Rozdział 47

560 44 8
                                    

Lipiec szybko mijał dla Esterii. W upalny dzień leżała na trawie na rozległej łące, unosząc nad sobą kilka kwiatków za pomocą magii. Zauważyła, że różdżka od jakiegoś czasu przestawała być potrzebna. Wreszcie mogła praktykować czary poza szkołą, choć w rzeczywistości nigdy nie przestrzegała restrykcji w tej kwestii. Od dziecka praktykowała swoje zdolności w zaciszu własnego pokoju. Teraz jednak miała całą przyrodę jako swoje pole do eksperymentów.

Wpatrywała się w błękitne niebo i kłęby białych chmur. Zastanawiała się, dlaczego nie otrzymała żadnego listu od bliźniaków od ponad trzech tygodni. Smutek ogarnął ją nagle, a ona zamknęła oczy, czując ciepło słońca otulające jej twarz. Przypomniała sobie o pocałunku, który dzieliła z Georgem nad jeziorem. Tęsknota ogarnęła ją wielką falą, a myśli zaczęły krążyć wokół chłopaka, który kilka miesięcy temu zdołał zdobyć jej serce.

Odgłosy ludzi w oddali wytrąciły Esterię z jej zamyśleń. Zauważyła, że zbliżają się w jej stronę, więc zdecydowała się udać do swojego rodzinnego domu, przemierzając uliczki przedmieścia Nowego Yorku. Już jutro miała wyruszyć na resztę wakacji do domu swojej ciotki Bathildy, więc czekało ją wieczorne pakowanie.

Kiedy weszła do domu, poczuła w powietrzu zapach nadchodzącej kolacji, którą przygotowywała jej matka Imirda. Simir już siedział przy stole z gazetą Proroka Codziennego w ręku.

- Idealnie przyszłaś, kolacja prawie gotowa. - powiedziała wesoło Imirda.

- Gdzie się podziewałaś? - zapytał ojciec, podnosząc wzrok znad gazety.

- W Harriman State Park, pięknie miejsce. Przejdź się kiedyś z mamą, na pewno będzie wdzięczna.

- Wolałabym zobaczyć cię tam z jak on miał? George? Czy Fred?

- Mamo, prosiłam cię o coś. - powiedziała zirytowana.

- A ja mówiłam, że musisz uczyć się blokady.

Simir i Imirda zaśmiali się pod nosem na reakcje córki. Matka Esterii nie mogła powstrzymać się przed czytaniem myśli córki. Jej myśli aż krzyczały z tęsknoty i zastanowienia, dlaczego chłopak nadal nie napisał wiadomości.

- Co piszą w Proroku? - zapytała ojca, chcąc jak najszybciej zmienić temat.

- W skrócie, że Dumbledore to wariat i chce przejąć Ministerstwo.

- Standard. - prychnęła.

- Pamiętaj, żeby spakować się po kolacji. Rano musisz być u ciotki Bathildy.

Kolacja z rodzicami Esterii minęła w miłej, rodzinnej atmosferze. Razem wspominali czasy dzieciństwa dziewczyny, śmiejąc się z niektórych zabawek czy karykaturalnych prób zaklęć, które próbowała jako młodsza. Było to przyjemne przełamanie spokojnej wieczornej rozmowy.

Esteria miała wrażenie, że jej rodzice starają się spędzać z nią jeszcze więcej czasu, odkąd skończyła miniony rok w Hogwarcie. Wiedzieli o tragedii związaną ze śmiercią Cedrika. Mimo że starali się nie okazywać strachu i zmartwień w obecności Esterii, dziewczyna czuła, że ta sytuacja spędzała im sen z powiek. To były trudne chwile, ale rodzice stawali na nogi, by sprawić, żeby ich córka czuła się jak najbardziej bezpieczna.

- Zapomniałam ci powiedzieć, że przyszły do ciebie dwa listy.

Nagle oczy Esterii zabłyszczały, gdy matka pokazała, jej gdzie leżą natychmiast je zabrała i pobiegła do pokoju na górę, aby je odczytać. Miała ogromną nadzieję, że bliźniacy w końcu się odezwali. Jakież poczuła rozczarowanie, gdy zobaczyła, że listy nie są od Freda i George'a, lecz od przyjaciółek, z którymi stale wymieniała się listami.

Zrezygnowana otworzyła najpierw list od Ingrid.

Cześć Ester,

Sytuacja w domu się nie zmieniła. Rodzice są wściekli, że zadaje się z tobą i Ophellią. Tym bardziej są wściekli o ciebie. Uważają cię za przypadek w Slytherinie. Dodatkowo powiedziałam im o Grecie, wpadli w ogromny szał. Powiedzieli, że do Hogwartu mam zabrać wszystko. Dosłownie wszystko, bo te wakacje są moimi ostatnimi w ich domu. Ich zdaniem nie spełniam odpowiednich warunków, jakie stawia przede mną czystość krwi. Jestem rozdarta, chce jak najszybciej wrócić do Hogwartu i zobaczyć się z wami i Gretą. Dość o mnie, czy bliźniacy w końcu napisali?

PS: Ophellia powiedziała, że ma dla nas ważną wiadomość, odczytaj jej list.

Całuje

Ingrid


- Mam nadzieje, że chociaż Ophellia będzie miała weselsze wieści. - pomyślała.

Zasmucona wiadomościami od pierwszej przyjaciółki otworzyła drugi list i zaczęła czytać.

Cześć Chrapaczu,

Tak wiem, że nie cierpisz tej ksywki, dlatego ją napisałam. Minął miesiąc odkąd... odkąd minął poprzedni rok. Mój stan delikatnie się polepszył, stale przyjmuje eliksir uspokajający. Ciężko odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Rodzice mimo to mnie wspierają, chociaż nie są zadowoleni, że akurat Puchona obrałam sobie za największą miłość. Jestem im jednak wdzięczna, nie spodziewałam się takiej ilości wsparcia. Nie musicie się więc o mnie bać. Chcą zabrać mnie pod koniec sierpnia do Norwegii, abym zmieniła trochę otoczenie. Ingrid pewnie powiedziała ci, że mam dla was ważną wiadomość, lecz postanowiłam, że powiem wam, gdy już spotkamy się w Hogwarcie. W skrócie jednak mogę powiedzieć, że znów mam dla kogo żyć.

PS: Czy ten kasztanowy łeb w końcu ci odpisał?

Tulę mocno,

Opi


- Znów mam dla kogo żyć? - powtórzyła w głowie słowa przyjaciółki.

Była zdziwiona wiadomością od Ophelli, nie spodziewała się, że tak szybko pozbiera się po śmierci Cedrika i znajdzie nową miłość. Esteria czuła, że coś tu nie gra, ale tak jak Opi powiedziała postanowiła cierpliwie czekać, aby dowiedzieć się, o co chodzi dopiero w Hogwarcie.

Odpisała przyjaciółkom, że jutro rusza do cioci Bathildy i żeby od teraz wysyłały listy do Doliny Godryka. Po odpisaniu na listy i spakowaniu się do jutrzejszej podróży położyła się, aby zasnąć. Skończyło się jednak na kolejnym trenowaniu zaklęć bezróżdżkowo. Esteria już bez problemu potrafiła przesuwać ciężkie przedmioty, przywoływać rzeczy zaklęciem Accio lub unosić obiekty w powietrze.

Zamykając oczy ze zmęczenia znów zobaczyła obrazy. Tym razem widziała wielką, przestrzenną salę, a w niej znajome twarze Hogwartu. Byli tam Granger, Fred, George, Ron wraz z siostrą, Harry, Colin, Nevile i ku jej zdziwieniu Ophellia wraz z Ingirid. Wszyscy trzymali różdżki w dłoni, jakby coś przed chwilą ćwiczyli. W grupie jednak nie zauważyła żadnego nauczyciela. Wizja zakończyła się, gdy w jej stronę spojrzał George ze wzrokiem pełnym podziwu.

- Zaczyna się. - westchnęła przekładając się na bok i odpłynęła w sen.


***

Esteria przyjechała do ciotki Bathildy w Dolinie Godryka z ogromnym uśmiechem na ustach, tak jak zawsze, kiedy wracała w to przytulne miejsce. Nie mogła doczekać się kolejnych wieczornych rozmów z ciocią nad jej literaturą.

Znów zobaczyła te duże regały wypełnione książkami w różnych językach i o różnych tematach rozciągały się wzdłuż ścian, a zapach starych tomów i trochę kurzu unosił się w powietrzu. Ciotka Bathilda witała ją i rodziców z uśmiechem i ciepłem.

- Nareszcie was widzę! Esterio, ależ ty wyładniałaś. - powiedziała staruszka, nie mogąc napatrzeć się na dziewczynę.

Esteria faktycznie zmieniła swój wygląd wraz z początkiem wakacji. Na wizytę u cioci włożyła białą sukienkę z falbankami. Jej włosy może i falowały się coraz mniej, ale nadal błyszczały jasnym odcieniem blondu. Nabrała kobiecej, zaokrąglonej figury nadal jednak pozostając w świetnej formie. Twarz natomiast nabrała więcej delikatności, ale również powagi. Całe szczęście nie rosła już więcej.

Bathilda zaprosiła swoich gości na herbatę do przytulnego salonu. Po lewej stronie, w zacisznym kącie, Esteria zauważyła mały kojec. W nim siedział rudy kot o intensywnych zielonych oczach, które bacznie obserwowały nowych przybyszów.

Bathilda uśmiechnęła się, zauważając zainteresowanie Esterii.

- Znalazłam go zaledwie tydzień temu w okolicznym lesie, był taką wychudzoną i wystarszoną szkapą, że żal było mi go zostawić. Teraz wygląda jak nowo urodzony po mojej diecie. - zaśmiała się ciocia.

Esteria patrzyła na kota z ciekawością i podziwem. Była wdzięczna ciotce za to, że potrafiła znaleźć i przygarnąć takiego opuszczonego zwierzaka, co tylko dowodziło, jak troskliwą i wspaniałą osobą była.

- Jak nazwałaś przybysza? - zapytał Simir, drapiąc mruczka pod szyją.

- Gred, jakoś tak mi wpadło do głowy.

- No nie wierzę. - powiedziała pod nosem Esteria, co usłyszała jej matka i uśmiechnęła się do córki.

Imirda i Simir nie chcieli zabierać wspólnego czasu Esterii i cioci. Wiedzieli, że obie uwielbiają ze sobą rozmawiać na temat historii magii, która Bathilda zarażała każdego. Przyszedł więc czas, aby cała czwórka się pożegnała.

- Uważaj na siebie w Hogwarcie. Świat się trochę zmienia, nie wiem, czy to dalej takie bezpieczne miejsce - rzekła Imirda.

- Dopóki jest tam Dumbledore, nie wątpię w bezpieczeństwo Hogwartu - odparł Simir.

- Nie sposób się nie zgodzić - tym razem odezwała się ciocia Bathilda.

Imirda podeszła przytulić córkę. - Uważaj na siebie, proszę.

- Nie gwarantuje tego - odparła z szelmowskim uśmiechem.

Wdziała jak dwójka ukochanych rodziców łapie się za ręce, aby się teleportować. Simir zdążył puścić oczko do córki.

- On na pewno da znać - Esteria usłyszała głos w głowie, jej matka właśnie zajrzała jej w myśli.

Miała ochotę ją udusić.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz