- No i co? Długo Cię nie było, za dwie godziny masz lot. Co się stało? - Neymar zasypał mnie pytaniami, kiedy następnego ranka wyszłam prosto z komisariatu i usiadłam na miejscu pasażera w jego samochodzie. Westchnęłam głośno, na mojej twarzy nadal malowało się niesamowite niedowierzanie. - No mów, bo zaczynasz mnie przerażać!
- Wezwali mnie w sprawie testamentu pana Castellano. Uwzględnił mnie w nim, choć zupełnie nie wiem dlaczego. Ja... - urwałam, bo w głowie nadal mi się to nie mieściło. Zamrugałam kilka razy, wyrywając się z transu i spojrzałam na niego. - Przepisał na mnie swój interes. Jestem... jestem teraz właścicielką najpopularniejszego salonu sukien ślubnych w Barcelonie. - te słowa wyszły z trudem z moich ust, i dopiero kiedy wypowiedziałam je na głos, doszło do mnie co tak na prawdę się działo. - Błagam, uszczypnij mnie. - poprosiłam, a on zrobił tak jak sobie tego zażyczyłam. - Auć, zabolało.
- Czyli to jednak dzieje się na prawdę. - uśmiechnął się szeroko. - No no no, ty to wiesz jak się ustawić!
- Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił! - zawołałam wciąż zszokowana. Brazylijczyk ruszył z miejsca, bo małe tłumy zaczęły się zbierać wokół naszego samochodu. Jadąc do domu, wstałam z miejsca i wychyliłam się przez szyberdach. Pędziliśmy dosyć szybko, wiatr rozdmuchiwał moje włosy i przy okazji orzeźwił mnie jak kubeł zimnej wody. Przecież to wspaniała wiadomość! Zawsze marzyłam o tym, aby założyć własny salonik z sukniami, pomagać pannom młodym w uświetnieniu ich najważniejszego dnia w życiu, oraz spełniać ich marzenia. Tylko, że do tej pory te pragnienia były jeszcze dalekie, tak odległe, że nawet za często o nich nie myślałam, bo zdawałam sobie sprawę, jak trudne będzie rozpoczęcie własnego biznesu. Aż tu nagle bum! Okazuje się, że moje marzenie samo do mnie przywędrowało. To było niebywałe.
- A co, jeśli nie dam sobie rady? - wróciłam do środka i wystraszona zapięłam pas bezpieczeństwa. - Przecież z tym na pewno jest masa roboty. Nie jestem zbyt dobra w interesach, ja po prostu pomagam w doborze sukni. O Boże, w co On mnie wpakował! Może powinnam to sprzedać? Albo...
- Uspokój się! - zawołał Neymar i zahamował nagle przed moim domem. Mama, która akurat kosiła trawnik, otworzyła nam bramę, machając w naszym kierunku. Brazylijczyk jej odmachał, a ja nadal się zamartwiałam, przykuta do siedzenia. - Byłabyś idiotką, gdybyś nie wykorzystała takiej okazji, która Ci się nadarzyła. Oczywiście, że dasz sobie ze wszystkim radę. - zaparkował na podjeździe i odwrócił się do mnie. - Przepisał Ci cały swój interes, to znaczy, że nie tylko sam budynek z sukniami, ale też wszystkich ludzi, którzy mu podlegali. Teraz nadal będą wykonywać swoją robotę, tyle że... dla Ciebie. - uśmiechnął się. - Oni zajmą się tymi wszystkimi finansami, rozliczeniami, czy Bóg wie czym jeszcze, a ty nadal będziesz mogła robić to, co kochasz. Jeśli byś go komuś odsprzedała, nigdy nie masz pewności w jakie ręce trafi. Pan Castellano nie przepisał tego na Ciebie przez przypadek, lub tylko dlatego, że mu się tak przywidziało. Zostałaś wybrana. Ufał Ci, i widział jak dobrze wykonywałaś swoją pracę. To nie tylko zobowiązanie wobec niego, ale też ogromny komplement dla Ciebie. - oznajmił, patrząc na mnie poważnie, i chyba dopiero po tych słowach doszło do mnie to, co się tak właściwie dzieje.
- Obyś miał rację. - westchnęłam, odgarniając włosy z czoła. - Gdyby się to udało...
- Jasne, że mam rację. - przerwał mi. - Poza tym zawsze możesz poradzić się jakiegoś specjalisty od interesów, jestem pewien, że kogoś takiego znajdziemy. A teraz uśmiechnij się pięknie i przekaż te wieści twojej mamie. Na wszelki wypadek stanę za nią, żeby ją złapać, kiedy już będzie padać z wrażenia.*
- Dokonuje się w tym momencie najbardziej spontaniczna decyzja w całym moim życiu. - powiedziałam, pędząc zestresowana po lotnisku. Neymar dotrzymywał mi kroku, ciągnąc za sobą moją walizkę. Czułam jak brzuch eksploduje mi z nerwów, jeszcze nigdy sama nie leciałam samolotem, a już tym bardziej nie w tak długą podróż. Świadomość, że będę sama na takiej kosmicznej wysokości razem z moim lękiem wysokości przez trzynaście godzin, wywoływała u mnie palpitacje serca. - Nie licząc studniówki na której niespodziewanie postanowiłam pocałować kolegę z klasy, który od dawna mi się podobał.
- Wiesz, tego akurat nie musiałem wiedzieć. - odparł, a ja zachichotałam. Stanęliśmy przed odprawą, to był ten moment, kiedy musieliśmy się pożegnać. Niby na kilka dni, ale jednak mimo wszystko było mi trochę przykro.
- Powodzenia w poszukiwaniach Ines, jeśli będziesz czegoś potrzebowała to dzwoń. Pojutrze wylecę i dołączę do Ciebie na trzeci dzień.
- Mam wrażenie, że czegoś zapomniałam. - przygryzłam dolną wargę. - Rany, co jeśli czegoś zapomniałam?
- Spokojnie, nie martw się tym teraz, najwyżej dasz mi znać, a ja zabiorę to ze sobą. I nie przygryzaj tej wargi, bo mam ochotę się na Ciebie rzucić tu i teraz. - upomniał mnie z szalonym błyskiem w oku, przyspieszając tym bicie mojego serca.
- Nie miałabym nic przeciwko. - przyznałam, a on wywrócił oczami, ale też się uśmiechnął.
-
CZYTASZ
Tempting
FanfictionLeżeliśmy na dachu jednego z budynków, wpatrując się w gwiazdy migoczące na ciemnym niebie. Delikatny, ciepły powiew muskał nasze twarze. To byłaby piękna, beztroska noc, gdyby z ust przyjaciółki nie wydostało się jedno pytanie. - Gdybyś miała możli...