Cinquenta y siete

5.3K 276 30
                                    

- To ja podłożyłem Ci narty pod nogi z taką siłą. Wbiłem Ci jedną w kolano... - podszedł do mnie, ciągle wpatrując się w kolorowe ślady na moim ciele. Wyciągnął drżącą dłoń i zaczął dotykać nią posiniaczonych miejsc. Widziałam w jego oczach smutek, żal i rozczarowanie. - To ja wziąłem Cię na taki wysoki stok i niedostatecznie przypilnowałem. Wszystko przeze mnie.
- Przestań w ogóle tak mówić. Gdyby nie ty, nie wiadomo jakby się to skończyło. - zauważyłam istotną rzecz. - Żyjemy, to jest najważniejsze, tak? - spytałam, a on lekko skinął głową. - Uśmiechnij się do mnie. - poprosiłam cicho, kładąc kilka palców na jego twarzy i próbując go rozweselić. Kąciki jego ust powoli uniosły się ku górze. Osiągnęłam swój mały triumf. - Dziękuję. Za wszystko. - odwzajemniłam uśmiech i chciałam wrócić do łazienki, kiedy jego silne ręce spoczęły na moich biodrach. Jęknęłam cicho, gdy przyciągał mnie do siebie. 
- Przepraszam. 
- To nic. - zawiesiłam ręce na jego szyi, bo nie dawał mi innego wyboru. - Muszę się iść ubrać. Nie czuję się komfortowo, że widzisz mnie w takim stanie. - parsknęłam śmiechem. On natomiast zmrużył swoje ciemne brwi, przyglądając mi się. Sprawiło to, że jeszcze bardziej niezręcznie się poczułam. On był umięśniony, dobrze wyrzeźbiony, perfekcyjny w każdym calu. Ja byłam tylko sobą. Zwykłą, zwyczajną. 
- Jesteś piękna. - wyszeptał, całując mnie w zagłębienie mojej szyi. - Z tymi siniakami, czy też bez... - przesunął wargami w kierunku moich piersi, powodując, że serce zaczęło bić mi jak szalone. - Jesteś po prostu cudowna. - oplótł mnie całym swoim ciałem, nie zważając na moje ciche pojękiwanie. Bolało mnie, ale był to przyjemny ból. Wiem, że brzmi to jak paradoks, ale dokładnie tak było. Czułam się tak, jak gdyby jego ciepłe palce muskające moją skórę były jedynym lekarstwem, które mogło uśmierzyć ból. Jedynym remedium na świecie przeznaczonym wyłącznie dla mnie. 
Delikatnie położył mnie na łóżku całując tak subtelnie, tak łagodnie... iż myślałam, że roztopię się z rozkoszy niczym lód pod dotykiem jego ciepłych warg. 
Mówią, że miłość jest ślepa, jednak ja nie mogę się z tym zgodzić. Pożądanie jest ślepe. Miłość wszystko widzi i akceptuje to. Widzi wszelkie skazy, mankamenty, niedoskonałości... rozpoznaje strach i niepewność. Przechodzi poprzez rozmaite wyzwania, bolesne chwile.
Pożądanie jest kruche. I roztrzaska się przy pierwszej, lepszej okazji, gdy nadejdą cięższe chwile. 
Właśnie wtedy, w momencie gdy odkrywaliśmy siebie, nasze ciała, nasze dusze, naszą miłość... w radiu poleciała piękna piosenka, która już długo zagości w mojej pamięci. Jej słowa były niebanalne, a duet damsko-męski po prostu niesamowity.

[ piosenka znajduje się u góry w mediach]

Tańcz mną ku swojemu pięknu, z płonącymi skrzypcami
Tańcz mną poprzez panikę, póki dotrę w nie bezpiecznie
Unieś mnie jak oliwną gałązkę i bądź mym udomowionym gołębiem
Tańcz mną aż do końca miłości.
Proszę, tańcz mną aż do końca miłości.

Och, pozwól mi patrzeć na Twoje piękno, gdy świadkowie znikną
Pozwól mi poczuć Twoje ruchy, jak robili to w Babilonie
Powoli pokaż mi, co znam tylko jako zakazane
Tańcz mną aż do końca miłości.
Tańcz mną aż do końca miłości.

Tańcz mną teraz aż do ślubu, tańcz mną wciąż i wciąż
Tańcz mną bardzo czule i tańcz mną bardzo długo
Oboje jesteśmy pod naszą miłością, oboje jesteśmy ponad
I tańcz mną aż do końca miłości.
Czy nie zatańczysz mną aż do końca miłości?  

- - - - - - -

- Są i nasi wczasowicze! - mama wyszła nam na przywitanie dokładnie trzy dni później, kiedy wylądowaliśmy z powrotem w Barcelonie i podjechaliśmy pod mój dom. Nadal czułam się obolała, ale było już znacznie lepiej, jedynie siniaki nie dawały za wygraną i nadal kurczowo się mnie trzymały. Neymar też mówi, że wszystko w porządku, ale na wszelki wypadek pójdzie do medyka w Ciutat Esportiva. Ten zaś zdecyduje czy Brazylijczyk zagra w najbliższym meczu, który odbędzie się za trzy dni. 
- Tylko nic jej nie mów. - odwróciłam się do Neymara wypakowującego moją walizkę z taksówki. Postawił ją na chodniku, wyprostował się i uśmiechnął szeroko. 
- O tym, że się kochaliśmy? - poruszał zabawnie brwiami. 
- O tym, że znowu zemdlałam. - westchnęłam na to wspomnienie. Przedwczoraj, gdy wyszłam spod prysznica poczułam się strasznie słabo i straciłam przytomność. Już drugi raz z rzędu. - Ale o tym pierwszym z resztą też! - dodałam szybko, przypominając sobie ostatnią rozmowę telefoniczną z mamą. Chyba nie dałaby mi świętego spokoju.
- Tak jest, panie kapitanie. - pochylił się, by mnie pocałować. - Ale obiecaj, że pójdziesz do lekarza. 
- Pójdę pójdę, jak tylko znowu oswoję się z klimatem.
 Był grudzień, termometry w Hiszpanii wskazywały jedenaście stopni, ale w Ortisei było zaledwie pięć na minusie. To tworzyło dość znaczącą różnicę dla kogoś, kto na co dzień obcował z wysokimi temperaturami. Czułam się więc ospała i zmarnowana. 
- Moja ulubiona córeczka! - mama wyciągnęła do mnie ręce, a ja podeszłam, by się do niej przytulić. Niby niedługa rozłąka, a jednak mi jej brakowało. 
- Bo jedyna. - zauważyłam parskając śmiechem. 
- I mój ulubiony chłopak mojej córeczki! - szybko wypuściła mnie z uścisku, tym razem łapiąc bruneta w swoje szpony. 
- On też jest jedyny. 
- Nie słuchaj jej, na prawdę jesteś ulubiony. - szepnęła do niego, a on zachichotał i ucałował ją w obydwa policzki.
Nie pozwolił nam dźwigać bagażu, tylko sam zaniósł go do domu i mimo namowy mamy, żeby został na noc, postanowił wracać do siebie. Ja streszczenie urlopu odłożyłam na kolejny dzień i od razu skierowałam się do łóżka, gdzie momentalnie zasnęłam. 

Ciężko było mi się od razu wdrążyć do pracowania i normalnego życia. Tak się właśnie działo, kiedy człowiek za bardzo się rozleniwił. Jednak po kilku dniach wstawania rano, dojeżdżania do pracy i siedzenia tam do wieczora, szybko się przyzwyczaiłam. W Salonie jak zwykle mieliśmy ręce pełne roboty i zdaje się, że wróciłam w idealnym momencie. Panowała świąteczna gorączka i wiele par decydowało się właśnie na zimowy, świąteczny ślub, dlatego mieliśmy mnóstwo klientów. Jedynym plusem w tym wszystkim było to, że niewiele musiałam zajmować się papierami czy dokumentami, tylko w pełni poświęciłam się dobieraniem wymarzonych sukni.
Neymar był gotowy do grania, więc razem z drużyną wyjechał na mecz do Bilbao. Takim sposobem mijał nam dzień za dniem, tydzień po tygodniu, i coraz bliżej było do świąt. Zagoniona i rozkojarzona kompletnie zapomniałam o odwiedzeniu lekarza do którego miałam się wybrać. Nadal czułam się trochę przemęczona, słaba, ale tłumaczyłam to sobie nawałem pracy. Aby jednak trochę załagodzić sytuację, wykupiłam w aptece różnorakie witaminy, żelazo, magnez i inne, które poleciła mi farmaceutka. To musiało na razie wystarczyć. 

Tuż przed samymi świętami drużyna wyjechała na rozgrywkę do Japonii. Nie bardzo mi się to podobało, bo ostatnimi czasy ciągle się mijaliśmy, a Boże Narodzenie nadchodziło wielkimi krokami. Równało się to z tym, że znowu się nie zobaczymy, bo on wylatuje do swojej rodziny. Cóż, miałam jedynie nadzieję, że między wysiadaniem z jednego, a wsiadaniem do drugiego samolotu, uda nam się chociaż na moment spotkać. 
- Pierwszy raz od jakiegoś czasu muszę kupić świąteczny prezent chłopakowi, a jak zwykle nie mam pomysłu. - westchnęłam, kładąc się na mięciutkim dywanie w salonie Shakiry. Razem z Eleną, Anto i Coral przyszłyśmy do blondynki, by wspólnie pooglądać mecz, który miał się odbyć dokładnie za dziesięć minut. 
- Och, kochana, to jest odwieczny problem. - Elena wyprostowała nogi w fotelu, bo ciężarny brzuszek sprawiał jej już niewielki dyskomfort. - My ucieszyłybyśmy się z jakiegoś kosmetyku, biżuterii, książki... A trafić w gusta faceta to jak wygrać w totolotka. 
- Dobrze, że ja nie mam takiego kłopotu. - odezwała się Coral. - Sergi i ja zawsze robimy sobie mini listy życzeń, wtedy przynajmniej mamy z czego wybierać. 
- Ale już nie ma tej niespodzianki. - Shakira położyła na stole miski z popcornem i zabrała się za podłączanie laptopa do kina domowego. - Ja jak nie mam pomysłu, to kupuję Gerardowi jakiś fajny sweter i wciskam mu kity, że sama go zrobiłam. - zaśmiała się. 
- I on w to wierzy? 
- Czasem z nudów robię coś na drutach, więc kto wie. - wzruszyła ramionami. - Wystarczy obciąć metkę, rozciągnąć go nieco tu i ówdzie... Mężczyźni nie są aż tak domyślni.

Mecz od pierwszych minut rozpoczął się bardzo agresywnie. Po kwadransie były już cztery żółte kartki, trzy dla River Plate, a jedna dla Neymara. Milan biegał między nami udając, że sam znajduje się na boisku, starał się ze wszystkich sił pomóc drużynie swojego tatusia. 
Po pierwszej połowie wygrywaliśmy 1:0. W trakcie przerwy, Shakira przygotowała kolację, bo ciężarne niewiasty czyli Antonella i Elena zagroziły, że za chwile z głodu zjedzą nas żywcem. Ja jednak nie miałam apetytu na jedzenie, więc podczas gdy one jadły, poszłam zmienić pieluszkę zniecierpliwionego Sashy. Prawie kiedy wróciłam rozpoczęła się druga połowa meczu. Była ona jeszcze intensywniejsza niż poprzednia, argentyński zespół ze wszystkich sił próbował się odegrać. 
- Ja pierdziele, Roberto, mogłeś spokojnie podać do Alvesa! - ryknęłam poirytowana, ignorując fakt, iż ten w ogóle mnie nie słyszy. 
- Bardzo proszę nie wrzeszczeć na mojego chłopaka. - żachnęła się Coral.
- No ale widziałaś jak to spieprzył? Gdyby nie on moglibyśmy spokojnie mieć już trzecią bramkę. - spojrzałam na nią przepraszająco, po czym wróciłam do oglądania. Zdaje się, że Sergi zrozumiał swój błąd, bo ze złości sfaulował Martineza za co dostał żółtą kartkę. 
- Liv, pij to winko, bo same z Coral tej butelki nie opróżnimy. - Shakira podała mi kieliszek naszego ulubionego, czerwonego wina, ale jak tylko się napiłam, poczułam, że muszę iść do toalety. Nagłe podniesienie się z pozycji siedzącej do pionu spowodowało, że zakręciło mi się w głowie. Nie wiem czy to to wino, czy ogólnie moje ostatnie samopoczucie, ale znowu poczułam ogromną falę słabości. Zobaczyłam ciemne plamy przed oczami, po czym niespodziewanie upadłam z powrotem na podłogę.


TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz