja kolej na imprezę, mój drogi. Idziemy z dziewczynami do Shakiry. - przypominając sobie o tym, zerknęłam na zegarek. Powinnam być u niej za równą godzinę.
- Chłopaki też tam będą? - zaciekawił się. 
- Nie, to babska noc, nawet nie próbuj się wcisnąć. 
- No a co z Gerardem? Wykopiecie go? - zmrużył brwi. 
- Jeśli go wykopiemy, to kto zajmie się dzieciakami? Na coś Ci ojcowie muszą się przydawać, czyż nie? - wtuliłam się w niego bardziej. 
Położyliśmy się na kocu, by jeszcze chwilę pooddychać morskim powietrzem. Neymar cały czas o czymś paplał, ale szczerze mówiąc, ja prawie go nie słuchałam. Moje myśli odbiegały gdzieś daleko, daleko, daleko... do czasów, w których staję u jego boku na ślubnym kobiercu. 

*

- Livii? O mój Boże, dlaczego płaczesz? - Shakira powitała mnie takim przywitaniem, kiedy tylko otworzyła mi drzwi swojego domu. Nie minęło kilkanaście sekund, gdy na jej słowa zleciała się reszta dziewczyn. Ines, Coral, Elena, Raquel, Romarey, Sofia i na samym końcu Anto, obtoczyły mnie dosłownie z każdej strony. 
- Coś Cię boli?
- Znowu zasłabłaś?
- Wyglądasz blado.
- Może lepiej usiądź?
- Kręci Ci się w głowie?
- Piłaś dużo wody?
- Dajcie się jej wypowiedzieć! - przekrzyknęła je szybko Ines, i wszystkie spojrzały na mnie wyczekująco. Wzięłam głęboki oddech, zanim odezwałam się choćby słówkiem.
- W aucie znowu się rozkleiłam... Boziu, dlaczego muszę być taką płaczką? Przecież nic takiego się nie stało... - mówiłam, siorbiąc nosem. - Chce żebyśmy razem zamieszkali... To świetnie, prawda? Tylko miałam nadzieję, że da mi pierścionek... Potem poczułam małą ulgę, ale teraz... teraz.... zdałam sobie sprawę, że na prawdę... za całego serca... chciałam pierścionka. - załkałam głośno, czując spływający po twarzy makijaż. - Chciałam ślubu, sukni, fryzjera, szampana, przysięgi... I że go nie opuszczę aż do śmierci, bo miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, nie unosi się pychą... - wymieniałam, szukając w torebce chusteczki. - Rozumiecie? 
- O czym ona gada? - szepnęła Coral. 
- Ale tam był ten kluczyk... To też dobrze, nie mówię, że nie, ale myślałam... myślałam, że... no wiecie, pierwsze ślub, potem mieszkanie, no wiecie... Wiecie, prawda? - popatrzyłam na nie spod załzawionych oczu, ale szczerze mówiąc, nie wiele widziałam. 
- Wiemy, wiemy... - Anto wyciągnęła do mnie swoje ramiona, by chwilę później przytulić mnie do siebie mocno. - Zawsze o tym mówiłaś. - pogłaskała mnie po włosach, a ja wtedy rozleciałam się już totalnie. 
Dziewczyny wciągnęły mnie do środka, sadzając na fotelu, i starając się uspokoić. Kiedy podały mi herbatę i chusteczki, poczułam się trochę lepiej, ale od nawału sprzecznych emocji, znowu rozbolał mnie brzuch. Poprosiłam o trochę czasu, abym mogła dojść do siebie, a potem, gdy wszystkie wygodnie się rozsiadłyśmy, opowiedziałam im od początku do końca dzisiejsze spotkanie z Neymarem. 

Masakra - jedynie takim słowem jestem w stanie opisać to coś, co wstawiłam wyżej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Masakra - jedynie takim słowem jestem w stanie opisać to coś, co wstawiłam wyżej. 

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz