ʚ 23 ɞ

4.5K 239 19
                                    

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ

- Brazylia jest taaaka piękna... - westchnęła Eva, jedna z krawcowych mojego Salonu, kiedy trzy dni po pobycie w Argentynie, siedziałyśmy w jednej z kawiarenek Paia Grande. Już drugi tydzień podróżowałyśmy po targach mody ślubnej, które miały nam pomóc w zakupieniu nowych projektów i szukaniu inspiracji. Wczoraj o tej porze byłyśmy w Santosie, a jeszcze wcześniej w Buenos Aires, więc nie obyło się bez odwiedzin w moim rodzinnym Rosario. Wyjechałam stamtąd z ciężkim sercem, ale już wkrótce wakacje i zamierzam w tym roku wpaść w odwiedziny na dłużej. 
- Poczekaj aż zobaczysz ją nocą. - poruszałam brwiami w górę i w dół, dopijając swoje cappuccino. - Dobrze dziewczynki. Jako, że dzisiaj mamy wolne, dla mnie grzechem byłoby wyjechać stąd bez odwiedzenia jednego miejsca. Zobaczymy się wieczorem w hotelu. - wstałam, zbierając ze stolika wszystkie swoje rzeczy. 
- Dasz sobie radę sama? - upewniły się, a ja w odpowiedzi kiwnęłam im głową i udałam się w poszukiwaniu taksówki. Moim szkolnym portugalskim wytłumaczyłam kierowcy gdzie chcę dojechać. Chyba nie poszło mi tak źle, bo pół godziny później byłam już na miejscu. 

*

Spacerowałam korytarzem Instytutu, próbując przypomnieć sobie drogę do kuchni, w której kiedyś lepiłam bożonarodzeniowe ciasteczka. Mijałam sale pełne dzieciaków cieszących się z możliwości, które dawała im ta organizacja. Nie miały wiele, ich życie często nie było usłane różami, ale tutaj dostawały szanse, których nikt inny im nie dawał. Cóż może być lepszego od bezinteresownej pomocy?
- Livia? To ty? - usłyszałam obok siebie kobiecy głos, wysyłający mnie z zadumania. Odwróciłam głowę w kierunku znajomej, która przyglądała mi się z zaciekawieniem. 
- Alberta! - zawołałam z uśmiechem i podeszłam bliżej, by ją uściskać. Bez zadawania żadnych pytań, zaprowadziła mnie prosto do kuchni. 
- Na mą duszę, a ty co tutaj robisz? - Nadine, matka Neymara, na mój widok wypuściła z dłoni sztućce, które jeszcze przed chwilą ściskała w ręku. Pomogłam jej je pozbierać, a potem przywitałam się z nią, jak i z resztą kucharek, opowiadając o tym, co sprowadza mnie do Sao Paulo. 

Spędziłam z nimi trochę czasu rozmawiając i pomagając w czym mogłam. Następnie Nadine oprowadziła mnie po Instytucie, informując o zmianach, które zaszły. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się jej tutaj zastać. Myślałam, że uda mi się odwiedzić dziewczyny, porozmawiać przez chwilę z dzieciakami i wyjść niepostrzeżenie, jednak moje plany uległy całkowitej zmianie.
- Skoro jesteś tu do jutra, może zostaniesz na noc u nas? - zaproponowała, kiedy właśnie wychodziłyśmy z sali w której dzieciaki uczyły się angielskiego. - Carolina zostawia u nas dzisiaj Daviego, bo przyjechali na wakacje, jestem pewna, że mały byłby wniebowzięty!
- Och, dziękuję bardzo, ale wynajęłam już pokój w hotelu...
- W takim razie zapraszam Cię na obiad i nie przyjmuję odmowy! - chwyciła mnie pod ramię i pociągnęła w kierunku parkingu.

*

- Kogo ja widzę! - zawołałam, kiedy Davi wypuścił plecak z rąk i podbiegł do mnie, rzucając mi się na szyję. Tak dawno go nie widziałam, że zdążyłam się za nim okropni stęsknić.
- Wiesz, że ja i Catalina będziemy mieli siostrzyczkę? - wypalił nagle, podskakując w miejscu, a ja uniosłam wysoko brew, nie wiedząc o czym mówi. Zagadka wyjaśniła, gdy do salonu wkroczyła jego mama, ku mojemu zdziwieniu, ubrana w białą sukienkę opinającą zaokrąglony brzuszek. Jako, że ostatnim razem widziałam ją gdy jeszcze mieszkałam z Neymarem, przeprosiłam na chwilkę Daviego i podeszłam do niej. Nie byłam pewna co zrobić, ale gdy ona wyciągnęła do mnie swoje ręce, bez skrupułów ją wyściskałam i pogratulowałam.  

Usiadła z nami na chwilę i opowiedziała mi o zaręczynach ze swoim chłopakiem oraz o tym, że we wrześniu ma urodzić się ich córeczka. Zarówno z niej, jak i z Daviego, radość tryskała na wszystkie strony. 
- Jak tylko mu powiedzieliśmy, pierwsze co zrobił, to chciał jechać na cmentarz i przekazać wieści Catalinie... - blondynka westchnęła z uśmiechem, a Nadine, która siedziała na kanapie tuż obok mnie, objęła mnie ramieniem. 
Szczerze mówiąc, poczułam się trochę nieswojo przez całą tę sytuację. Minęło już tyle miesięcy, a oni nadal traktowali mnie jak rodzinę. 
- Jest niesamowicie mądrym chłopcem. - przyznałam, obserwując jak Davi biega po tarasie i bawi się z psem. 

Tuż po wyjściu Caroliny, do domu wrócił Senior w towarzystwie Rafaelli. Obydwoje byli zadziwieni moją obecnością, jednakże przyznali, że sprawiłam im miłą niespodziankę. Dziewczyna od razu porwała mnie na długie pogaduszki, które przerwała dopiero Nadine, wołając nas na obiad. Spędziłam z nimi czas aż do późnego wieczora. Davi nie chciał mnie tak łatwo wypuścić, ale obiecałam spotkać się z nim w Barcelonie. Rafa zaś nie zgodziła się, abym jechała taksówką, tylko postanowiła sama mnie odwieźć, więc po pożegnaniu z całą resztą, usadowiłyśmy się wygodnie w jej samochodzie. 

To, co mi się podobało, to atmosfera, która wisiała w powietrzu. Nikt nie czuł się niezręcznie, czy nieswojo. Nie zamykały nam się usta, bo mieliśmy mnóstwo tematów do rozmowy, a co najlepsze... w żadnym z nich nie padło imię Neymara. 

*

- Przepraszam, że do Ciebie zadzwoniłam, ale Marc jeszcze nie wrócił z treningu, a ja po prostu nie mam jej z kim dzisiaj zostawić... - Kilka dni po moim powrocie, Melissa przywitała mnie u progu drzwi, wpuszczając do swojego mieszkania. Wystrojona w krótką, granatową sukienkę i pasujący do niej żakiet, wyglądała wprost przecudnie.
- Nie ma sprawy, wiecie, że mam słabość do Gali. - zachichotałam, ściągając buty. 
Dziewczyna wytłumaczyła mi wszystko, co powinnam wiedzieć o dzisiejszym samopoczuciu jej córeczki, po czym spóźniona wybiegła na jakieś ważne, biznesowe spotkanie. Ja tymczasem odszukałam Galę bawiącą się w salonie i dołączyłam do niej. 
Po jakichś trzydziestu minutach widziałam, że oczy same jej się zamykają, więc zabrałam ją do sypialni Marca i Melissy, gdzie położyłyśmy się na łóżku i opowiadając bajki, przeglądałyśmy kolorowe książeczki. 

Jak tylko otworzyłam moje zaspane oczy, pierwsze co zobaczyłam, to brak Gali obok mnie. Wystraszona podniosłam się i o mało co nie dostałam zawału, widząc po drugiej stronie roześmianego przyjaciela. 
- Ale masz fajną minę! - rzucił we mnie miśkiem pluszowym, którego jeszcze przed chwilą trzymał w rękach. 
- Gdzie twoje dziecko? I jak długo spałam? - ziewnęłam przeciągle, szukając telefonu, ale nigdzie go nie znalazłam, więc zapewne został w salonie. 
- Wróciłem jakieś dwadzieścia minut temu i przeniosłem ją do łóżeczka. Sądząc po tym, że się nie wybudziła, pewnie zasnęłyście stosunkowo niedawno. - odpowiedział, opadając na poduszki, więc i ja zrobiłam podobnie. - Jetlag nadal Cię trzyma?
- Niestety tak, zawsze ciężko jest mi się przestawić... - westchnęłam, wtulając się w jego ramię. Nastała głucha cisza, która bardzo mnie kusiła, by zrobić sobie jeszcze krótką drzemkę. Niestety Marc nie pozwolił mi na takie rozkosze. 
- Nic nie mówiłaś, że odwiedziłaś rodzinę Neymara w trakcie wyjazdu. - mruknął, bawiąc się końcówkami moich długich włosów. 
- A ty skąd to wiesz, hm? - spytałam zaciekawiona. 
- Słyszałem jak Neymar opowiadał Daniemu i Rafie w szatni. - na te słowa zainteresowałam się jeszcze bardziej i uniosłam głowę, by móc go obserwować. - Nic szczególnego nie mówił, tylko tyle, że Davi się ucieszył. 
- Nie ma co opowiadać, to była tylko spontaniczna, niezobowiązująca wizyta. - wzruszyłam ramionami i z powrotem opadłam na poduszkę. - Lepiej mi powiedz jak tam Munir? Ines narzekała na ich kłótnię, podobno nie odzywają się do siebie od dwóch tygodni! 
- Obydwoje są uparci jak osły, więc nie wiem kto pierwszy wyciągnie rękę na zgodę. - zachichotał cicho. - Ale ta sprzeczka najwyraźniej mu służy, bo Lucho nie mógł się go dzisiaj nachwalić. 
- Apropos Luisa... - zaczęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Nie wiedziałam, czy mogę jeszcze komukolwiek o tym mówić, ale tak bardzo chciałam się tym z kimś podzielić... - Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz, dobrze? 
- Nie gadaj, że oświadczył się twojej mamie? - uniósł wysoko brwi, rozdziawiając usta, a ja jęknęłam. - Och, przepraszam, nie chciałem Ci tego zepsuć. 
- Ale zepsułeś! Więc teraz obiecaj, że nie wygadasz nawet Melissie, bo ona zaraz powie Coral, a jak dowie się Coral... 
- To dowiedzą się wszyscy. - dokończył za mnie i udał, że zamyka swoje usta na kluczyk. - Będę milczał, masz moje słowo. 

A już jutro, ewentualnie pojutrze, zapraszam na epilog x

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

A już jutro, ewentualnie pojutrze, zapraszam na epilog x

TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz