Rozdział 27

674 45 5
                                    

Nadszedł dzień drugiego zadania. Wszyscy wydawali się z tego faktu mocno podnieceni. Esteria martwiła się, że Harry nadal nie ma pomysłu na to, jak przetrwać aż godzinę pod wodą, nie topiąc się przy okazji. Zostały jeszcze dwie godziny do rozpoczęcia drugiego zadania, wiec razem postanowili po raz ostatni powtórzyć zaklęcia.

- Nie Harry, zaklęcie tnące rzuca się wykonując rożdżką kształt litery V, a dopiero potem celujesz w obiekt. Powtórz jeszcze raz.

Harry znów był mocno zestresowany. Rzucał zaklęcia na opak i nie mógł się skupić.

- Stop Harry, musisz się skupić. - powiedziała surowym tonem.

- Łatwo ci mówić. - rzucił tylko Harry.

- Nie jest mi łatwo, to ja cię uczę i jeśli coś pójdzie nie tak, to mogę obwiniać też siebie, nie wpadłeś na to?

- Wybacz, jestem trochę nieobecny. Chce już mieć to z głowy.

Esteria westchnęła ciężko. - Skończmy lepiej na dziś. Idź do biblioteki i poszukaj jakiegokolwiek sposobu, bo się utopisz. O ile Malfoy będzie uradowany, to Ron i Hermiona już niekoniecznie.

Wyszli z sali, oboje zestresowani jak cholera.

- Masz to wygrać, rozumiesz? A jak nie to chociaż przeżyć! - powiedziała ostro, ale dlatego, że chciała wzbudzić w nim chęć walki. - Powodzenia, widzimy się na miejscu.

- Dzięki, do zobaczenia. - powiedział i skierował się do biblioteki.

Bliźniacy prosili Esterie, aby znów wykradła składniki do amortencji ze składzika Snape'a. Chciała poczekać, aż wszyscy zbiorą się na błonia w oczekiwaniu na rozpoczęcie zadania, a ona wtedy na spokojnie będzie mogła włamać się po składniki. W końcu, gdy zobaczyła jak korytarze pustoszeją, a Snape udaje się razem z uczniami na miejsce zadania podeszła do składnika.

Zaczęła wykradać te same składniki co ostatnio. Po swojej lewej zauważyła, że Snape'owi od ostatniego czasu ubyło dużo eliksiru wielosokowego. Wiedziała, że profesor przerabia ten eliksir z pierwszoroczniakami, ale zawsze dbał o to, aby mieć zapasy.

Wychodząc ze składnika usłyszała kroki, więc szybko schowala się za rogiem. W oddali ujrzała Alastora razem z małym skrzatem. Zobaczyła, jak profesor rozmawia z małym stworzeniem i daje mu coś do ręki. Nie mogła zobaczyć, co to dokładnie było. Gdyby mocniej się wychyliła zostałaby nakryta, nie chciała ryzykować. Gdy Alastor i skrzat zniknęli w głębi korytarza.

Schowała wykradzione rzeczy do torby i udała się na błonia. Zobaczyła przed sobą ogromny tłum, ale na szczęście dojrzała w nim Ingrid, ale nigdzie Ophelli.

- Co tak długo? Znowu zjadłaś za dużo tego ciasta dyniowego? - zapytała Ingrid.

- Nie. - zaśmiała się przyjaciółka. - tym razem rozrabiałam. Mniejsza, jak im idzie?

- Na razie nic nie wiadomo. Mamy czekać, aż pojawia się na powierzchni. - powiedziała Ingrid.

- Gdzie podziała się Ophellia?

- Właśnie sama się zastanawiam, Snape kazał jej iść do gabinetu Dumbledore'a i od tamtej pory ani śladu po niej.

Esteria obserwowała falującą tafle jeziora. Nagle profesor Snape i McGonagall wyłowili Delacour całą w siniakach i ranach. Wyglądała, jakby coś ją pogryzło. Musiała przyznać, że nie był to miły widok. Jej wzrok teraz przeniósł się na tłum, a w oddali zobaczyła stojących bliźniaków. George pomachał jej z niepewnym uśmiechem na ustach.

Wiedziała dlaczego. Fred mu pewnie o wszystkim powiedział i teraz musiał czuć się skrępowany w jej obecności. Nie dziwiła mu się, sama by się tak czuła. Nagle stojący za nim Fred pokazał do Esterii gestami rąk ,,Ty, George, rozmawiać''. Przypomniała sobie, co bliźniak powiedział jej przed skrzydłem szpitalnym kilka dni temu.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz