Rozdział 53

555 54 8
                                    

Dziewczyny nadal były w szok po wyznaniu przyjaciółki. Esteria wstała i zaczęła krążyć po dormitorium, nie wiedziała, co ma powiedzieć.

- Czemu wróciłaś do Hogwartu? - zapytała.

- Bo zwariowałabym w domu, gdy matka się dowiedziała, cały czas koło mnie latała - powiedziała Ophellia.

- Jak się z tym czujesz? - zapytała Ingird.

- Początkowo byłam przerażona i wpadłam w histerię, ale potem poczułam ogrom szczęścia - powiedziała, roniąc łzę. - Chce wychować tego malucha. Wiem, że nie będzie mi łatwo, ale nie wyobrażam sobie życia bez części Cedrika na tym świecie, w moim świecie.

Przyjaciółki przytuliły Ophellię i rozpłakały się razem z nią. Nie wyobrażały sobie porzucić niewspierać w takiej sytuacji.

- Który to miesiąc? - zapytała Esteria.

- Trzeci, w marcu powinnam urodzić.

- Oby nie czternastego jak Ester - zaśmiała się Ingird.

- Będziemy wtedy świętować podwójnie - uśmiechnęła się Esteria.

- Co będzie dalej po marcu? Będziesz kontynuować naukę w Hogwarcie?

- Będę miała zajęcia w domu. Dumbledore i Snape już rozmawiali z moimi rodzicami, wiedzą jak wygląda sytuacja.

Dziewczyny spędziły cały wieczór razem. Wymyślały przeróżne imiona dla przyszłego dziecka Ophelli, a także rozmawiały o minionych wakacjach. Ingrid niekoniecznie miała co opowiadać, do domu rodzinnego po szkole nie wróci, więc nie chciała o nim wspominać.

Gdy przyjaciółki Esterii zapadły w sen dziewczyna wymknęła się z dormitorium na obiecane spotkanie z bliźniakami w tajnym pomieszczeniu. Nie mogła doczekać się kolejnych eksperymentów z Fredem i Georgem. Przemierzała ciemne korytarze po cichu.

W ciemnościach zauważyła cień, co sprawiło, że jej serce zaczęło bić mocniej. Prefekt Slytherinu musiał być niedaleko. Zaczęła uciekać. Biegła przez korytarze, aż nagle ktoś wciągnął ją do schowka i zakrył jej usta dłonią. W pierwszej chwili czuła strach, ale gdy ujrzała w mroku uśmiech na twarzy tej osoby, to był George.

Księżyc rzucał delikatne światło na ich twarze. W ciszy i mroku czekali, aż prefekt minie schowek i pójdzie dalej. Gdy kroki ucichły George przesunął dłoń z ust Esterii na jej policzek. Odwrócił dziewczynę przodem do siebie i złożył pełen tęsknoty, głęboki pocałunek na jej ustach.

Esteria była zaskoczona porywem Gryfona, jednak szybko oddała pocałunek z równą tęsknotą. Czuła jak po całym jej ciele przechodzi przyjemne ciepło pod wpływem dotyku chłopaka. Wkrótce oderwali od siebie twarze, dysząc ciężko.

- Bardziej romantycznego miejsca nie mogłeś znaleźć? - zapytała, rozglądając się po schowku pełnego mioteł i unoszącego się kurzu.

- Musiałem działać szybko, ale najpierw chciałem się trochę pośmiać z twojego pokracznego biegania - powiedział, ze złośliwym uśmieszkiem.

- Dopiero co się widzimy, a ty już mnie denerwujesz - powiedziała, stukając wskazującym palcem w tors Gryfona.

- I będę cię tak denerwował jeszcze przez długi czas - odparł i znów przyciągnął do siebie dziewczynę, ale tym razem się odsunęła.

- O nie! Nie będziemy się całować pośród tony kurzu - powiedziała stanowczo.

- Nie martw się, zabieram cię prosto do tajnego pomieszczenia - pociągnął dziewczynę za rękę, wychodząc ze schowka i razem udali się do znanego im już pokoju.

Weszli do pomieszczenia, w którym czekał Fred. Oboje wyglądali, jakby nie mogli doczekać się powiedzenia czegoś istotnego.

- No wyduście to z siebie, przecież widzę, jak was nosi - powiedziała wesoło, zakładając dłonie na biodra.

- Wypuszczamy Bombonierki Lassera - powiedzieli równocześnie na wydechu.

- Nareszcie! - krzyknęła ze szczęścia Esteria. - Kiedy?

- Już jutro!

- Mamy w planach ogłosić to na tablicy ogłoszeń - powiedział George.

- I przy okazji przetestować je na pierwszoroczniakach - dodał Fred.

- Nawet nie chce widzieć jutro miny Hermiony - zaśmiała się Ślizgonka.

- Hermiona to ostatnia osoba, której gadanie na nas działa - podsumował George.

Esteria pomogła bliźniakom uporządkować bombonierki do walizek. Nie mogła napatrzeć się na ich rozweselone buzie, które potwierdzały, że biznes kręci się coraz lepiej, co sprawiało im niesamowitą radość.

Uświadomiła sobie, jak bardzo tęskniła za tymi dwiema rudymi głowami, które rok temu pomagały jej odnaleźć się w murach nowej szkoły. Teraz już nie wyobraża sobie bez nich życia, a tym bardziej bez młodszego z nich.


***

Rano pierwszym przedmiotem okazały się eliksiry. Esteria była ciekawa, jakie podejście będzie miał do niej Snape. Ostatnim razem widziała go na Grimmauld Place, gdy bronił jej przed rzuceniem zaklęcia Obliviate przez Alastorem.

Snape jednak nie zaskoczył niczym Esterii nadal miał tak samo surowy i lodowaty wyraz twarzy jak w poprzednim roku. Na sam początek zadał obszerne do napisania wypracowanie na temat działania i warzenia eliksiru Felix Felicis, na co klasa zareagowała głośnym jęknięciem. Tylko bliźniacy wydawali się nie przejęci, a to najbardziej dziwiło Ślizgonkę.

Pod koniec lekcji profesor Snape powiadomił Esterie, że po dzisiejszych lekcjach ma udać się do dyrektora. Kolejne niepokojące uczucie zawładnęło dziewczyną, nie lubiła słyszeć, że jest proszona do gabinetu.

- Są już chętni do testowania? - zapytała Esteria, gdy zmierzali na lekcje obrony przed czarną magią.

- I to ile! - krzyknęli oboje.

- Hermiona widziała?

- Nawet zdążyła zrobić nam kazanie - powiedział George, poprawiając pasek od torby na ramieniu.

- Nie powinniście testować produktów na pierwszoroczniakach to niebezpieczne - powiedział Fred, nieumiejętnie naśladując głos Hermiony.

- Już wkrótce będzie śpiewała innym tonem, nawet nie wie, co ją czeka na piątym roku - odpowiedziała.

- Widać, że jesteś moja - George z dumą spojrzał na swoją dziewczynę i objął ją ramieniem. - Dokładnie to samo jej powiedziałem.

Wszyscy zajęli swoje miejsca w klasie gdzie czekała już na nich nowa nauczycielka. Profesor Umbridge siedziała przy nauczycielskim biurku, ubrana w swój puszysty różowy sweterek z ostatniego wieczoru i czarną, aksamitną kokardę na czubku głowy. Na widok jej ubioru Esteria zaśmiała się pod nosem.

- No dobrze, dzień dobry! - odezwała się, kiedy w końcu cała klasa usiadła.
Kilka osób wymamrotało "dzień dobry" w odpowiedzi.

- Tut, tut - cmoknęła profesor Umbridge - Tak nie można, dalej, prawda? Chciałabym, proszę, żebyście powtórzyli "Dzień dobry, profesor Umbridge". Jeszcze raz, proszę. Dzień dobry, klaso!

- Dzień dobry, profesor Umbridge - wyskandowali do niej.

- No widzicie - powiedziała słodko profesor. - To nie było takie trudne, prawda? Różdżki na bok, wyciągnijcie pióra, proszę.

- Już mi się nie podoba - szepnęła Esteria do swoich przyjaciółek.

Nauczycielka rozdała wszystkim podręczniki i wtedy Esterie dopadł największy szał, gdy zobaczyła podręcznik z podstaw obrony przed czarną magią.

- Ona chyba żartuje - znów szepnęła oburzona do przyjaciółek - Przecież to program dla pierwszoroczniaków.

- Chciałabyś coś powiedzieć kochanie? - powiedziała profesor, nagle wyrastając obok Esterii.

- Tak, właściwie to chciałabym zadać pytanie, dlaczego uczymy się podstaw skoro jesteśmy na ostatnim roku i lada moment opuścimy szkołę?

- Nazywasz się?

- Esteria Grindelwald - odparła Esteria.

Profesor Umbrige postawiła jedną nogę delikatnie w tył słysząc nazwisko dziewczyny, jednak starała się zachować pozory - Cóż, panno Grindelwald, myślę, że cele kursu będą doskonale zrozumiałe, jeśli przeczyta się je uważnie - powiedziała głosem pełnym zdecydowanej dobroci.

- Niektórzy tutaj chcą zostać aurorami i na pewno nie interesuje ich program dla przedszkolaków, wiemy jak używa się podstawowych zaklęć - odparła wkurzona Esteria, a w klasie zaczęło panować poruszenie.

- Ale my tutaj nie będziemy czarować - odpowiedziała nauczycielka jakby to byłą najbardziej oczywista na świecie rzecz.

- Jak to? Nie będzie czarów? - zapytał Lee Jordan.

- Uczniowie w mojej klasie podnoszą ręce, kiedy chcą przemówić, panie...?

- Lee Jordan - odpowiedział.

Profesor Umbridge uśmiechając się coraz szerzej odwróciła się do niego plecami.

- Co za łajza - szepnęła do Ingrid.

- Ester odpuść, bo narobisz sobie problemów - powiedziała uspokajająco.

- Ale Ingrid to nie...

- Chcesz zostać aurorką? - spytała nagle, na co Esteria pokiwała potwierdzającego głową. - To odpuść, ta landryna jest z Ministerstwa i na pewno nie ułatwi ci dostania się tam, jeśli będziesz robić jej na przekór.

Esteria niechętnie posłuchała przyjaciółki i odpuściła sobie dalszą dyskusję, którą teraz profesor prowadziła głównie z domem lwa. Ta kobieta naprawdę działała jej na nerwy.

Z ukosa spoglądał na nią George. Widział, że dziewczyna mocno się zdenerwowała. Znał Esterie i wiedział, że rzadko denerwowała się głupotami, ale w tym przypadku chodziło o jej przyszłą karierę, o którą bardzo walczyła.

Tym sposobem profesor Umbridge jeszcze mocniej zadziała mu na nerwy.

- Bratku coś tak poczerwieniał?

- Ten różowy kaszalot zdenerwował Ester - szepnął wkurzony.

- Nie obawiaj się. Znamy Ester i wiemy, że lada dzień da jej popalić - odpowiedział Fred, próbując uspokoić brata.

- Znając ją na pewno - uśmiechnął się George.

Posłał swojej dziewczynie kojący uśmiech, na co ta westchnęła ciężko, ale w końcu odwzajemniła uśmiech.

- Georgie? - zapytał nagle Fred.

- Tak Freddie?

- Co to jest kaszalot? - zapytał, marszcząc brwi.

George schował się pod ławkę, starając się stłumić śmiech.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz