Rozdział 6

1K 67 2
                                    

Pociąg zwalniał i w końcu zatrzymał się na końcowej stacji, wszyscy pasażerowie zaczęli się unosić ze swoich miejsc, gotowi na opuszczenie pojazdu. Esteria również podniosła swoją torbę i wstała, starając się utrzymać kawałek ciekawości w oczach i pewności w kroku.

Gdy opuściła pociąg, jej wzrok padł na olbrzymiego mężczyznę z długimi włosami i brodą, który stał w pobliżu i wydawał się odpowiedzialny za powitanie pierwszorocznych. Był to masywny osobnik, o potężnej posturze. Jego wzrok był surowy, ale jednocześnie miał coś w sobie, co przyciągało i dawało poczucie bezpieczeństwa.

Esteria instynktownie wiedziała, że to właśnie do niego powinna się udać w pierwszej kolejności. Po krótkiej chwili wahania, kierując się za innymi pierwszorocznymi, zbliżyła się do niego, starając się utrzymać pewność siebie.

- Dobry wieczór! Jestem Esteria Grindelwald, miałam się do pana zgłosić po przybyciu na miejsce. - odparła pewnie.

- O cholibka! Wnuczka Grindelwald'a.. to znaczy.. tak oczywiście. Witam panienkę w Hogwarcie, psor Dumbledore nalegał, aby popłynęła panna łódką wraz z pierwszorocznymi. To taka tradycja wie panna. - odpowiedział zmieszany i podekscytowany jednocześnie, co wywołało na twarzy dziewczyny delikatny uśmiech. - Gdzie moje maniery?! Rebeus Hagrid jestem, gajowy Hogwartu.

- Jasne, rozumiem. Miło poznać. - odparła. Było coś w tym człowieku, co sprawiało, że czuła się spokojnie.

Esteria usiadła w łódce wraz z innymi pierwszorocznymi, uczucia ekscytacji i zdenerwowania towarzyszyły jej w równym stopniu. To był późny wieczór, a niebo nad Hogwartem było już ciemnobłękitne, zaledwie prześwietlone mglistym blaskiem gwiazd. Na wodzie odbijały się te gwiazdy, tworząc iskrzący szlak na powierzchni jeziora.

Każda łódka była prowadzona przez starszego studenta Hogwartu i wprawiana w ruch magicznym zaklęciem. Delikatne pluskanie wody przerywało ciszę, ale nadal panowała atmosfera skupienia i oczekiwania. Esteria z niecierpliwością wpatrywała się w masywny zamek, który wyłaniał się zza mrocznych wód jeziora.

Zamek był majestatyczny i potężny, jego wieże zdawały się sięgać nieba, a mury były tak stare, jak historia samej szkoły. W blasku księżyca i gwiazd wydawał się jeszcze bardziej tajemniczy i magiczny. Światła na zamku rozświetlały okna, a dym z kominków unosił się w nocy, tworząc obraz, który mówił o tym, że szkoła jest pełna życia i gotowa na przyjęcie nowych uczniów.

Esteria odczuwała mieszaninę uczuć — dumy, że jest teraz częścią tego magicznego miejsca, a jednocześnie respektu przed jego wielkością i znaczeniem. W końcu dotarli na miejsce, gdzie opiekę przejęła starsza kobieta o długich, siwo-brązowych włosach spiętych w kok, które przykrywał spiczasty kapelusz. Miała surowy wyraz twarzy i elegancki strój, wręcz emanowała autorytetem. Jej wzrok wędrował po grupie pierwszorocznych, aż zatrzymał się na Esterii. Kobieta podeszła do dziewczyny.

- Witaj w Hogwarcie. - powiedziała, wpatrując się w nią z wyrazem, który mówił, że niechętnie toleruje odstępstwa od normy. - Jestem profesor Minerva McGonagall, zastępca dyrektora i główna nauczycielka Transmutacji. Domyślam się, że rozmawiam z Esterią Grindelwald.

- Tak, jestem Esteria Grindelwald. - choć czuła na sobie uwagę nauczycielki, odpowiedziała z pewnością siebie.

Profesor McGonagall spojrzała na nią jeszcze przez chwilę, a potem skinęła głową.

- Dobrze, pójdziemy teraz do Wielkiej Sali. Za chwilę razem z pierwszorocznymi usłyszysz zasady przydzielania do poszczególnych domów. Najpierw przydzielimy pierwszorocznych, potem zawołamy cię na salę. Wejdź, gdy usłyszysz swoje nazwisko. - powiedziała z powagą w głosie.

- Rozumiem pani profesor. - odparła dziewczyna.

Razem z innymi pierwszorocznymi została poprowadzona na hol, gdzie miała czekać na ogłoszenie zasad przydzielania do poszczególnych domów.

Hol Hogwartu był przestronny i wypełniony obrazami, a wielkie schody prowadziły na wyższe piętra zamku. Esteria usiadła na jednej z ławek tuż obok Wielkiej Sali, otoczona niecierpliwością i podekscytowaniem wszystkich nowych uczniów.

Nagle rozległ się dźwięk otwierania drzwi, a profesor McGonagall zaprosiła pierwszoklasistów do środka sali, trzymając wielką pergaminową listę. Zaczęła ogłaszać nazwiska pierwszorocznych, którzy zostali przydzieleni do różnych domów.

Esteria słuchała uważnie, jak byli przydzielani do poszczególnych domów. Co jakiś czas słyszała okrzyki zadowolenia każdego z domów, gdy nowi członkowie dołączali do swojej rodziny domowej.

Serce Esterii biło szybciej, a jej dłonie były lekko spocone. Wiedziała, że za chwilę to jej nazwisko zostanie ogłoszone, i choć nie była pewna, do którego domu zostanie przydzielona, to niecierpliwie czekała na tę chwilę.

- W tym roku dołączy do nas jeszcze jedna uczennica. Rozpocznie u nas szósty rok nauki. - powiedziała profesor McGonagall, po czym sięgnęła po pergamin. - Esteria Grindelwald.

Drzwi Wielkiej Sali się otworzyły. Esteria spojrzała na przestrzenną salę, zobaczyła ogrom oczu spoglądających prosto w jej stronę. Zapadła głucha cisza.

Ruszyła przed siebie pewnym krokiem, w oddali zobaczyła bliźniaków Weasley, którzy jako jedyny uśmiechali się do niej szeroko.

Mijając stoły, słyszała mnóstwo szeptów pomiędzy uczniami na jej temat. ,To wnuczka Grindelwald'a",,Wyglada zupełnie jak on". Czuła jak wszystkie oczy na sali odprowadzają ją do samego końca. Jedynie stół Slyhterinu spoglądał na nią z pewnego rodzaju podziwem.

Dotarła do stołka, na którym właśnie miała zasiąść. Jej wzrok spotkał się z dyrektorem Dumbledorem. Uważnie przyglądał się dziewczynie, czuła na sobie przeszywający wzrok. Skinął głowa do Esterii w geście przywitania.

Dziewczyna zajęła miejsce, widząc przed sobą wszystkich uczniów Hogwartu. Poczuła na swojej głowie miękki materiał, który po chwili odezwał się głośno.

- Kogo my tu mamy. Esteria Grindelwald, wnuczka najpotężniejszego czarnoksiężnika w historii. W tobie dużo odwagi nie tylko fizycznej, ale także psychicznej, gotowość stawienia czoła wyzwaniom i problemom bez względu na trudności. Gryffindor wydawałby się dobry, ale nie... widzę jeszcze — bystrość i inteligencję, ponadprzeciętną. W Ravenclaw też czułabyś się swobodnie. Jednak twoja przewaga ogromnej ambicji, pewności siebie i sprytu, a także chęć osiągania wielkich rzeczy, nie pozwoli mi na to. Masz w sobie coś, co mogłoby uczynić cię nie tylko uczennicą, ale także przewodniczką, kimś, kto będzie przewodzić innym. Cóż...sprawdźmy - SLYTHERIN!

W tym momencie rozległ się rozdzierający krzyk całego stołu Slyhterinu. Ślizgoni wiwatowali, gwizdali i klaskali ze szczęścia. To właśnie w ich domu znalazło się legendarne, owiane złą sławą nazwisko.

Esteria dosiadła się do stołu swojego domu, gdzie była witana niczym sławna gwiazda. Nie była przyzwyczajona do takiego traktowania, w Ilvermorny była raczej osoba, która ludzie trzymali na dystans. Było jednak w tym coś, co podobało się dziewczynie.

Wszyscy serdecznie ją witali i przedstawiali się, podając rękę. Przez zamieszanie nie była w stanie zapamiętać wszystkich nazwisk. Wreszcie zasiadła na miejscu i rozpoczęła ostatni tego dnia posiłek.

- Witamy w Slytherinie! - powiedziała ciemnowłosa dziewczyna, z zielonymi oczami. Wydawała się być bardzo duma i groźna. Wyciągnęła rękę w geście powitania. - Jestem Marcella Strisk.

- Cześć, ja chyba nie muszę się przedstawiać. - odparła z uśmiechem.

- Jak czujesz się jako Ślizgonka? - zapytała Marcella.

- Patrząc na to, jak zostałam powitana, to chyba bardzo dobrze.

- To dom dla ambitnych czarodziejów. Możesz czuć się wyjątkowo.

- Nie mogę się z tym kłócić. - odparła Esteria, na co dziewczyny zaniosły się śmiechem.

Fred i George spojrzeli po sobie, wydawali się z lekka zawiedzeni, że Esteria zajęła miejsce przy stole wrogiego domu.

- No i po świeżynce. - powiedział Fred.

- Po świeżynce. - potwierdził George.

- Spodziewałem się, że trafi do Gryffindoru, odwaga bije od niej na kilometr.

- Freddie, czy masz na myśli to samo co ja?

- Już myślałem, że nie zapytasz. - odparł Fred. Bliźniacy mieli w zanadrzu mały plan.

Kolacja minęła szybko. Emocje zaczęły opadać. Nadszedł czas na udanie się do dormitorium. Wychodząc z sali Esteria poczuła, że nadepnęła komuś na nogę i solidnie pobrudziła mu buta.

- Pośpiech mi nie służy. Wybacz to przypadkiem. - odezwała się.

- Emm.. w porządku. - odpowiedział czarnowłosy chłopak z krawatem domu lwa. Wydałwał się zdziwiony jej zachowaniem.

- Chłoszczyść! - wypowiedziała zaklęcie, aby zmyć brud.

- Dzięki. - odpowiedział zielonooki brunet, nagle wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. - Jestem Harry Potter.

Esteria miała wrażenie, jakby już słyszała to nazwisko, ale nie wiedziała skąd.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz