Rozdział 3

1K 60 9
                                    

Esteria zakończyła swój piąty i zarazem ostatni rok nauki w Ilvermorny. Wraz z Daisy zaczęły pakować swoje rzeczy do walizek.

- Nie mogę uwierzyć, że po wakacjach nie będzie cię tutaj. Przyzwyczaiłam się do twojej obecności i dziwactw. - powiedziała rudowłosa.

- Co masz na myśli, mówiąc dziwactwa? - zapytała z zaciekawieniem, a na jej usta wkradł się uśmiech.

- Przede wszystkim to, że zawsze, gdy coś kombinujesz, to wszystkim trzęsą się zadki, po drugie w nocy czytasz książki pod kołdrą i to na głos, po trzecie śmiesznie chrapiesz. - odpowiedziała Daisy chichocząc.

- Nie głośniej niż ty. - odparła Esteria, rzucając w rówieśniczkę jej skarpetką, którą podniosła z podłogi, obok swojego łóżka. - Ja dla odmiany na pewno nie będę tęsknić za twoim bałaganem.

- No daj spokój, zawsze sprzątałam po sobie... kiedy mi się przypomniało.

- Czyli nigdy. - spojrzała z politowaniem na koleżankę. Po chwili chciała zapytać, jak czuje się po wypadku. Daisy wydawała się czuć dobrze, jednak Esteria wolała się upewnić. - Jak ręka? Nadal boli?

- Nie, już prawie się zagoiło. - odparła, kładąc rękę w zranionym miejscu. - Nie przejmuj się. Esteria ja wiem, że nie zrobiłaś tego celowo. Chociaż wypowiedziałaś zupełnie inne zaklęcie, ale taka już jesteś, że robisz po swojemu, bo jesteś uparta jak osioł. Natomiast rozumiem, że tłumienie mocy, którą masz w sobie, sprawia ci dyskomfort. Nie będę na ciebie zła, jeśli obiecasz mi, że będziesz pracować nad swoimi mocami i więcej nie skrzywdzisz nikogo.

Blondwłosa była w szoku. Nigdy nie były ze sobą z Daisy zbyt wylewne. Coś w środku poruszyło Esterię, pierwszy raz poczuła się ważna dla kogoś innego, prócz swoich rodziców.

- Daisy... - spojrzała na dziewczynę zdumionym wzrokiem, lecz po chwili odparła. - Obiecuje i przepraszam.

Czarodziejki zamknęły się w szczelnym uścisku. Obie, ze łzami w oczach skierowały się do swoich walizek, aby je zamknąć i ostatni raz wyjść z nimi razem przez drzwi swojego dwuosobowego dormitorium.

- Gdzie cię wywożą po wakacjach? - zapytała Daisy, gdy ruszały z walizkami przez hol.

- Do Hogwartu.

- Co?! - zapytała zdziwiona. - Przecież to Szkocja, kawał drogi stąd!

- To i tak bliżej niż Durmstrang, ale rodzice nie przemyślali nawet tej opcji, nie jestem tam mile widziana. Nie chcą mieć nic wspólnego z nazwiskiem Grindelwald. Do Ilvermorny przyjęli mnie, bo ojciec tu uczęszczał i nie sprawiał problemów, w przeciwieństwie do mnie. Mam zamieszkać z ciocią Bathildą w Dolinie Godryka, aby mieć bliżej. Przynajmniej dopóki nie mam licencji na teleportację.

- Jeszcze jedną opcją było Beauxbatons. - odparła z uśmieszkiem rudowłosa.

- Czy ty naprawdę wyobrażasz sobie mnie jako Francuzkę? - dziewczyny na samą myśl zaczęły chichotać. - Uwierz mi, tam też nie jestem miłe widziana. Mój dziadek oto zadbał, aby i w Europie wyrobić sobie negatywna reputacje. - dokończyła Esteria.

- Hogwart przecież to też Europa. - odpowiedziała zdziwiona Daisy.

- Tak, ale tam dyrektorem jest Albus Dumbledore. 

- Ten Albus Dumbledore?! - spytała dziewczyna, szeroko otwierając oczy.

- Dokładnie ten, który pojedynkował się z Grindelwaldem. Ojciec poprosił go o pomoc, wiedział, że się zgodzi. Tylko zastanawiam się, skąd był tego aż tak pewien?

Podróż minęła szybko. Dziewczyny przegadały całą drogę i obiecały, że będą do siebie pisać. Gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Nowym Jorku, nadszedł czas ostatnich pożegnań, wszyscy uczniowie przytulali się i z żalem żegnali się z przyjaciółmi. Nieopodal wejścia na peron Esteria dostrzegła swoich rodziców. Udała się w ich kierunku.

Razem teleportowali się pod niewielki, jednorodzinny dom otoczony mnóstwem zieleni. Imirda Hephil w wolnej chwili, poza nauczaniem transmutacji w szkole magii w Kanadzie uwielbiała prace w ogrodzie. Zawsze mówiła, że to pomaga jej, gdy miewa gorsze chwile.

Usiedli przy stole, aby zjeść wspólnie kolacje. Pod nogami krzątał się Dunny, stary, rudy kot mamy licząc, że coś z talerza przypadkiem spadnie mu na podłogę. Znalazła go w ogródku, gdy była w ciąży. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, a raczej pogłaskania.

- Opowiecie mi cokolwiek o tym Hogwarcie? - zapytała Esteria. - Uczęszczałaś tam, więc możesz mi chyba coś powiedzieć.

- To wyjątkowa szkoła. Trochę podobna do Ilvermorny, lecz większa. Wokół są błonia, na których uczniowie spędzają czas wolny. Niedaleko jest wioska Hogsmade, tam uczniowie lubią spotykać się w weekendy na piwo kremowe. Musisz je koniecznie spróbować. - odpowiedziała krótko, ale konkretnie kobieta.

- Wiem, że są tam cztery domy, ty należałaś do Hufflepuff.

- Tak, jest jeszcze Gryffindor, Ravenclaw i Slytherin. Uprzedzając twoje pytanie, to Tiara Przydziału decyduje, do jakiego domu będziesz należeć. Zobaczy jakimi cechami szczególnie się odznaczasz. Dom, który najbardziej docenia owe cechy, wybierze cię.

Nie cierpiała, gdy matka czytała jej w myślach. Niejednokrotnie dała radę ją zablokować, ale nie tym razem.

- Jak myślisz, do którego trafie?

- Na pewno nie do Hufflepuff. - zaśmiała się, rozbawiając również córkę. - Masz wiele zalet, ale na pewno nie jest nią grzeczność i pokora, dobrze to wiesz.

- Poradziłaby sobie w każdym z tych domów. - powiedział pewnie Simir, unosząc imbryk z herbatą za pomocą magii niewerbalnej i nalewając każdemu do filiżanki. - Nie myślmy na razie o tym, co się stało i co będzie, teraz masz wakacje. W połowie sierpnia będziesz już u ciotki Batildy, musisz się zadomowić. Spędźmy ten czas jak najdłuższej ze sobą, w dobrej atmosferze.

Po skończonej kolacji Esteria udała się do siebie. Rodzice mieli do odbycia jeszcze jedną rozmowę.

- Wiesz, gdzie trafi, prawda? - spytała Imirda.

- Podejrzewam, ale doskonale wiesz, że będzie pod opieką Dumbledore'a. Nic jej nie grozi.

- Simir, to jeszcze dziecko. To oczywiste, że martwię się o nią, jest do niego tak bardzo podobna. Go też wyrzucili ze szkoły za testowanie zaklęć.

- Ona nie testuje czarnej magii. - odparł z powagą.

- Jeszcze.

- Ty naprawdę sądzisz, że nasza córka jest zdolna do tak makabrycznych rzeczy? Czy ja kiedykolwiek dałem Ci powód, żebyś uznała mnie za niebezpiecznego? - zapytał z niedowierzaniem.

- Ale ty odsunąłeś się od magii, na tyle, ile mogłeś. Poświęciłeś się na rzecz spokoju. Poza tym my mieliśmy siebie. Ona jest sama, nie ma nikogo, kto poprowadziłby ją na dobrą drogę.

- A my? Wychowywaliśmy ją.

- Na tyle, ile mogliśmy. Ona za dwa lata będzie decydować o sobie sama. - westchnęła kobieta.

- I zadecyduje poprawnie. - odparł stanowczym tonem Simir.

Kobieta wstała od stołu i opadła ciężko na kanapę wzdychając. Przetarła rękami twarz i spojrzała przed siebie opierając łokcie o uda.

- Słuchaj. - mężczyzna zajął miejsce obok niej i objął ramieniem. - Ona sobie poradzi. Ufam Dumbledorowi, to wyjątkowy czarodziej. Znał Gelerta i to bardzo dobrze. Nie pozwoli, aby Esteria zeszła na złą drogę.

- Obyś się nie mylił. - oparła głowę o bark męża i razem wpatrywali się w tlący się przed nimi kominek.

Nie wiedzieli, że Esteria słyszała dokładnie całą ich rozmowę, siedząc na schodach.


W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz