Ocho

8.3K 344 9
                                    

- Zostaniesz na kolacji? - Anto wyszła z łazienki całkowicie odnowiona, z jej twarzy zniknął rozmazany makijaż, a w jego miejscu pojawił się nowy, delikatniejszy. Odłożyłam telefon w którym Ines zasypywała mnie błaganiami abym poszła z nią na imprezę i wyciszyłam go w razie gdyby zamierzała zadzwonić. Od dawna powtarzam, że Ines Suarez powinna dostać tytuł Miss Upartości.
- Nie chcę się wam narzucać. Przekąszę coś w domu, i tak nie jestem głodna.
- Nie narzucasz się, poza tym twojej mamy nie ma do jutra i mam obowiązek dopilnować czy porządnie zjesz. - uśmiechnęła się, wchodząc do kuchni i wyciągając wszystko z lodówki. - Spójrz na siebie, sama skóra i kości!
- Dobra dobra. Pomogę Ci. - wstałam i dołączyłam do niej. Po dziesięciu minutach stół był cały zapełniony jedzeniem, dla każdego do wyboru do koloru. Właśnie stawiałyśmy wodę na herbatę, kiedy drzwi mieszkania otworzyły się z hukiem i usłyszałyśmy głośne dreptanie.
- Cześć łobuzie. - ukucnęłam, a Thiago podbiegł do mnie i wspiął się po mnie jak po drabinie. Wszystko po to, aby mógł dostać się do blatu z którego porwał kanapkę. - Zagłodzili Cię tam?
- Neymar zostaje na kolacji! - zawołał Leo z przedpokoju trzaskając drzwiami, a ja wywróciłam oczami. Zapowiadało się tak spokojnie i rodzinnie...
- A może by tak pierwsze: dzień dobry kochanie, jak Ci minął dzień? - zasugerowała Anto, a on wszedł do kuchni, szeroko się uśmiechając.
Ucałował ją w zagłębienie szyi i szepnął do ucha coś, co wywołało u niej cichy chichot. Czując się ignorowana, zaczęłam przesypywać cukier do cukierniczki. Kiedy skończyłam, Leo odwrócił się i dopiero wtedy dostrzegł też mnie. - O, cześć siostra. Co tu robisz?
- Ciebie też miło widzieć, braciszku. Przyszłam pozbawić was połowy zawartości waszej lodówki.
- A zdaje się, że ja tej drugiej połowy. Hej, Anto. - Neymar wszedł do kuchni, jego wzrok na moment spoczął na mnie. Skinął mi głową, więc zrobiłam to samo. Chwyciłam filiżanki i czajnik i zaniosłam je na stół w jadalni. Nie słyszałam o czym oni tam rozmawiali, bo zastanawiałam się nad tym, jakie... jakie dziwne to wszystko było. Zazwyczaj mijałam się z Neymarem w domu Leo i Anto, wiedziałam, że często u nich przebywał, ale jakoś nigdy na siebie nie natrafiliśmy. Tak samo było na meczach, nie dostrzegałam go w tym tłumie, mimo że był dobrym napastnikiem. No właśnie, był po prostu tylko zawodnikiem. A teraz, kiedy spotkałam go raz, drugi, to nagle pojawiał się wszędzie. To zupełnie jak z efektem domina, ktoś pchnął pierwszy klocek i reszta poszła w jego ślady. 

Kolację zjedliśmy całkiem szybko i raczej nic ciekawego się nie działo. Nie wiedzieć czemu, irytował mnie Neymar i jego opowieści, nie wiem czy to ze mną było coś nie tak i dlatego tylko ja nie śmiałam się z jego żartów? Jego pewność siebie mnie drażniła, dopiero teraz powoli zaczęłam to dostrzegać. Z drugiej strony to całkiem dziwne i zastanawiające, gdyż ja sama też jestem dosyć pewna siebie i twardo stąpam po ziemi. Dlaczego więc tak mnie to intrygowało?

W mojej kieszeni telefon wibrował już jakiś dziesiąty raz, czyli Ines najprawdopodobniej leżała właśnie w swoim pokoju, jedną ręką przelatując między kanałami telewizora, a drugą stale nawiązując ze mną połączenia. Westchnęłam i odsunęłam krzesło od stołu.
- Dziękuje bardzo, było przepysznie, a teraz muszę spadać.
- Zaczekaj! - zawołał Leo i pobiegł do salonu. Wpatrując się w siebie nawzajem, słuchaliśmy jak w oddali stuka jakimiś butelkami i oczekiwaliśmy aż wróci. Po dwóch minutach zjawił się z owocową nalewką w ręce. Uniósł ją w moim kierunku, a ja pokiwałam przecząco głową.
- Jestem samochodem, sklerotyku. - przypomniałam mu. Ten skierował się więc ku Anto, a ona momentalnie wyłapała mój wzrok. Zazwyczaj mu nie odmawiała i wypiła kieliszek czy dwa, a teraz, w zaistniałej sytuacji kiedy spodziewa się dzidziusia, nie może mu ulec.
- Nie nie, ja dziękuję. - zasłoniła szybko dłonią kieliszek, który przed nią postawił. Leo zmrużył brwi.
- Kochanie, tylko troszkę. Jutro ważny mecz, musimy się trochę odstresować.
- I tak podziękuję. Pójdę wykąpać tego młodzieńca. Thiago, pożegnaj się z ciocią i wujkiem.
Na jej słowa mały zeskoczył z krzesła i podleciał najpierw do Neymara, który przytulił go i poczochrał mu włosy, a kiedy podbiegł do mnie, ja ucałowałam go w czółko i życzyłam słodkich snów. Pomachał nam jeszcze zanim zniknął za drzwiami łazienki.
- Dobra, ty mi nie odmówisz. - Leo zaatakował Neymara, a ja parsknęłam śmiechem i ruszyłam do przedpokoju.
- Stary, ja też prowadzę. Wybacz, jutro będziemy świętować. - usłyszałam jak wstaje i również się zbiera. Żeby uniknąć zjeżdżania z nim jedną windą, zaczęłam szybko wkładać buty, co rzecz jasna jak na złość wychodziło mi nieudolnie. Podczas wiązania sznurówek moich conversów, przysłuchiwałam się ich rozmowie.
- Jak to prowadzisz? Przecież Cię tu przywiozłem. - uświadomił go mój brat.
- O kurwa.
- Co?
- Zostawiłem auto pod stadionem...
- Żartujesz?
- Nie, kurw... Nie żartuję! - zaklął drugi raz. Rozejrzałam się po przedpokoju za moją torebką ale nigdzie jej nie widziałam.
- Jak mogłeś zapomnieć, że przyjechałeś autem? - Leo parsknął śmiechem. - I co teraz?
- Muszę się tam jakoś dostać.
Nagle nastała głucha cisza. Właśnie w tym momencie znalazłam moją zgubę, podniosłam więc ją delikatnie, i na palcach, starając się nie robić żadnego hałasu, otworzyłam drzwi wyjściowe. Niestety nie udało mi się w porę wymknąć, Leo zawołał moje imię i zanim zdążyłam wyjść, pojawił się koło mnie.
- Livii, będziesz wracać w okolicach Ciutat Esportiva, prawda?
- Nie niee, ja... jadę jeszcze gdzieś. Nie po drodze. Praktycznie w drugą stronę, także... - machnęłam na niego ręką i wyszłam na korytarz, a on ruszył za mną.
- Pamiętasz to słodkie zdjęcie, które zrobiłem Ci na imprezie u Ines? - usłyszałam za sobą jego głos i zatrzymałam się na te słowa.
- Błagam, nie. Tylko nie szantaż! - odwróciłam się na pięcie, a on zaczął przeglądać swój telefon.
- Zdaje się, że gdzieś je tutaj mam... Ostatnio je widziałem...
Odtworzyłam w pamięci urodziny przyjaciółki na których upiłam się w trzy dupy i Leo perfidnie to wykorzystał. Robił mi zdjęcia w najmniej spodziewanych momentach i od tego czasu wszystkie je zachowywał. Specjalnie po to, aby wykorzystać je przeciwko mnie.
- Jak myślisz, ile lajków dostałbym w ciągu minuty, jeśli dodałbym je teraz na instagrama? - uśmiechnął się "niewinnie".
- Nie odważysz się!
- A jednak... Proszę bardzo, finalizacja... - uniósł do góry komórkę, a ja zwęziłam wzrok i ruszyłam ku niemu z pięściami. Już miałam się na niego rzucić, aby odebrać mu telefon, kiedy na korytarz zajrzał Neymar.
- Mogę wiedzieć w co się bawicie? - zapytał, a my dwaj odwróciliśmy się ku niemu. Wyłapałam spojrzenie Leo i wypowiedziałam bezgłośne 'nie', ale on i tak mnie nie posłuchał.
- Livia akurat jedzie w tamtą stronę więc Cię podrzuci, prawda siostrzyczko? - uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja nadepnęłam mu z całej siły w stopę i leniwie skierowałam swój wzrok na Neymara, ociągając się z odpowiedzią.
- Taak, tak się właśnie złożyło, że tamtędy przejeżdżam. - westchnęłam. - Tylko spiesz się, bo muszę jeszcze zrobić zakupy zanim zamkną sklepy. Będę w samochodzie. - nie czekając na jakąkolwiek reakcję chłopaka, ruszyłam do windy. Wtedy nagle uświadomiłam sobie co się jutro stanie. Kogo zobaczę po tak długim czasie... Ile to minęło? Trzy miesiące? Zero odzewu. Zero jakiegokolwiek, cholernego, odzewu. Jak tylko winda ruszyła, w mojej głowie jak przez mgłę zobaczyłam jego twarz tuż na przeciwko mojej. Był niebezpiecznie blisko mimo iż stanowczo zastrzegłam go aby się do mnie nie zbliżał. Bałam się przed kimś otwierać, bałam się zranienia, odepchnięcia, rozczarowania... Uwiłam swój własny kokon w którym czułam się silna i bezpieczna. Unikałam dzięki niemu słabości jaką jest miłość. Taak, człowiek zakochany jest słaby, ukazuje swoją słabszą, kruchszą naturę. Ja nie lubię taka być. A jednak on nie posłuchał, rozdarł mój kokon i wtargnął w niego, nie pytając mnie wcześniej o zgodę. Nie chciałam tego, zastrzegałam się przed tym, a kiedy już nie miałam szans na przebicie, poddałam się. Jak słabeusz błagałam aby nie zostawiał mnie, nie ranił... I jak słabeusz poległam.
- Płaczesz? - usłyszałam koło swojego ucha delikatny głos Neymara i wtedy spostrzegłam się, że stanęłam nie przy swoim samochodzie. Z roztargnienia podążyłam kompletnie w innym kierunku parkingu. Wytarłam pojedyncze łzy spływające po moich policzkach i pokiwałam przecząco głową.
- Chodźmy. - zaprowadziłam go do właściwego tym razem pojazdu. Jak tylko znaleźliśmy się w środku, wśród tak małej przestrzeni dokładnie poczułam zapach perfum Neymara. Były prześliczne, trudno ukrywać, ale nie mogłam przyznać, że nie. Zawsze uważałam, że zapach jaki nosi na sobie człowiek, w jakiś sposób go odzwierciedla. Jego perfumy mówiły: jestem pewny siebie, szarmancki i... Bogaty. Z pewnością był to zapach z wyższej półki.
Odpaliłam silnik i ruszyłam przed siebie, układając w głowie plan. Najpierw na zakupy, potem pod stadion, a następnie do domu, gdzie wezmę relaksującą kąpiel a później wyłożę się przed telewizorem, zrobię popcorn i zapomnę o tym, że go jutro zobaczę.
Plany planami, a jednak potoczyło się to zupełnie inaczej...

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz