Rozdział 8

962 60 5
                                    

Reszta lekcji minęła w mgnieniu oka. Po kolacji Esteria miała przed sobą ostatnie spotkanie dzisiejszego dnia. Udała się w kierunku gabinetu dyrektora Dumbledore'a. Nie znała jeszcze dokładnie korytarzy w szkole, zresztą trudno się dziwić skoro to tak naprawdę jej pierwszy dzień. Na swoje nieszczęście zgubiła się w murach zamku i nie wiedziała, gdzie obecnie ma się kierować. Błądziła przez długi czas, przeklinając pod nosem, że nikogo nie zapytała dokładnie, jak dotrzeć do gabinetu.

- Cześć! - usłyszała za sobą dwa głosy na co, aż podskoczyła.

- Nie wiedziałam, że oprócz robienia dowcipów straszycie ludzi po godzinach. - odparła z ulgą, że to byli tylko bliźniacy. - Cześć.

- A to akurat.. - powiedział pierwszy.

- Nasza dorywcza praca. - odpowiedział drugi.

Esteria patrzyła raz to na jednego raz na drugiego. Próbując dostrzec jakiekolwiek różnice pomiędzy bliźniakami, ale nie było to łatwe zadanie. Zaczęła podejrzewać, że jeden z nich sklonował się specjalnym zaklęciem.

- Co, ciężko nas odróżnić? - zapytali jednocześnie.

- Nie ma dla mnie rzeczy ciężkich. - odparła, dumnie unosząc głowę.

- Dobrze w takim razie zagrajmy w grę. - powiedział jeden.

- Jeśli zgadniesz, który z nas to który, zaprowadzimy cię do Dumbledore'a. - dokończył drugi.

- Skąd wiecie, że idę do Dumbledore'a?

- Bo gadasz do siebie na cały hol. - odpowiedzieli równocześnie.

- Dobrze, a co jeśli nie zgadnę? - zapytała z ciekawością.

- Jeśli nie, to przy najbliższym wyjściu do Hogsmade...

- stawiasz piwo kremowe dwóm przystojniakom.

- Rozumiem, że ci dwaj przystojniacy, to wy? - zapytała, chociaż wiedziała, że to pytanie retoryczne.

- Widzisz gdzieś tutaj innych przystojniaków? - znów zapytali równocześnie, wypinając dumnie pierś, w tym samym czasie. - To jak?

- Łatwizna.

Bliźniacy stali w gotowości, byli pewni, że wygraną mają w garści. Esteria wiedziała, że solidnie się wkopała, ale jej zawziętość nie chciała dać za wygraną. Podeszła bliżej bliźniaków i uważnie się im przyglądała. Odtwarzała w głowie scenę, kiedy wbiegli do jej przedziału. Próbowała sobie przypomnieć czy widziała jakiekolwiek subtelne różnice. Zrobiła kolejny krok w przód i nagle poczuła znajomy zapach pomarańczowej czekolady wyczuwalny bardziej po prawej stronie, na co niekontrolowanie obróciła głowę.

Już wiedziała.

- Ty jesteś Fred. - powiedziała w lewo, patrząc w stronę chłopaka.

- A ty George. - teraz spojrzała na drugiego.

Bliźniakom zrzedły miny. Byli przekonani, że dziewczyna nie rozpozna ich już przy trzecim spotkaniu.

- Ale.. - odezwał się Fred.

- jak? - dokończył George.

- Strzelałam. - odpowiedziałą uśmiechając się triumfalnie. Oczywiście kłamiąc, z czym akurat jako Ślizgonka nie miała problemu. - Czekam na odprowadzenie damy pod same drzwi.

Chłopcy z rezygnacją w oczach wzięli dziewczynę pod ręce i prowadzili przez przyciemnione korytarze. Piwo w Hogsmade miało być idealną okazją do bliższego spotkania. Postanowili nie marnować tej szansy teraz.

- Skąd do nas przyjechałaś? - zapytał George.

- Z Ameryki Północnej, a dokładnie z okolic Nowego Yorku.

- To kawał drogi stąd! - powiedział zdziwiony Fred.

- Aż na innym kontynencie to prawda, ale każdy potrzebuje czasem wyrwać się od tego, co już dokładnie zna. - powiedziała Esteria.

- Szkoła cię nudziła?

- Szkoła stale mnie nudzi, a przynajmniej lekcje.

- To tak jak nas! - powiedzieli równocześnie, na co Esteria uśmiechnęła się szeroko.

- Nie wołałaś jednak dla świętego spokoju skończyć tam szkoły?

- Miałabyś bliżej i przecież znałaś tam pewnie wszystkich.

- Znałam, ale nie miało to dla mnie znaczenia. - odpowiedziała z ledwie wyczuwalnym przybiciem w głosie, co i tak nie umknęło czujnym uszom bliźniaków. - Zresztą, mieliście mnie odprowadzić, a nie prowadzić przesłuchanie o ile pamietam.

- To nie przesłuchanie. My po prostu chcemy cię poznać. Uważamy, że ciekawa z ciebie osoba. - powiedział Fred.

- Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, żeby czarodziej należący do Slytherinu nie wyznawał czystości krwi.

Esteria spojrzała na nich podejrzliwym wzrokiem. Zorientowała się, że bliźniacy siedzieli nieopodal niej i Ophelli na zajęciach z transmutacji.

- Nie ładnie tak podsłuchiwać.

- Mamy jeszcze wiele innych talentów.

- Na pewno jesteście odważni, skoro ze mną rozmawiacie. W waszym przypadku Tiara Przydziału na pewno się nie myliła.

- Nie jesteś wcale taka groźna.

- I tak, Tiara z pewnością się co do nas nie myliła. Do nas wszystkich.

Esteria uśmiechnęła się do Freda i Georga. Było jej naprawdę dobrze w towarzystwie tych dwóch rudzielców. W końcu dotarli pod drzwi gabinetu. Znów poczuła ścisk w brzuchu, bo musiała pożegnać się z bliźniakami, choć wcale tego nie chciała. Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się, na co wszyscy podskoczyli z zaskoczenia.

- Ach, panowie Weasley i pani Grindelwald. - odezwal się Dumbledore we własnej osobie z serdecznym uśmiechem na twarzy.

- Dobry wieczór profesorze. - odpowiedzieli we trójkę.

- Dziękuje za odprowadzenie do mnie Esterii, a teraz pozwolą panowie, że zostaniemy w cztery oczy.

Bliźniacy pożegnali się z Esteria i dyrektorem. Dziewczyna weszła do środka i oniemiała. Gabinet dyrektora prezentował się równie wielkim przepychem co dom cioci Bathildy, ale tutaj było znacznie więcej rzeczy. Usiedli naprzeciwko siebie. Jej wzrok nie mógł oderwać się od majestatycznego feniksa siedzącego obok schodów i głęboko wpatrującego się w dziewczynę.

- To Fawks, dzielne ptaszysko, ale niesamowicie wierne. - odpowiedzał Dumbledore widząc, jak Esteria dalej jest zapatrzona w feniksa. - Może dropsa?

- Co.. a nie, nie! Znaczy... tak chętnie. - miała ochotę walnąć się w głowie za swój brak skupienia.

- Jak minął ci pierwszy dzień w Hogwarcie? - zapytał.

- Zaskakująco spokojnie. - odpowiedziała, mieląc dropsa od profesora w rękach.

- Nie musisz się denerwować, nic takiego nie zrobiłaś, abym miał powód cię wydalić. - powiedział, jakby czytając w myślach Esterii.

- Wiem, o tym, nie mam nic na sumieniu. - odpowiedziała pewnym głosem.

Kąciki ust profesora lekko uniosły się w górę. Sprawiał wrażenie, jakby kiedyś już gdzieś słyszał ten pewny siebie ton. Jego oczy były pełne delikatności i mądrości, a twarz emanowała spokojem.

Esterio - zaczął, a jego ton zmienił się na poważniejszy, lecz nadal spokojny. - Chciałbym porozmawiać z tobą na temat twojej mocy. Wiem, że jesteś niezwykle zdolną czarodziejką.

Esteria nieco się zaskoczyła, ale zrozumiała, że Dumbledore jest świadomy jej zdolności. - Dziękuję, profesorze. Miło to słyszeć.

Dumbledore spuścił wzrok na chwilę. - Twoja moc jest niezwykła, ale także wymagająca. Zaklęcia i uroki, które wydają się dla ciebie łatwe, mogą stanowić niebezpieczeństwo, jeśli nie zostaną odpowiednio opanowane.

Esteria westchnęła. Wiedziała, że jej umiejętności były potężne, ale też wiedziała, że czasami tracąc kontrolę nad nimi, mogą przynieść szkodę.

- Rozumiem, profesorze. Zdarzało mi się przecenić swoje możliwości.

- Dlatego chciałbym, żebyś uczęszczała na dodatkowe zajęcia z zaklęć u profesora Flitwick'a. - kontynuował. - To pomoże ci lepiej opanować swoje umiejętności. Ponadto, chciałbym, abyś raz w miesiącu pojawiała się u mnie ze sprawozdaniem z tych zajęć. Chciałbym śledzić twoje postępy i pomóc ci w rozwijaniu twojego potencjału.

Esteria, choć była trochę zaskoczona tymi propozycjami, była wdzięczna za troskę profesora.

- To dla mnie zaszczyt, profesor Dumbledore. Postaram się jak najlepiej wykorzystać tę szansę. - odparła.

Dumbledore uśmiechnął się delikatnie.

- Cieszę się, Esterio. Twoje umiejętności mogą przynieść wiele dobra, ale też niesie ze sobą odpowiedzialność. Niech to będzie początek twojej drogi ku jeszcze większej mądrości i kontroli nad twoją mocą.

Rozmowa z profesorem Dumbledore'em była dla Esterii zarówno pouczająca, jak i inspirująca. Pierwszy raz spotkała kogoś, kto docenia jej umiejętności i nie pała do niej strachem. Kto nie próbuje ich zgasić, ale je wzniecić.

Esteria wstała i skierowała się do wyjścia, dziękując profesorowi za rozmowę. Było jednak jeszcze coś, o co musiała zapytać.

- Panie profesorze. - powiedziała.

Dumbledore cały czas odprowadzał dziewczynę wzrokiem, zdawał się wiedzieć, że będzie miała do niego jeszcze jedno pytanie.

- Co, gdy okaże się, że jestem jak on? - zapytała z drżącym głosem.

- A czy to od razu oznacza, że jesteś zła? - odpowiedział ze spokojem.

Teraz Esteria była szczególnie zaskoczona osobowością, jaką był Albus Dumbledore.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz