Rozdział 54

604 47 7
                                    

- Rozszarpię te rożową pluskwę - powiedziała Esteria do przyjaciółek, gdy zmierzały w kierunku Wielkiej Sali na obiad. - To nasz ostatni rok, powinniśmy co najmniej uczyć się obrony przed zaklęciami uśmiercającymi w praktyce, a ona wyskakuje nam z programem dla dzieci.

- Mnie najbardziej zastanawia, co kierowało Dumbledorem, żeby ją zatrudnić - powiedziala Ingrid.

- Pamiętaj Ingrid, że to stanowisko pracy zawsze było pechowe, co roku inny nauczyciel - podsumowała Ophellia.

Na korytarzu usłyszały krzyki pochodzące z Wielkiej Sali, okazało się, że to Hermiona prawi kolejne kazanie bliźniakom na temat ich produktów. Fred i George wyglądali jak rażeni piorunem. Po ich minach Esteria wiedziała, że Hermiona powiedziała coś, co mocno rozwścieczyło bliźniaków. Zaniepokojona podeszła do stołu Gryffindoru.

- Widzę, że jesteś w formie Hermiona - odezwała się tuż za Gryfonką.

- Ester jak dobrze, że jesteś - klasnęła w dłonie. - Może powiesz swojemu przyjacielowi i chłopakowi, że testowanie produktów na pierwszoroczniakach jest ciosem poniżej pasa.

Esteria zmarszczyła brwi, patrząc na dziewczynę.

- Widziałam, jak testowali to na sobie i nic im nie było, więc tym samym nic nie stanie się pierwszoroczniakom, a dodatkowo sobie zarobią - powiedziała spokojnym głosem i zobaczyła, jak bliźniacy zbijają piątkę.

- Żartujesz prawda? - spytała wściekła Hermiona.

- Wyglądam jakbym żartowała?

Hermiona nie powiedziała nic więcej tylko odeszła z wściekłością w oczach. Bliźniacy stali i uśmiechali się do Esterii głupkowato.

- Powiedziała, że napisze do waszej matki?

- Dasz wiarę? - zapytali jednocześnie.

- Testujecie je wyłącznie na Gryfonach?

- Znalazło się też parę Puchonów - odpowiedział Fred.

- Ale zdecydowanie większość to Gryfoni - dodał George.

- Robicie to prosto pod jej nosem, więc nie dziwcie się, jeżeli faktycznie napisze do waszej matki - westchnęła. - Dajcie mi kilka tych Bombonierek, ze Slytherinu na pewno znajdą się chętni do zarobienia kasy.

- Czym sobie na ciebie zasłużyliśmy? - zapytał George, uśmiechając się ciepło do dziewczyny.

- Nie robię tego za darmo - prychnęła Esteria. - Landryna zasługuje na kilka psikusów.

- Dla nas to czysta przyjemność - odpowiedział wesoło Fred.

- Widziałem, że mocno cię zdenerwowała - George delikatnie uniósł jej podbródek i spojrzał troskliwie w oczy.

- Kogo dzisiaj Umbridge nie zdenerwowała - powiedziała oczywistym tonem.

- Usiądziesz z nami? - zapytał.

Esteria spojrzała za siebie na stół Ślizgonów, nie chciała zostawiać przyjaciółek, ale nie chciała też spędzać teraz czasu bez George'a.

- Na chwilę - odpowiedziała i usiadła razem z bliźniakami do stołu Gryffindoru.

- Słyszałaś, że Harry zarobił już swój pierwszy szlaban? - zapytał Fred.

- Podobno tak pokłócił się z landryną, że kazała mu wyjść z sali - dodał Geogre.

- Nie dziwie się, sama mam ochotę powiedzieć jej parę nieprzyjemnych słów - powiedziała Esteria, biorąc do ręki grzankę. - Zaczynam tracić wiarę w sens istnienia Ministerstwa.

Geogre znów widząc jej wkurzenie, złapał ją pod stołem za rękę i zaczął delikatnie głaskać kciukiem, aby ją uspokoić.


***

Po całym dniu zajęć Esteria zmierzała właśnie do gabinetu profesora Dumbledore'a. Była ciekawa, co ma jej do przekazania tym razem. Miała ochotę zdzielić własnego dyrektora po głowie za zatrudnienie profesor Umbrigde.

Gdy weszła do gabinetu niezastała nikogo oprócz małego feniksa zawsze towarzyszącego dyrektorowi tuż za biurkiem. Maleństwo skakało za unoszącym się wokół niego popiołem. Ten widok rozczulił dziewczynę, postanowiła przyjrzeć się bliżej temu fantastycznemu stworzeniu.

Fawkes spojrzał na nią swoimi czarnymi jak smoła oczami z zaciekawieniem. Ślizgonka uśmiechnęła się łagodnie, a feniks delikatnie zaczął trzepać skrzydełkami, jakby cieszył się z jej obecności. Zbliżyła rękę do maleństwa, a ono wesoło ocierało się o jej dłoń pyszczkiem.

- Majestatyczne stworzenie prawda? - zapytał dyrektor tuż za Esteria, na co odskoczyła zaskoczona. - Wybacz, nie chciałem cię wystarczyć. Usiądź, proszę.

Esteria usiadła naprzeciwko dyrektora, jej wzrok jednak cały czas uciekał do bawiącego się feniksa.

- Jak minęły wakacje? - zapytał, zsuwając okulary i podsuwając do Esterii miseczkę z dropsami.

- Pełne wrażeń, tym bardziej pod koniec - odpowiedziała biorąc jednego.

- Ach tak, słyszałem o twoich odwiedzinach w Londynie - powiedział Dumbledore z lekkim uśmiechem.

- Mieliśmy trzymać się razem, a więęęęc... - przeciągnęła Esteria.

- Ależ ja nie mam nic przeciwko - zaśmiał się profesor.

- Profesorze, coś się dzieje, że poprosił mnie pan do siebie i to bez Harry'ego? - zapytała pewnie Esteria.

Dumbledore wyglądał, jakby nie wiedział od czego najpierw zacząć.

- Będę miał do ciebie prośbę, zrozumiem oczywiście, jeżeli się na to nie zgodzisz, w końcu jest to twój ostatni rok i czekają cię Owutemy, a wraz z nimi nauka.

- O co takiego chce mnie pan prosić?

- Esterio, jestem pewien, że jesteś świadoma, jak wiele Harry znaczy dla świata czarodziejów i jak wiele jeszcze będzie musiał uczynić - kontynuował dyrektor. - Jednak nadchodzący rok będzie dla niego szczególnie trudny i nie jestem pewny, czy będzie miał wystarczająco dużo wsparcia.

Esteria patrzyła na profesora Dumbledore'a z niepokojem w oczach. - O co dokładnie chodzi, profesorze?

- O powrót Voldemorta, chociaż wielu w to nie wierzy. Jego powrót jest faktem i będzie on stanowił poważne zagrożenie. Harry będzie musiał stawić mu czoła, ale potrzebuje też wsparcia i pomocy. Chciałbym, abyś miała na niego oko, Esterio. Ja niestety nie będę mógł tego robić.

Esteria rozważała te słowa, ale wydawało jej się to zbyt duże obciążenie. - Czy na pewno jestem odpowiednią osobą, profesorze? Jestem jeszcze tylko uczennicą.

Dumbledore spojrzał na nią z łagodnością. - Wierzę w twoją wyjątkową moc i inteligencję. Wiem, że masz talent i potencjał, aby stać się niezwykłą czarodziejką. Poza tym masz w sobie sporo cech, które są potrzebne w takich sytuacjach.

- Dobrze, zrobię, co w mojej mocy - odpowiedziała Esteria zdecydowanie.

Dumbledore zatwierdził jej decyzję - Oprócz lekcji, które będziesz miała w Hogwarcie, chciałbym, abyś podjęła dodatkowe zajęcia z oklumencji u profesora Snape'a i z wróżbiarstwa u profesor Trelawney, więcej szczegółów przekażą ci osobiście. To pomoże chronić twoje wizje przed niepożądanymi osobami.

Esteria oczywiście chętnie zgodziła się na dodatkowe zajęcia. Ten rok obiecywał być wyjątkowo trudny i niebezpieczny. Wstała od biurka profesora i udała się do wyjścia, gdy nagle przypomniała sobie o niezwykle irytującej sprawie.

- Profesorze, dlaczego zabronił pan informować mnie i Harry'ego o Zakonie?

- Bo znając was i zawsze charaktery zaczęlibyście przedwcześnie działać na własną rękę - powiedział z uśmiechem.


***

- To ty grasz w Quidditcha? - zapytała Ophellia, przyglądając się ze zdziwieniem przyjaciółce w stroju do gry. Tego dnia odbywały się testy dla przyszłych kapitanów drużyny Quidditcha.

- Od małego, ale nigdy nie należałam do drużyny - odpowiedziała. - W Ilvermorny trzymali mnie z daleka od sportu, ale tutaj jest inaczej, więc mam zamiar się postarać.

- Flint odszedł, więc masz nasze nawet zostać kapitanem - powiedziała wesoło Ophellia.

- Nie sądzę, aby Montague chciał ustąpić to miejsce - zauważyła Ingrid.

- Kto wybiera kapitana? - odpowiedziała Esteria, zawiązując sznurówki od buta.

- Chętne osoby mają ułożyć strategie gry. Jeżeli twoja strategia przebije strategie przeciwnika, zostajesz kapitanem.

- Kuszące - odpowiedziała zaintrygowana.

Razem udały się na boisko. Dziewczyny weszły na trybuny, aby wspierać przyjaciółkę z dala od tłuczków i innych niebezpiecznych dla Ophelli w tej sytuacji rzeczy. Ślizgoni z zapałem zbierali piłki z półek. Nagle wzrok Ślizgońskiej drużyny składającej się wyłącznie z płci męskiej powędrował na Esterię.

Nie tylko ze względu na dopasowany strój Esterii, który doskonale podkreślał jej kształty. Włosy miała splecione w warkocz, a na plecach spoczywała zielona peleryna.

- A to akurat zabawne - odezwał się znajomy, nieprzyjemny dla Esterii głos Adriana Pucey'a.

- Co takiego cię bawi Pucey? - zapytała, stając przed chłopakiem.

- Nie przyjmujemy bab do drużyny, jesteście słabsze - powiedział Terence Higgs, szukający.

- Jakoś Gryffindor ma kilka dziewczyn w drużynie i skutecznie was ogrywa - powiedziała mrużąc oczy na Terence'a. - Może zmiana kapitana na płeć żeńską również wam pomoże.

- Z pozycją kapitana możesz się pożegnać - odparł Montague wchodzący właśnie do schowka po miotły.

- Jeszcze zobaczymy - syknęła Esteria i wyminęła Grahama.

Wszyscy unieśli się w górę na miotłach. Dopiero teraz Esteria zauważyła dwie rude czupryny obok swoich przyjaciółek uśmiechające się do niej. Podzielono całą drużynę na dwie grupy wraz z osobami starającymi się na pozycje pałkarzy.

Najpierw strategię ułożył Graham, która okazała się bardzo skuteczna. Zdobył aż sto dziewięćdziesiąt punktów. Jego obrona była nie do pokonania. Esteria czuła, że może się skompromitować, jednak nie chciała dać za wygraną tak łatwo.

Czas nie ubłaganie mijał, a Esteria zdobyła wraz ze swoją drużyną dopiero sto punktów. Wisząc w powietrzu na miotle, zastanawiała się na układem obronnym Grahama i nagle zauważyła, że przez większość czasu lewa storna pozostaje pusta.

- Podajcie mi kafla przez sama bramka, gdy będę po lewej stronie dolece tam od dołu skupcie się na prawej, aby ich zmylić.

Tym sposobem drużynie Esterii udało się nadgonić do stu osiemdziesięciu punktów. Musieli zdobyć jeszcze dwa gole.

- Teraz przejdziemy do bardziej defensywnego stylu - poleciła. - W momencie rzutu kaflem walnijcie też tłuczkiem w ścigającego.

Kolejny raz polecenie Esterii zostało wykonane bezbłędnie. Teraz miała remis z Grahamem. Postanowiła wiec wykorzystać swoją szybkość.

- Teraz musicie mi zaufać. Zasłaniacie mnie szykiem obronnym, tak długo, jak możecie, a wbije kafla tym razem do prawej strony, zaczynamy atak od lewej.

Pałkarzom udało się zbić ścigającego z przeciwnej drużyny, dzięki temu Esteria miała puste miejsce. Od razu wykorzystała okazje i gdy już miała wbić kafla dostała tłuczkiem w żebra. Obróciła się wokół własnej osi na miotle, spadając razem z nią w dół, nadal trzymając kafla w ręce.

Gdy znalazła się na wysokości najniższej obręczy, wrzuciła go do bramki skutecznie zdobywając punkt. Tuż nad ziemia spadła z miotły i uderzyła tak mocno o ziemie, że aż ją zamroczyło.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz