Esteria wracała do dormitorium z ogromnym uśmiechem na ustach. Ostatnie czego spodziewała się tego dnia to zawarcie związku z Gryfonem, na którego jeszcze kilka godzin temu była wściekła. Nie potrafiła jednak przechodzić obok chłopaka obojętnie. Tyle miesięcy wstrzymywała się z wyznaniem uczuć, a teraz będzie mogła to robić codziennie.
- Ester co ty taka ucieszona, zabiłaś Pucey'a?
- Byłam z bliźniakami, a raczej z Georgem przez większość czasu, bo Fred postanowił zamknąć nas z jednej z klas, żebyśmy się w końcu pogodzili.
- I co pogodziliście się?
Esteria zacisnęła usta w cienką linię, poczuła jak jej policzki zaczynaja płonąć, a kąciki ust automatycznie wędrować do góry.
- Esteeeeer, coś ty robiła? - zapytała Ingrid.
- No jakoś tak wyszło, że.... się całowaliśmy.
Przyjaciółki wyglądały teraz, jakby oczy miały im wypaść z oczodołów, a szczęki jakby zaraz miały dotknąć podłogi.
- CO?!!!?!?!? - krzyknęły równocześnie.
- No całowaliśmy się. Znów.
- Zaraz przecież byłaś na niego wściekła.
- Przeprosił mnie i powiedział, że mnie kocha. Dlatego tak się zachowywał, był najzwyczajniej w świecie zazdrosny.
- Padnę zaraz. Jak cudownie! - klasnęła w dłonie Ophellia.
- Cudownie?! Przecież on sam nie wie, czego chce. Najpierw pałęta się z Spinnet, a teraz chce być z Esteria.
- Och, a ty najpierw kręciłaś z Marcusem, chociaż od dawna podobała ci się Greta. Każdy ma prawo czasem się pogubić.
- Achhhh... dlaczego to życie miłosne musi być takie skomplikowane. - westchnęła Ingrid.
- Żeby było ciekawiej w życiu. - odpowiedziała z entuzjazmem Opi.
***Kolejne tygodnie w Hogwarcie mijały w pozytywnej atmosferze. Na dworze robiło się coraz cieplej i uczniowie z chęcią po lekcjach opuszczali zamek. Esteria i George spędzali ze sobą całe dnie, oczywiście drocząc się i dokuczając sobie nawzajem. Taka była już ich tradycja. Na korytarzach nie chodzili otwarcie za rękę ani nie okazywali sobie nadmiaru uczuć.
Esteria wolała w tej kwestii pozostawać w cieniu, w przeciwieństwie do George'a, który najchętniej w każdej wolnej chwili obsypywałby ją pocałunkami. Oboje w końcu mogli się przytulić i pocałować jako para, chwile spędzone razem traktowali jako największe szczęście.
Przechodząc przez korytarz do dormitorium Slytherinu, Esteria i George natrafili na Alastora, który jak zwykle spoglądał na Ślizgonkę z ogromną niechęcią.
- Kurczę, naprawdę mocno zalazłaś mu za skórę, skoro patrzy na ciebie jak Bazyliszek na swoje ofiary.
- Coś jest z nim ewidentnie nie tak i dowiem się co.
- Nawet się nie waż wznawiać śledztwa na własną rękę, bo tym razem nie puszczę cię z Hogwartu na zawieszenie.
- To poszedłbyś ze mną. - odparła z uśmiechem i pocałowała krótko Gryfona na pożegnanie w usta. Ich spokój przerwała Strisk i Pucey.
- No proszę! Nie dość, że ciągnie cię do tego mieszańca Pottera, to jeszcze umawiasz się ze zdrajcą krwi. - parsknął Pucey.
- Zazdrościsz, bo ty nie jesteś na jego miejscu?
- W życiu nie chciałbym być na miejscu kogoś, kto musi całować się z tobą.
- Na randce na początku roku mówiłeś co innego.
Pucey zbladł i z oburzoną miną pociągnął ze sobą Marcelle. Ta zahaczyła ramieniem o dziewczynę, specjalnie w nią uderzając. Esteria już chciała ruszyć za rówieśniczką, ale George złapał ją w pasie.
- Stój, narobisz sobie kolejnych problemów. To tylko tępy Pucey i Strisk. - powiedział stanowczo, ale mimo wszystko z troską w głosie.
- Racja. - westchnęła głośno, próbując się uspokoić.
- A tak w ogóle, czy ja dobrze usłyszałem, że byłaś na randce z tym tępakiem?
- Tak, to było na początku roku. Poszłam z tej randki i wtedy trafiłam na korytarzu na ciebie, gdy nadmuchaliście z Fredem panią Noriss. - odpowiedziała, na co George zaśmiał się na to wspomnienie. Przypomniał sobie minę Esterii, gdy wtedy natrafił na nią na korytarzu.
- Czy on coś ci zrobił?
- Próbował mnie pocałować i chyba jeszcze coś więcej, ale nawet nie chce o tym mówić, bo robi mi się niedobrze. - odpowiedziała i zobaczyła, jak dłonie George zaciskają się w pięści, a twarz przybiera czerwony kolor ze złości.
- Zabije gnoja.
- Ej! Już w porządku, to było dawno temu. Wrzuciłam go za to do jeziora, a ty i Fred nie raz wywinęliście mu już kawał. Dostał za swoje.
- Zaraz. Jak to wrzuciłaś go do jeziora?
- Noo.. tak normalnie.
- Wepchnęłaś go?
- Raczej przesunęłam... magią.
- Niewerbalnie?
- Tak, to wtedy pojawiły się pierwsze sygnały, że umiem czarować bezródżkowo.
- Ale czad! Musimy tak zrobić Filchowi.
- George, taka magia to nie zabawa.
- Ale mogłaby być.
- Jesteś wariatem.
- Twoim wariatem. - odpowiedział, przyciągając dziewczyne do siebie i składając czuły pocałunek prosto w usta. Esteria oczywiście odwzajemniła go.
Nagle w jej głowie zaczęły przebijać się obrazy. Migały bardzo szybko. Zdążyła jednak zauważyć ogromny cmentarz, obok wielkiego posągu ze skrzydłami i kosą stał wielki kociołek na wzór tych, które używają na lekcjach eliksirów. Wokół kociołka wił się ogromny wąż. Zza posągu zaczęły wyłaniać się postacie ubrane na czarno z maskami na twarzy, a nad cmentarzem unosił się znak z czaszką i wężem wychodzącym z jej ust.
Gdy obrazy przestały się ukazywać, Esteria aż lekko osunęła się o George'a.
- Aż tak dobrze całuje, że padasz mi pod nogi? - zaśmiał się, ale po chwili zobaczył grymas na twarzy swojej dziewczyny. - Wszystko w porządku? Strasznie zbladłaś.
- Tak... tak, mało dzisiaj zjadłam. Pójdę się położyć.
- Na pewno wszystko dobrze?
Złapała jego twarz w dłonie. - Georgie, wszystko jest w porządku. Muszę się położyć, widzimy się później.
- Odpocznij kochanie. - odpowiedział, całując ją w czoło, następnie wycofał się w stronę korytarza.
W dormitorium było pusto, na co Esteria się ucieszyła, bo miała chwile, aby pobyć ze swoimi myślami sama. Czym były te obrazy i dlaczego pokazały się tak nagle? Czy to była jakaś wizja? Jeśli tak, to co miała oznaczać?
Przypomniała sobie znak nad cmentarzem. Miała wrażenie, że już kiedyś go widziała, ale nie mogła skojarzyć gdzie. Ciekawość wzięła górę, nocą czmychnęła do biblioteki. Nałożyła na siebie zaklęcie kameleona. Wiedziała, że Fred i George obecnie siedzą w tajnym pomieszczeniu lub w dormitorium, więc nie powinna ich spotkać.
Otworzyła przejście do działu ksiąg zakazanych. Nie wiedziała dokładnie, czego szuka. Musiała jednak odnaleźć czym był znak, który wdziała w wizji. Przechadzała się około godzinę po bibliotece. W końcu trafiła na księgę ''Mroczne zaklęcia z czasów 1970 roku.''.
Zasiadła z księgą przy biurku i zaczęła wertować strony. Jej oczom ukazywały się straszne obrazy. Poznała skutki uboczne regularnego stosowania zaklęcia Cruciatus w postaci upośledzenia funkcji umysłowych. Alastor już wcześniej wspominał o skutkach tej klątwy, jednak obrazy z księgi jeszcze bardziej uświadamiały, jak bardzo niebezpieczne jest to zaklęcie.
W końcu przewróciła kartkę na następną stronę, a jej oczom ukazał się znak z wizji. Przez jej ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Dokładnie taki sam jaki odczuła podczas widzenia.
- Morsmorde, czarnomagiczne zaklęcie, które powoduje pojawienie się Mrocznego Znaku, symbolu Lorda Voldemorta, stworzone prawdopodobnie przez niego samego. - przeczytała na głos. - Merlinie, o co tu chodzi?
Nagle usłyszała, że ktoś wchodzi do biblioteki. - Cholera! - syknęła i złapała za różdżkę, aby ponownie rzucić na siebie zaklęcie kameleona. Chowała się za jednym z regałów, jej oczom w końcu ukazała się postać Alastora.
Podszedł do jednego z regału i wyjął kilka książek. Następnie schował je do torby.
- Co ty kombinujesz Szalonooki? - szepnęła do siebie.
Alastor już miał opuścić bibliotekę, ale jego uwagę przyciągnęła książka na stole, którą Esteria zapomniała odłożyć na miejsce. - Szlag by cię Grindelwald. - znów szepnęła do siebie wściekłą za swoją nieuwagę.
- Wyłaź! Wiem, że tu jesteś! - krzyknął Alastor, a Esteria czuła, że zaczyna się denerwować. Bała się, że lada chwila zostanie przyłapana mimo kamuflażu. Wiedziała, że takie zaklęcie nie jest problemem do odkrycia dla aurora.
Zaczęła powoli wycofywać się do wyjścia, ale Moody zaczynał deptać jej po piętach. Stanęła za kolejnym regałem. Spojrzała miedzy książki i tuż po drugiej stronie zobaczyła twarz oponenta. Nie mogła obecnie rzucić żadnego zaklęcia różdżką, bo usłyszałby ją.
- No dobrze spróbujmy. - pomyślała w głowie i rzuciła zaklęcie bezróżdżkowo, strącając ksiąsi z regału prosto na Alastora. Gdy ten probował wygramolić się ze zwalonych na niego książek, szybko pobiegła do wyjścia i gnała przez korytarz.
Zaklęcie kameleona zaczęło znikać. Miała jeszcze kawał drogi do swojego dormitorium, ale na szczęście po drodze nie spotkała Filcha ani jego kotki. Po cichu weszła do pokoju i położyła się do łóżka.
O śnie mogła zapomnieć. Zbyt dużo myśli kłębiło się w jej głowie. Najbardziej zastanawiało ją, dlaczego śnił jej się Mroczny Znak i co dokładnie miała symbolizować ta wizja. Poczuła, jak ogarnia ją niepokój. Ile jeszcze mocy będzie przejawiać po drodze? Czasem miała dość swoich talentów, które były swego rodzaju przekleństwem.
Przemyślenia poprowadziły ją do rozmowy z Harrym w sowiarni. Przypomniała sobie o śnie Harry'ego i procesu, który zobaczył w myślodsiewni. Obie sytuacje były dziwnym przypadkiem związane z nazwiskiem Crouch. Potem wróciła myślami do rozmowy pana Croucha Seniora z Alastorem Moodym na błoniach w dniu drugiego zadania. Wszystko wydawało się jej mieć pewien związek ze sobą. Do tego spotkanie Alastora w dziale ksiąg zakazanych w nocy, to nie mógł być kolejny przypadek.
- Dowiem się, co kombinujesz Moody, chociaż miałabym wylecieć z tej szkoły, to i tak się dowiem. - powiedziała do siebie szeptem i końcu zmrużyła oczy.
Esteria postanowiła wznowić śledztwo, bez uwagi na konsekwencje. Czuła, że to wszystko zmierza w złą stronę.
CZYTASZ
W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George Weasley
FanfictionEsteria Grindelwald to potomkini największego czarnoksiężnika w historii całego świata. Przez swoje owiane złą sławą nazwisko dziewczyna nie ma wokół siebie nikogo oprócz rodziców. Wszyscy pałają do niej strachem i nieufnością. Po wywołaniu tragiczn...