- O wilku mowa. - parsknęłam śmiechem. Gdyby nie pasy bezpieczeństwa, od nagłego hamowania mogłabym uderzyć głową o półkę przed sobą. Zawsze przypomniałam sobie o tym w trakcie jazdy ale ostatnio coraz częściej się przekonuję, że jednak warto zapinać je od razu.
- Alves! - Leo opuścił szybę i wychylił się przez okno. - Co ty wyrabiasz?
- Może po tej przegranej chciał popełnić samobójstwo? To podobno rozwiązuje problemy. - zaproponowałam taką możliwość, ale żaden z nich nie skomentował mojej uwagi.
Dani podszedł do nas, zniżając głowę, by móc mnie zobaczyć.
- Jeśli chciałeś mnie widzieć, wystarczyło zadzwonić, a nie rzucać się pod nasze koła w akcie desperacji. - powiedziałam do niego, szczerząc zęby.
- Humorek ten sam, podoba mi się to! - wskazał na mnie palcem, puszczając oczko. - A teraz chodź, muszę porwać Cię na chwilkę.
- Nie ma mowy, Anto dzwoniła już trzy razy. - wtrącił się Leo, kiwając przecząco głową.
- Spokojnie, mistrzu, odstawię ją za kilka minut. - Brazylijczyk klepnął go po ramieniu i przeniósł wzrok na mnie. - Chcę tylko coś Ci pokazać.
- Jeśli to będzie coś głupiego... - westchnęłam, odpinając się i wyskakując z wozu. - To poznasz co to znaczy gniew Messich.
- Jakbym już nie wiedział! - wywrócił oczami, uśmiechając się głupkowato, za co trzepnęłam go w tył głowy. Muszę przyznać, że brakowało mi tego wariata.Na szczęście nie zaprowadził mnie daleko. Prosto z parkingu weszliśmy w jeden z korytarzy i tuż za rogiem... czekała ta jego pożal się Boże 'niespodzianka'. Stanęłam w miejscu jak wryta, kiedy Neymar zaczął iść pewnie w naszym kierunku.
- Dlaczego, Dani? - odwróciłam się do przyjaciela z żalem w oczach. Cóż, mogłam się tego spodziewać. Ta dwójka była ze sobą tak zżyta, jak gdyby byli połączeni jedną pępowiną. Oczywiście, że Dani stał po jego stronie.
- On chce tylko kilku minut, skarbie... - ścisnął moje dłonie, dodając mi tym otuchy.
- Miał już swoje minuty. - mruknęłam, a Alves ucałował mnie w czoło i oddalił się bezszelestnie.
- Dlaczego na mnie nie poczekałaś? - zapytał brunet, stając powoli na przeciwko mnie, jednak zachowując bezpieczną odległość. - Chciałem Ci to dać. - podał mi średniej wielkości pudełko, które trzymał w wytatuowanych rękach. Rzuciłam na nie okiem jedynie przez krótką chwilę, ale już zauważyłam, że przybyło kilka nowych wzorów. - To są... to rzeczy, które jeszcze u mnie zostały.
- Dziękuję bardzo, nie musiałeś się fatygować, wystarczyło przekazać je Luisowi. - odebrałam moją własność i odwróciłam się na pięcie.
- Zaczekaj! - poczułam na swoim ramieniu jego ciepłą dłoń i po całym moim ciele rozeszły się dreszcze. - Ja chciałbym... znajdziesz dla mnie w któryś dzień chwilkę? Powinniśmy porozmawiać na spokojnie o tym wszystkim.
- Dlaczego ty mi to robisz? - podniosłam na niego swój bezsilny wzrok. - Gdy wreszcie ruszyłam powoli do przodu i wygrzebałam się z tego bagna, ty tak po prostu się zjawiasz jakby... jakby nigdy nic. Nie będziemy teraz najlepszymi przyjaciółmi, którzy wyskakują na kawę, żeby pogawędzić o przeszłości. Zrozumiałam dobitnie to, że mnie nie chciałeś, więc teraz niech każdy rusza swoją drogą.
- Nie chciałem Cię? Na miłość Boską, co ty wygadujesz? - rozdziawił usta w zdziwieniu.
- O tak, przepraszam, przecież nazwałeś to inaczej. - zaśmiałam się pod nosem, wprawiając go tym w osłupienie. - "Nie zasługujesz na mnie" czy jakoś tak. To i tak już nie ważne. Dzięki za rzeczy. - wycofałam się, nie czekając na jego odpowiedź. Ta rozmowa, na pozór spokojna, wygrzebała bolesne momenty mojej przeszłości, dlatego właśnie nie chciałam pojawiać się na tym meczu.
- Dziękuję bardzo, pani psycholog. - powiedziałam cicho pod nosem, po czym zeszłam w stronę parkingu, gdzie czekał Leo.*
- O matko, on jest taki śliczny... - jęknęłam z czułością, pochylając się nad maleńkim Mateo, który mrużąc swe brewki, przyglądał mi się z zainteresowaniem.
- O córko, wiem o tym, w końcu to mój wnuk! - mama zmaterializowała się koło mnie i pogłaskała go opuszkiem palca po nosku. - To wszystko przez te geny.
Minęły już dwa miesiące od niefortunnej rozmowy z Neymarem i dopiero teraz mogę z czystym sercem przyznać, że czuję się lepiej. Wróciłam do pracy, która od nowa zaczęła mnie cieszyć, w wolnych chwilach pomagałam Ines w kawiarni, a czasem nawet wybierałam się na mecz! Bo przecież skoro On tak szybko zdołał zaaklimatyzować się w nowej sytuacji, to dlaczego ja miałabym być gorsza? Bywały rzecz jasna słabsze momenty. Wszystko jest w porządku, dopóki się coś robi, dopóki nie zaczyna się za dużo myśleć. Wtedy sprawy wymykają się spod kontroli.- Livia, mogę Cię prosić na minutkę? - w drzwiach salonu pojawił się Lucho, który przywołał mnie gestem ręki. Oddałam mamie bratanka i ruszyłam do kuchni za skupionym trenerem, którego najwyraźniej zaprzątały jakieś myśli.
- Coś się stało?
- Wiem, że Ci się to pewnie nie spodoba, ale rozmawiałem dziś po treningu z Neymarem. - podrapał się po głowie, czekając na moją reakcję, ale ja jedynie wzruszyłam ramionami. - Mówił, że nie odbierasz od niego telefonów.
- Ines zablokowała mi jego numer jakiś czas temu. - wyjaśniłam spokojnie. To, co mówił, nie robiło na mnie większego wrażenia, co było (nie)wielkim triumfem. Wreszcie idę ku lepszemu.
- W każdym bądź razie... chciał Cię prosić, byś stawiła się w sądzie na rozprawie przeciwko ginekologowi, który prowadził twoją ciążę. - Luis przeszedł do konkretów, a ja na te słowa wstrzymałam oddech.
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...