Rozdział 44

568 47 4
                                    

Nadszedł dzień ostatniego zadania Turnieju Trójmagicznego, a Esteria od początku miała złe przeczucia. Boisko Quidditcha tętniło życiem, wszyscy uczestnicy zebrali się na jego środku, oczekując na rozpoczęcie ostatniego etapu. W miarę jak Esteria spojrzała w kierunku trybun, zauważyła, że przed nimi, rozciągając się po boisku, pojawił się ogromny labirynt.

Wydawał się niemal żywy, pełen zaklęć i zaklętych zakamarków. Rozgałęzienia, ciemne zakamarki i zaklęcia utrudniały widok nawet dla tych, którzy byli na trybunach. Atmosfera była napięta, a uczestnicy stali przed wyzwaniem, które miało przetestować ich umiejętności, spryt i odwagę.

Ophelia i Cedrik, zbliżali się do momentu pożegnania przed ostatnim zadaniem Turnieju Trójmagicznego. Spojrzała na nich z mieszanką uczuć - dumy i zmartwienia, ale skąd brało się do drugie uczucie, to zupełnie nie miała pojęcia.

Widziała, jak Ophellia całuje na pożegnanie Cedrika, a cały Hufflepuff głośno skandował nazwisko Diggory. Widziała, jak ich usta układają się w wzajemne kocham cię, jakby mieli się już wiecej niezobaczyć.

Widok Ophelii i Cedrika rozczulił Esterię. Kiedy spojrzała w stronę Gryfonów, od razu odnalazła wzrok George'a na trybunach, który uśmiechnął się do niej troskliwie. Był w stanie wyczuć, że dziewczyna jest bardziej zamyślona w miarę zbliżania się decydującego etapu turnieju.

Nieświadoma przyczyny swojego smutku, Esteria odwróciła wzrok od George'a i skupiła się na pożegnaniu swoich przyjaciół. Ophelia i Cedrik ostatni raz wymienili się pocałunkami i uściskami. Dla Ślizgonki jednak atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta, a tajemnicze przeczucie zaczęło rosnąć w jej sercu.

Bacznie obserwowała zachowanie Alastora, który wydawał się coraz bardziej zdenerwowany. Przez cały turniej to właśnie na nim Esteria miała zamiar się skupić. Zauważyła, jak Moody zabiera na chwile na bok Kruma, wkrótce zniknęli za trybunami. Po chwili Krum wrócił, nie patrząc nawet na chwile w stronę trybun. Ślizgonka znów nabrała podejrzeń.

Czworo zadowników stanęło przed wejściem do labiryntu. Esteria jednak ruszyła z trybun w kierunku Kruma, aby zobaczyć co dzieje się z chłopakiem, zatrzymała ją profesor McGonagall.

- Esterio, czas na pożegnanie się z zawodnikami minął, proszę wrócić na swoje miejsce. - zarządziła.

- Pani profesor coś jest nie tak z Wiktorem Krumem.

Nagle wszyscy podskoczyli na sygnał oznaczający rozpoczęcie zadania. Esteria obserwowała jak Harry i reszta znikają wśród krzewów, a jej dłonie zaczęły pocić się coraz bardziej. McGonagall poprosiła, aby wróciła na swoje miejsce.

- Wszystko dobrze? Wyglądasz na zdenerwowaną i ciągle zaciskasz pięści. - zapytał George, który od razu ruszył za dziewczyną zmartwiony.

- Nie wiem, o co chodzi, coś w środku nie daje mi spokoju, czuje jakby, miało stać się coś złego.

- Nic się nie stanie, Harry wygra i będziemy potem od razu świętować. - odpowiedział ucieszony i objął dziewczynę ramieniem. Esteria jednak nie podzielała jego entuzjazmu. - Chodź, poznasz moich rodzciów.

- Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytała niepewnie, nie czuła się obecnie w humorze.

- Na pewno cię polubią, a nawet jeśli nie, w co wątpię, to nie obchodzi mnie to.

Esteria podeszła wraz z Georgem na trybuny gdzie znajdowała się grupa Gryonów. Wkrótce jej oczom ukazała się niska, pulchna rudowłosa kobieta wraz z wysokim i chudym mężczyzną z okularami. Również miał rude włosy podobnie jak wszyscy Weasleyowie, chociaż na jego głowie było już widać pierwsze oznaki łysienia.

- Mamo, tato, poznajcie Ester, moją dziewczynę.

- Dzień dobry, jestem Esteria Grindelwald.

Rodzice George lekko wzdrygnęli się, słysząc to nazwisko, ale nie chcieli, aby dziewczyna to zauważyła.

- Och witaj skarbie! Jestem Molly. Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać! Ależ ty wysoka, prawie jak George i Fred, a jaka chudziutka. - pani Weasley objęła serdecznie dziewczynę.

- Witaj Esterio, jestem Arthur Weasley. - ojciec bliźniaków wyciągnął rękę do dziewczyny, którą uścisnęła na znak powitania.

- Fred mówił, że George nie odrywa od ciebie wzroku, teraz to absolutnie mu się nie dziwie. - puściła oczko pani Weasley. Fred zachichotał pod nosem, a George lekko się zaczerwienił.

- Miło mi to słyszeć. George wiele opowiadał o waszej rodzinie, ciesze się, że w końcu możemy się poznać.

- Przyjedź do nas na wakacje. Z chęcią poznamy bliżej wybrankę serca naszego syna. - powiedział z entuzjazmem pan Weasley.

- Z przyjemnością. - odparła Esteria, próbując się uśmiechnąć. Z tyłu głowy cały czas coś ją martwiło.

- Chodź Arthurze, nie przeszkadzajmy im. - powiedziała pani Weasley, ciągnąc męża za rękę.

Po czasie oczom wszystkich ukazała się poraniona Fleur, wkrótce potem pojawił się oszołomiony Krum. Na jego widok uczniowie Hogwartu skakali po trybunach ze szczęścia, było już widaomo, że zwyciężył Hogwart. Esteria teraz postanowiła ruszyć w stronę Kruma.

- Wiktor. - powiedziała łagodnie, a chłopak powoli uniósł na nią twarz, była prawie cała we krwi. - Coś się stało?

- Chodź na stronę. - powiedział ledwo wstając. Widać, że był mocno poobijany.

Poszli kawałek dalej od trybun.

- Mów co się dzieje.

- Poczułem się, jakby ktoś mnie kontrolował. Nie pamiętam praktycznie nic, co robiłem w labiryncie, nie wiem jakim cudem tam przetrwałem.

- Co pamiętasz ostatnie?

- Pamiętam, że przed zadaniem poszedłem porozmawiać z Alastorem, chciał doradzić mi w sprawie zaklęć, potem pamiętam wszystko jak przez mgłę.

Esteria wiedziała już, że Moody chce wpłynąć na wynik Turnieju.

- Wiktor musimy iść szybko do.... - nie zdążyła dokończyć, bo rozległ się głośny krzyk na trybunach. Esteria obejrzała się i ujrzała zapłakanego Harry'ego wraz z leżącym obok Cedrikiem. Wkrótce rozległ się głośny krzyk Fleur. Nagle cały tłum opanowała nieprzyjemna cisza.

Dumbledore podbiegł do Harry'ego, próbując dowiedzieć się, co się stało. Chłopak cały czas łkał i nie mógł wypowiedzieć żadnego zdania. Esteria podbiegła bliżej.

- Voldemort wrócił, Cedrik prosił mnie, abym zabrał jego ciało. - powiedział w końcu zapłakany Harry.

Esterii zaczęło piszczeć w uszach, wszystko teraz wydawało dziać się w zwolnionym tempie. Kątem oka ujrzała jak Ophellia i ojciec Cedrika próbują podejść do ciała Puchona. Ingrid złapała Ophellie w pasie, która krzyczała przeraźliwie z rozpaczy. W końcu osunęła się na ziemie i płakała w ramie Ingrid.

- Ester, jesteś tu? - zapytał George, podszedł do niej wraz z Fredem. Oboje złapali dziewczyne, zanim upadła na ziemie.

- Widziałam to. - odpowiedziała cicho.

- Co widziałaś? - zapytał Fred.

- Powrót Voldemorta. - powiedziała szeptem.

Fred i George spojrzeli po sobie zmartwieni, cała trójka teraz wpatrywała się w martwe ciało chłopaka. U bliźniaków pojawiły się łzy, a Esterii nadal piszczało w uszach. Po chwili zauważyła, jak Alastor zabiera Harry'ego z dala od wszystkich, a z jego kieszeni wypada charakterystyczna piersiówka, z której często popijał. Ruszyła z nimi.

- Ester, gdzie idziesz?! - krzyknął za nią George, jednak nie odpowiedziała, zajęta przedzieraniem się przez tłum.

- Ester wracaj! - tym razem krzyknął Fred.

Podbiegła do piersiówki i podniosła ją z trawy. Następnie otworzyła ją i zbliżyła do nosa, aby wyczuć zapach, zamarła.

- Cholera jasna eliksir wielosokosowy! - krzyknęła i wrzuciła piersiówką w bok, natychmiast pobiegła za Alastorem i Harrym, pozostawiając za sobą tłum łkający nad ciałem Diggory'ego.

Uważnie śledziła ich każdy krok, docierając w końcu pod gabinet Alastora. Usłyszała przekręcający się zamek. To jednak nie powstrzymało ją, aby zakraść się pod same drzwi i podsłuchać rozmowę.

- Siadaj. - odparł chłodno Moody. - W porządku Potter?

- Na pewno świetnie, idioto. - pomyślała.

- Boli cię to? - zapytał.

- Już nie tak bardzo.

- Rzucę na to okiem.

- Puchar był świstoklikiem, ktoś go zaczarował.

- Jak tam było? Jaki on jest? - zapytał Moody z ciekawością w głosie.

- Kto?

- Sam Wiesz Kto! Jak to jest, gdy się przed nim stoi?

- Nie wiem. Czułem się, jakby to był sen, kolejny koszmar.

Nagle zaczęła słyszeć jęki profesora oraz stukanie o siebie szklanych fiolek.

- Na cmentarzu byli jeszcze inni?

- Ja... skąd pan wie? Nic nie wspominałem o cmentrazu proseforze.

Esteria w tym momencie poczuła, jak przyspiesza jej bicie serca i oddech. Czy oni mówią o cmentarzu, który widziała w swojej wizji?

- Smoki są zmyślne cholibka. - zaczął tym razem głos, którego wcześniej nie rozpoznawała, domyślała się, że eliksir wielokosowy przestaje działać, a dźwięk stukających o siebie wcześniej fiolek oznaczał, że w pospiechu fałszywy Moody szukał ostatnich zapasów. - Myślisz, że ten przygłup pokazałby ci je, gdybym go sprytnie nie podpuścił?! Myślisz, że Diggory poradziłby ci otworzyć jajo pod wodą, gdybym mu o tym nie powiedział!? Myślisz, że ten durny skrzat, dałby ci skrzeloziele, gdyby nie ja?!

- Więc to twoja robota. - krzyknął Harry, w tym samym czasie z Esteria, gdy wypowiadała to zdanie w głowie. - Wrzuciłeś moje nazwisko do Czary Ognia, Ester miała racje!

- Ta pieprzona Grindelwald, stale depcząca po piętach. Prawie mnie nakryła, ale nie jest wcale tak kumata, jak wszyscy myślą.

- Obyś się zaraz nie zdziwił zasrańcu. - wyszeptała. Za drzwiami zapadła nieprzyjemna cisza.

- Pomyśl tylko, jak Czarny Pan mnie wynagrodzi, gdy usłyszy, że zabiłem wielkiego Harry'ego Pottera! Avada...

- Bombarda Maxima! - krzyknęła Esteria, dostając się do środka. - Expelliarmus! - krzyknęła, rzucając zaklęcie w stronę profesora, jednak ten zrobił unik, wiec chybiła.

- Avada Kedavra! - rzucił w stronę Harry'ego, jednak Esteria zdążyła dobiec do chłopaka i razem runęli na ziemie, chowając się za wielką skrzynią.

- Drętwota! - krzyknęła i znów rzuciła zaklęcie na fałszywego Moody'ego tym razem trafiając.

Mężczyzna wpadł na szafkę za nim, rozbijając całe szło dookoła. W tym samym czasie do sali wbiegł Dumbledore wraz z Snapem i profesor McGonagall.

Expelliarmus! - krzyknął Dumbledore na dobre rozbrajając przeciwnika.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz