Rozdział 39

610 55 6
                                    

Początek tygodnia zapowiadał się całkiem ciekawie dla Esterii. Świetnie poradziła sobie zaklęciami na transmutacji, a zajęcia z Flitwick'iem za miesiąc miały dobiec końca, aby Esteria mogła skupić się na podstawowych zajęciach.

Bliźniacy wydawali się nadal żyć swoim życiem i oczywiście stale przeszkadzali nauczycielom w lekcjach. Co jakiś czas przyłapywała George'a na zerwaniu na nią.

- Stęskniony za nasza Ślizgonką? - z zapatrzenia wyrwał go głos Freda.

- Dziwi mnie jej zachowanie. Wtedy nad jeziorem wydawała się zdecydowana.

- Cały czas ci gadam, żebyś poszedł z nią porozmawiać.

- W końcu będę musiał. - odpowiedział, znów patrząc w stronę Esterii.

Po skończonej lekcji nadszedł czas na przerwę obiadową. Esteria wraz z Ingird i Ophellią oraz grupka Ślizgonów, która ostatnio bardzo mocno zacieśniała z dziewczynami więzi, udali się do swojego stołu.

- Jak tam sytuacja z Weasley'em? Coś mało ze sobą rozmawiacie. - zapytała Ophellia.

- Jakoś tak wyszło.

- Ester, każdego oszukasz, ale nie nas. - powiedziała Ingrid.

- Co się dzieje?

- Boje się iść w coś więcej. Nie chce go skrzywdzić.

- Ale jak ty niby masz go skrzywdzić?

- Nie wiem już sama, Potter mi powiedział, że nie ma szans, abym skrzywdziła osobę mi bliska. Boje się jednak, że kiedyś stracę kontrole, wiecie, nadal nie mam opanowanych mocy do perfekcji.

- Ester, on działa na ciebie w taki sposób, że jedyne co możesz mu zrobić, to zapewnić mu świetne wrażenia w łóżku, aż chłopak zapomni, jak się nazywa. - poruszała charakterystycznie brwiami Ophellia.

- Opi!

- No co? Taka prawda, przestań uważać sama siebie za zagrożenie. Nigdy nie zrobiłaś ani mi, ani Ingrid krzywdy. Z tego, co opowiadałaś, zawsze działałaś w samoobronie.

- Nie zawsze. To w końcu po sytuacji w Ilvermorny tu wylądowałam.

- To było dawno. Teraz jesteś pod doskonałą opieką zarówno Flitwick'a, jak i Dumbledore'a. Nie masz się o co obawiać. - zapewniała Ingrid.

- Świetnie ci idzie z zaklęciami, nie masz o co się bać. Zacznij sobie ufać, bo inaczej permanentnie zamkniesz się na relacje. - potwierdziła Ophellia.

Esteria zamyśliła się. Przyjaciółki miały racje. Spojrzała w stronę stołu Gryfonów i wzrokiem odnalazła George'a. Chłopak jak zwykle miał szeroki uśmiech na twarzy, żartując cały czas ze swoim bratem.

Ich spojrzenia się spotkały, a Ślizgonka uśmiechnęła się do chłopaka co niepewnie, ale jednak odwzajemnił. Fred jej pomachał.

- Oho! To chyba dobry moment.

- Tez tak sadze. - George już chciał wstawać do Ślizgonki, lecz zauważył nadlatującą w jej stronę sowę.

- Ester sowa do ciebie. - odezwała się Ingird.

Zdziwiona listem w dziobie ptaka w końcu go wzięła i przeczytała.

Ester,
Jestem w sowiarni. Przyjdź szybko, muszę powiedzieć ci coś ważnego.

Harry

- Widzimy się na eliksirach. - rzuciła w pośpiechu i opuściła sale.

George widząc wychodząca dziewczynę, ruszył tuż za nią. Widział, że zmierza w stronę sowiarni. Zastanawiało go, czemu tak bardzo się tam spieszy.

Esteria w końcu weszła do środka i ujrzała Harry'ego opartego o murek.

- Cześć Harry. - powiedziała, na co chłopak momentalnie się obrócił.

- Cześć Ester! Dobrze, że przyszłaś.

- O czym chciałeś porozmawiać? Lepiej się sprężaj, bo oskarżą mnie, że znów ci pomagam.

Chłopak wziął głęboki wdech i wypuścił go z trudem.

- Miałem sen. Śnił mi się Voldemort. Dokładnie jak skazywał Petera Pettigrew za jego błąd.

- Jaki błąd? I kim jest ten cały Peter?

- Kiedyś zdradził moich rodziców. To przez niego nie żyją. Nie wiem, za co Voldemort chciał go ukarać. Nie widziałem wszystkiego aż tak dokładnie. Widziałem też, że jeden z jego popleczników ma zamiar sprowadzić mnie do niego w jakiś.... jakiś sposób. Obawiam się Ester, obawiam się, że..

- Powróci. - dokończyła szeptem.

- Coraz mocniej boli mnie blizna.

- Rozmawiałeś o tym z Dumbledorem?

- Właśnie od niego wróciłem. O tym tez chciałem porozmawiać. Zajrzałem do pewnego naczynia. Jakaś myślodsiewnia. Byłem na procesie Karkarow'a.

- To ten dyrektor Durmstrangu.

- Tak, na rozprawie sądowej zdradził imiona i nazwiska śmierciożerców współpracujących z Voldemortem podczas pierwszej wojny czarodziejów.

- Jakie nazwiska dokładnie wymienił?

- Travers, Mulciber i Augustus Rookwood.

- Parszywy Rookwood. Proponował mojemu ojcu dołączenie do śmierciożerców. Nie zgodził się, wiec Rookwood uparcie mu się uprzykrzał. Probował szukać popleczników Voldemorta w danych wyznawcach Grindelwalda i jego rodziny. Ojciec miał z nim wiele problemów.

- Wymienił jeszcze kogoś. Powiedzmy, że znamy tę osobę, przynajmniej z nazwiska.

- Snape?

- Go tez wymienił, ale nie o niego mi chodzi, ale o Bartemiusza Croucha Juniora.

- Na Merlina! Syn Crouch'a?

- Tak. Próbował się desperacko bronić, ale Pan Crouch zaprzeczył i zażądał wyprowadzenia oskarżonych.

- To musiało być straszne. To tak jakby stracił syna.

- Ester, on też mi się śnił, razem z Voldemortem. Wierze, że coś jest nie tak. Czuje, jakby coś się zbliżało, coś niedobrego. Czuje, że mogę sobie nie poradzić. - chłopak zaczął kręcić się w kółko po sowiarni z nerwów.

- Harry, chodź. - złapała chłopaka za ramie, aby się zatrzymał i przytuliła go, chcąc dodać mu otuchy. Było jej go ogromnie zal. - Nie jesteś sam z tym wszystkim, masz przyjaciół dookoła, Rona i Hermione. A ja pomogę, jak tylko mogę.

Odwzajemnił uścisk, oboje nagle usłyszeli kroki i zobaczyli, że ktoś staje w wejściu do sowiarni. To był George. Jego twarz definitywnie nie wyrażała zadowolenia z tego, co właśnie zastał. Esteria i Harry odskoczyli od siebie jak poparzeni.

- Wiec o to chodzi. Od prawie miesiąca mnie unikasz, bo po prostu pojawił się ktoś inny. A ja głupi robiłem sobie nadzieje.

- George to nie to, co myślisz. - starała się uspokoić chłopaka.

- A niby jak? Obiecałem ci, że porozmawiam z Alicia i wywiązałem się z tego. Zerwałem z nią, bo zależało mi na tobie, a ty tylko wykorzystałaś tę znajomość, żeby zbliżyć się do Harry'ego.

- Czy ty siebie słyszysz? Troll cię trzepnął w beret? - zapytała z podniesionym tonem. Nie znosiła, kiedy ktoś stawiał jej fałszywe oskarżenia.

- Trzepnął mnie w momencie, gdy pomyślałem sobie, że w ogóle może coś między nami być.

- Nie kazałam ci zrywać z Alicią, tym samym nic ci nie obiecałam.

- Bo wykorzystałaś mnie i Freda, żeby zbliżyć się do Harry'ego. Nikt się co do ciebie nie mylił. Jesteś taka sama jak wszyscy Ślizgoni. Arogancka, parszywa i fałszywa. Żałuje, że kiedykolwiek pomyślałem o tobie w inny sposób.

- Och odezwał się honorowy i szlachetny Gryfon, który nawet nie potrafi wysłuchać drugiej osoby do końca, bo unosi go własnego ego. Wsadź sobie te swoje oskarżenia głęboko w dupę.

- Nie dziwie się ze w Ilvermorny z tobą nie wytrzymali. Ciekawe ile jeszcze Hogwart cię zniesie.

- Lepiej to odszczekaj!

George dotknął bardzo wrażliwy punkt. Oczy dziewczyny zaszły mgłą, a dłonie zacisnęła mocno w pięść, chcąc teraz przyłożyć je do twarzy Gryfona.

- George uspokój się. - powiedział stanowczo Harry.

- Nie martw się Harry, nie będę już dla ciebie konkurencją.

- Wal się Weasley! - wykrzyczała za nim łamiącym się głosem.

- Z przyjemnością, na szczęście nie z tobą. - rzucił w stronę dziewczyny i opuścił sowiarnie.

Esteria nie wytrzymała i zalała się łzami. Oparła się o murek i schowała twarz w dłoniach. Płacz trząsł jej całym ciałem.

- Ester. - zwrócił się do niej brunet. - Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło.

- Przestań. - wydukała, próbując opanować głos. - To nie twoja wina.

- Porozmawiam z Georgem, nie powinien wyciągać pochopnych wniosków.

- Daj spokój, mam dość wiecznego snucia kolejnych teorii na nasz temat. Zrobił to po raz kolejny, więcej nie zamierzam tego znosić. Niech wierzy sobie, w co chce.

- Jesteś pewna?

- Tak, jestem pewna. Wracajmy do zamku.

Tymczasem George dotarł właśnie do swojego dormitorium, nie zamierzał pojawiać się na reszcie lekcji. W przypływie szału zaczął rzucać różnymi przedmiotami po pokoju. Zerwał kotarę z łóżka, strącił lampę na ziemie i porozrywał każdą możliwą poduszkę ze swojego łóżka.

Cały pokój wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Opadł ciężko na łóżko i schował twarz w dłoniach. Tuż pod swoją nogą zobaczył maskotkę Huskiego. Podniósł ją i chwile wpatrywał się ze smutkiem.

W tym dniu, w jego urodziny dała mu właśnie ten prezent. Potem razem latali na miotłach o zachodzie słońca. Następnie całowali się bez opamiętania. Na to wspomnienie George'a oczy wypełniły się łzami. Cisnął maskotka o ścianę.

Po pokoju wszedł Fred. Nie spodziewał się ze zastanie dormitorium w takim stanie.

- Merlinie, puszczałeś tu fajerwerki?

- Nie teraz Fred.

Wtedy dokładnie przyjrzał się bratu. Zobaczył na jego twarzy wyraźny smutek zmieszany ze złością.

- Georgie co się dzieje?

- Ester się dzieje.

- Rozumiem, że rozmowa nie poszła tak, jak powinna?

- Przyłapałem ją, jak przytulała się z Harrym.

- Och! Jesteś pewny, że to o to chodziło?

- Fred tyle razy już widzieliśmy, jak za nim chodzi. Można było się tego domyśleć.

- Nie byłbym taki pewny. Co ty jej w ogóle powiedziałeś?

George westchnął głośno. Dopiero teraz jego emocje opadły. Właśnie zrozumiał, że powiedział zdecydowanie za dużo.

- Georgieeee, coś ty jej powiedział?

- Że żałuje, że cokolwiek do niej poczułem. Że jest jak każdy Ślizgon.

Fred złapał się za głowę, miał ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy. Był wściekły na brata.

- Czy ty się z trolem na mózgi pozamieniałeś? Jesteś bardziej tępy niż nasz ghul na strychu.

- Powiedziałem to w przypływie emocji.

- To w przypływie emocji nie mogłeś jej powiedzieć, że ja kochasz?!

George miał ochotę zapaść się pod ziemie. Nienawidził się za to, co powiedział Esterii. Wiedział, że będzie musiał jak najszybciej przeprosić dziewczynę.

- Spieprzyłem po całości.

- Spieprzyłeś? George, ona nie cierpi takiej generalizacji względem Slytherinu. Obawiam się, że ciężko będzie ci ją przeprosić. Masz przesrane po całości braciszku.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz