Rozdział 21

735 45 1
                                    

Nowy semestr w Hogwarcie rozpoczął się z hukiem. Dosłownie, bo bliźniacy cały czas testowali swoje nowe fajerwerki. Esteria i Harry powrócili do wspólnych treningów, które nie odbywały się tak często, jak przed pierwszym zadaniem, ponieważ Harry musiał poświęcać dużo czasu na rozwiązanie zagadki ze smoczego jaja. Nie przeszkadzało to dziewczynie, ponieważ sama miała dzięki temu więcej czasu na zajęcia z profesorem Flitwick'iem, z którym aktualnie przerabiała czary niewerbalne i przede wszystkim kontrole nad nimi. Esteria cały czas miała w pamięci wydarzenia z balu. Krum stale mierzył ją zawistnym wzrokiem i zdawał się obserwować każdy jej krok.

Esteria w tym semestrze postanowiła, że przyłoży się do przeprowadzania śledztwa. Sprawa Harry'ego i jego obecności w Turnieju nie dawała jej spokoju, a im turniej zbliżał się do trzeciego zadania, tym więcej miała złych przeczuć. Na ten moment wiedziała, że nazwisko Harry'ego wrzucił ktoś pełnoletni i ktoś, kto potrafi rzucać skomplikowane zaklęcia. Wiedziała, że powinna szukać winnego raczej wśród starszych uczniów lub... nauczycieli. Od razu na myśl jako pierwszy przyszedł jej profesor Snape, więc postanowiła w pierwszej kolejności zacząć właśnie od niego.

Potrzebowała uwarzyć eliksir, a następnie rzucić za niego zaklęcie śledzące, które pokaże jej, gdzie znajdował się Snape, w czasie gdy do Czary Ognia można było wrzucać kartki. Potrzebowała do tego coś, co pochodzi od Snape, to mógł być włos czy kawałek naskórka. Z racji tego, że sam eliksir zrobiony specjalnie pod to zaklęcie będzie wymagał poświęcenia dużej ilości czasu i przede wszystkim miejsca do uwarzenia musiała znaleźć miejsce, w którym go zrobi. Na szczęście takie znała.

Esteria szła przez korytarze poszukując bliźniaków. W końcu zauważyła ich sprzedających swoje świeżo wyprodukowane Bombonierki Lasera. Miały one powodować różne dolegliwości chorobowe dzięki którym uczniowie, mogli wyjść z lekcji. Podeszła do Freda George'a, prosząc ich na stronę.

- Idź Georgie, ja zajmę się resztą. - powiedział Fred, trącając brata łokciem.

- Cześć. Posłuchaj, jeśli chodzi o te sytuacje z Trzech Mioteł.... - odezwał się pierwszy, ale dziewczyna przerwała mu.

- Zostawmy to, musiałam szybko wrócić do dormitorium, dziewczyny mnie potrzebowały. - odpowiedziała próbując ukryć kłamstwo. - Tym razem ja potrzebuje od was pomocy.

- Przystojniak słucha. - odpowiedział dumnie, na co dziewczyna przewróciła oczami, ale w środku tęskniła za swego rodzaju narcyzmem George'a.

- Muszę uwarzyć pewien eliksir, będzie wymagał ode mnie dużo czasu do przygotowania, ale przede wszystkim miejsca. Wasze tajne miejsce nada się do tego idealnie. Oczywiście sama zdobędę składniki, proszę tylko o udostępnienie mi kociołka. To dla mnie bardzo ważne.

George widział, z jaką determinacją Esteria podchodzi do sprawy, nie chciał dłużej trzymać dziewczyny w niepewności.

- Zgoda, możesz go uwarzyć u nas.

- Super! Dzięki wielkie! - krzyknęła i przytuliła chłopaka w podziękowaniu. George stał jak wryty. Z początku nie wiedząc, jak ma zareagować, ale po chwili odwzajemnił uścisk.

- Zacznę jakoś pod koniec tygodnia. Jeszcze raz dziękuje! - uradowana pognała do sali na zajęcia obrony przed czarną magią.

George nie chciał ruszać się z miejsca, zapach wanilii z bzem nadal pieścił jego nozdrza.


***

- I tak po prostu się zgodziłeś, nie pytając mnie o zdanie?

- To przecież tylko jeden eliksir, zawsze możemy załatwić drugi kociołek.

- Mamy do uwarzenia kolejny zapas amortencji zapomniałeś?

- W porządku, uwarzę ją sam. Ostatnio razem z Ester poradziliśmy sobie świetnie, teraz znam ten eliksir na pamięć. Poza tym zapas starczy jeszcze co najmniej na miesiąc.

- Oj Georgie, Georgie. Cofam moje słowa, ten kupidyn chyba jednak ustrzelił cię prosto w czoło, nie w tyłek.

- Przesadzasz Freddie. Ona jest z Harrym, byli razem na balu.

- Ja byłem z Angeliną i jakoś nie jesteśmy razem. Bal nie oznacza deklaracji.

Georgowi znów było ciężko przyznać, że bliźniak ma rację.


***

Esteria zasiadła w pokoju wspólnym Slytherinu. Salon Ślizgonów miał kamienne ściany i niskie sklepienie. Z sufitu zwisały na łańcuchach zielonkawe lampy. Fakt, że znajdował się pod jeziorem, pogłębiał jeszcze efekt zielonkawego oświetlenia. Znajdował się w nim bogato zdobiony kominek i rzeźbione krzesła. Dawno tak po prostu nie odpoczywała. Co jakiś czas przez pokój przechodzili Ślizgoni. Jedni witali ją z uśmiechem, drudzy z pogardą w oczach.

- Ester, powiedz coś Ophelli, bo chyba zaraz potraktuje ją Avadą. - do pokoju weszła Ingrid a tuż za nią Ophellia.

- Ty nie jesteś zakochana i nie wiesz, jak to jest. - odparła Ophellia.

- Ale ty gadasz o nim nawet, jak spisz. - odpowiedziała pretensjonalnym głosem przyjaciółka.

- A było tak cicho... - westchnęła Esteria. - domyślam się, że chodzi o Cedrica.

- Staraj się nie wymawiać tego imienia, bo już naprawdę krwawią mi uszy.

- Powinnaś się cieszyć, że jestem szczęśliwa.

- I tak jest, po prostu chce pogadac tez o innych rzeczach, a nie tylko o tym, jak wspaniały jest Diggory.

- Mam propozycje, zagrajmy w coś. - powiedziała w końcu Esteria, żeby rozluźnić atmosferę.

- Och! Może w prawda czy wyzwanie? - klasnęła w dłonie Ophellia.

- Błagam nie, to już odeszło do lamusa. Może nigdy przenigdy? - zaproponowała tym razem Esteria.

Ophelia i Ingrid spojrzały po sobie i skinęły głowami na znak zgody.

- Co będzie znakiem rozpoznawczym? - zapytała Opi.

- Mam jeszcze jedną butelkę ognistej. - odparła Ingrid.

- No to może lepiej chodźmy do dormitorium. - zaproponowała Esteria.

We trzy udały się do dormitorium i rozsiadły się na miękkim szmaragdowym dywanie. Wokół położyły mnóstwo poduszek a pośrodku osobista. Zaczynały od najprostszych, prozaicznych pytań. Trunek jednak pozwał na coraz to odważniejsze pytania.

- No dobra to teraz ja, nigdy przenigdy, nie miałam ochoty pocałować jednego z bliźniaków Weasley. - wypaliła Ingrid, dokłądnie spoglądając na Esterie.

Esteria poczuła, jak jej ciało przeszło przyjemnie ciepło. W głowie miała sytuacje z pubu, gdy złapała George'a za podbródek i zatopiła się w jego czekoladowych oczach, a zapach pomarańczowej czekolady sprawiał, że każdy mięsień w ciele odmawiał posłuszeństwa.

Upiła łyk whisky, a dziewczyny oniemiały.

- Wiedziałam. - odpowiedziała triumfalnie Ingrid.

Niech cię szlag Roresk. - pomyślała.

- Którego? Kiedy? Było blisko? Fred czy George? Mów! - zarzucała pytaniami Ophellia.

- Nobleoak daj jej zebrać myśli.

- George'a, tego przystojniejszego. - oczami wyobraźni przypomniała sobie, gdy to mówił pierwszy raz, automatycznie na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- No, no Ślizgonka i Gryfon. Grindelwald ty naprawdę nie lubisz zasad.

- Ostrzegałam, że mam je w głębokim poważaniu.

- Robiłaś już coś z tym? - zapytała Opi.

- To znaczy?

- No czy mu powiedziałaś albo dawałaś jakieś sygnały? Dziewczyno, musisz działać! - krzyczała Ophelia z entuzjazmem.

- Ophelia uspokój się, on jest ze Spinnet.

- Z tego, co słyszałam nie do końca. Zna się z Alicia od wielu lat, niby kiedyś coś próbowali, ale Weasley nie był przekonany. Uparła się na niego i tak właśnie łazi za nim do dzisiaj. - odparła dziewczyna.

- Czy ty naprawdę znasz każdą plotkę w tym zamku? - spytała Ingrid.

- Planuje pracować w gazecie, muszę szlifować umiejętności. - odparła dumnie, wypinając pierś w przód.

Esteria w głębi duszy ucieszyła się z tej wiadomości. - To i tak nie przejdzie.

- No co, ty co ty!? Dlaczego?

- Wydaje mi się, że on nie czuje tego samego. - odparła trochę zawstydzona, Esteria z nikim nigdy otwarcie poza matka nie rozmawiała o swoich uczuciach.

- Dopóki go nie zapytasz, co czuje, to się nie dowiesz. - odparła ze swoim jak zwykle spokojnym tonem. - Widze jak mówienie o tym przychodzi ci z trudnością, wiec ja też wam coś wyznam.

We dwie spojrzały w stronę przyjaciółki, czekając na wyznanie.

- Lubię umawiać się z chłopakami, ale tez z dziewczynami. Wiecie no.... Jestem biseksualna.

- Och Ingrid, podejrzewałam to już dawno. - odparła Opi. - To nic złego!

- Gratuluje odwagi Roresk! - ucieszyła się Esteria. Jej przyjaźń z dziewczynami zacieśniała się coraz bardziej. Miała wielkie szczęście, trafiając do dormitorium z dwiema Ślizgonkami, które podobnie jak ona nie patrzą na status krwi czarodzieja.

- To ja też coś powiem! - odezwała się nagle Opi. - Zrobiliśmy to z Cedrickiem!

- Ester podaj mi whisky, bo znów się zaczyna, a nie znoszę tej tury na trzeźwo. - powiedziała Ingrid, na co dostała w twarz poduszka od Ophelii. Tym samym wywołując wojnę, w całym dormitorium.

Dopóki go nie zapytasz, co czuje, to się nie dowiesz.

Powtarzała w głowie te słowa jak mantrę, leżąc już w łóżku.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz