Rozdział 58

447 43 2
                                    

Kilka dni później miały odbyć się pierwsze zajęcia Esterii z profesorem Snape'em. Była ciekawa, jakich technik użyje wychowanek jej domu. Nauczyciel eliksirów przerażał wszystkich, nawet Ślizgonów. Mimo że byli pod jego opieką i teoretycznie ich faworyzował, nadal był postrachem wśród uczniów.

Esteria nie miała z nim ciepłych stosunków. Jedyne dobre wspomnienie, jakie miała ze Snape'em miało miejsce na Grimmauld Place. Nadal nie mogła uwierzyć, że w pewien sposób wstawił się za dziewczyną przed Alastorem.

Ostatnie, na co Esteria miała dzisiaj ochotę to dodatkowe zajęcia, byłą zmęczona po treningu Quidditch'a, ale równocześnie szczęśliwa, że może być częścią tego wspaniałego sportu. Ubolewała jednak nad tym, że prawie przez cały tydzień nie miała okazji spotkać się z George'em. Ich treningi i zajęcia mocno ze sobą kolidowały.

Właśnie przemierzała lochy, gdy znalazła się pod salą, zapukała. Nie usłyszała żadnej odpowiedzi, więc nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia. Wszystko wyglądało jak zawsze, rozstawione przy biurkach kociołki, mnóstwo szklanych butelek na półkach i charakterystyczny zapach wiszący w powietrzu.

- Pozwoliłem ci wejść? - usłyszała lodowaty głos ze schowka na składniki.

- Sądziłam, że pana nie ma - odpowiedziała spokojnym tonem.

- Ach tak - spojrzał na nią z góry - Zapomniałem, że panna Grindelwald nie ma w zwyczaju pytać o zgodę, gdy ma zamiar przetrzepać sale nauczyciela.

Snape'owi chodziło oczywiście o Moody'ego, a raczej Barty'ego Crouch'a kryjącego się pod postacią Alastora.

- A jednak się opłacało - zaśmiała się cicho.

Profesor zmierzył ją wzrokiem, jego twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych emocji.

- Siadaj - rozkazał.

Esteria usiadła przy jednym z biurek, obserwując profesora Snape'a, który poruszał się swobodnie po klasie, przygotowując swoje przybory do lekcji. Mimo że wiedziała, że Snape jest utalentowanym nauczycielem, zawsze miała przed nim pewien dystans.

Nagle, gdy profesor przygotowywał swoje przybory, spojrzał na Esterię i przerwał jej myśli.

- Grindelwald, dzisiaj zaczniemy naukę oklumencji. Jest to sztuka ochrony swojego umysłu przed penetracją innych. Zobaczymy, jaka z ciebie potencjalna dziedziczka potężnego czarodzieja.

Esteria kiwnęła głową, przygotowana na trudności. Nie spodziewała się jednak, co wydarzyło się zaraz potem. Snape wycelował w nią różdżką i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć usłyszała, jak profesor wypowiada na głos zaklęcie.

- Legilimens!

Profesor Snape nagle wszedł w głowę Esterii, próbując przeniknąć jej umysł. Początkowo dziewczyna poczuła nieprzyjemne mrowienie, ale szybko skupiła się na ochronie swojego umysłu. Nagle w jej głowie pojawiły się obrazy z Ingrid i Ophellią.

Były to przeróżne sceny. Od początku ich przyjaźni, potyczki nad jeziorem z Malfoy'em i jego bandą oraz chwila, gdy Ophellia wyznała w dormitorium, że jest w ciąży.

- Musisz bardziej skoncentrować się na obronie przed wnikaniem. Twój umysł jest zbyt otwarty - dźwięczał w głowie profesor Snape.

- Niech pan wyjdzie! - krzyknęła.

Snape przerwał, ale nie miał zamiaru kończyć lekcji. Esteria była zszokowana, że już na pierwszym spotkaniu Snape będzie przeczesywał jej umysł. Nie podobało jej się to, zwłaszcza że nie był jej bliską osobom.

- Czy to koniecznie, aby sięgać do mojej prywatności? - zapytała lekko zirytowana.

- Naprawdę jesteś taka naiwna? - odezwał się z pogardą - Myślisz, że ci, którzy nie będą mieć dobrych zamiarów, będą zwracać uwagę na to, czy coś jest dla ciebie prywatną strefą?

- Nie, ale - nie zdążyła dokończyć.

- Zacznij się starać, bo to, że masz na nazwisko Grindelwald nie sprawi, że się obronisz - dodał.

Esteria, pomimo szoku i niechęci do odbywania dalszej części zajęć, postanowiła zastosować się do jego wskazówek.

- Gotowa?

Skinęła głową na znak.

- Legilimens!

Znów poczuła mrowienie, tym razem jednak było ono o wiele silniejsze, bo próbowała się bronić za wszelką cenę. Nagle w jej głowie pojawiły się wspomnienia związane z George'em na wieży astronomicznej. To był na razie moment, gdy siedzieli na kocu i rozmawiali.

- Ślizgonka i Gryfon, cóż za nieszczęsny przypadek - usłyszała głos profesora w głowie.

Esteria doskonale wiedziała, co będzie miało miejsce dalej w tym wspomnieniu. Nie chciała, aby jej własny wychowawca to widział.

Skoncentrowała się na swojej tarczy psychicznej, blokując dostęp Snape'owi. Gdy w końcu udało się jej wyrzucić go z jej umysłu, spojrzała na niego z determinacją, lecz była zupełnie zszokowana i zaniepokojona naruszeniem prywatności.

- Staraj się, profesorze Snape. W mojej głowie nikt nie przeszuka prywatnych wspomnień - powiedziała stanowczo.

- Przekonamy się na następnej lekcji - odparł.

Snape spojrzał na nią z zimnym spojrzeniem. Esteria zrozumiała, że lekcja oklumencji będzie dla niej trudniejszym wyzwaniem, niż lekcje z profesor Trelawney. Dziewczyna była gotowa na każdą próbę, by chronić swoją prywatność.

Ślizgonka opuściła sale i czym prędzej chciała znaleźć się w łóżku własnego dormitorium. Była dosłownie padnięta po minionym dniu. Nagle ktoś złapał za jej rękę, gdy miała jeden z korytarzy kierującego do pokoju wspólnego Syltherinu. Zapach czekolady i pomarańczy od razu orzeźwił jej umysł.

- Porę wybrałeś idealną - powiedziała, krzyżując ręce na wysokości piersi.

- Biedroneczka nie w humorze? - zapytał z złośliwym uśmieszkiem, dźgając palcem w policzek dziewczyny.

- Biedroneczka?! Serio? - prychnęła przez śmiech.

- Słyszałem od ojca, że w świecie mugoli biedronki przynoszą szczęście - zaczął, a Esteria zmarszczyła brwi - Skoro ty przynosisz mi szczęście, to jesteś moją biedronką - dokończył z uśmiechem pełnym dumy, jakby nigdy nie powiedział nic wspanialszego.

Śmiech Esterii wypełnił całe ciemne lochy, była zarówno rozczulona, jak i rozbawiona komplementem George'a, bo kompletnie to do niego nie pasowało.

- No błagam, powiedz, że na to poleciałaś - powiedział oburzony.

- Mam ci narysować puchar? - zapytała, nadal śmiejąc się do rozpusty.

- Lee mówił, że będzie tego używał.

- W takim razie nie wróżę mu szybkiego dobrania drugiej połówki - odpowiedziała, ocierając łzy ze śmiechu.

George w końcu zaraził się jej śmiechem. Zauważył jednak, że dziewczyna ma widocznie podkrążone oczy. Widział, że byłą mocno zmęczona, dlatego nie chciał trzymać jej zbyt długo, chociaż najchętniej zabrałby ją teraz do tajnego pomieszczenia, aby razem zasnęli przytuleni.

- Mam nadzieje, że pamiętasz o jutrzejszym spotkaniu?

- Ach! Zapomniałabym - westchnęła - Dziękuje, że mi przypomniałeś.

- Widzisz, jednak można na mnie liczyć - odparł dumnie.

- Georgie - podeszła bliżej kładąc dłoń na rozgrzany policzek chłopaka - Ja to wiem.

Gryfon nie czekając złapał dziewczynę w tali przysuwając jeszcze bliżej siebie i pocałował delikatnie w usta. Ciepło jakie od niej biło, było zupełnie niepodobne do spędzającej w zimnych lochach Ślizgonki.

Momentalnie zatracili się w tej chwili, która dla nich obu miała wyjątkowe znaczenie. To było coś więcej niż zwykły pocałunek. Była w nim delikatność i czułość, zatopiona w uczuciach, które narastały między nimi przez długi czas.

Esteria poczuła, jak serce bije jej mocniej, kiedy George przytulił ją jeszcze mocniej. Jego dotyk sprawiał, że czuła się bezpieczna i chroniona. Nie myślała już o wizjach czy problemach, była tylko teraźniejszość - ta niezwykła chwila spędzona z chłopakiem, którego polubiła i zaczęła kochać.

George przez moment oddał się całkowicie uczuciom, zapominając o wszystkim poza dziewczyną, którą miał w ramionach. To było coś, co odczuwał głęboko w swoim sercu. Gryfon przerwał pocałunek, ale wciąż trzymał Esterię blisko siebie, patrząc jej głęboko w oczy. Nie musieli nic mówić.

Nagle George puścił dziewczynę, patrząc na nią z miękkim uśmiechem.

- Połóż się już, jesteś padnięta - rzekł, przewodząc jej dłoń do ust na krótki pocałunek.

Esteria skinęła głową, uśmiechając się delikatnie.

- Zdecydowanie - powiedziała ziewając.

George westchnął z uznaniem i oddalił się w kierunku wyjścia z lochów.

Mijając pokój wspólny, zobaczyła grupkę Ślizgonów zasiadających na kanapie i żywo rozmawiających. Wśród nich odnalazła wzrokiem Ingrid wraz z Ophellią. Mimo iż dom węża nie miał zbyt pozytywnej opinii w porównaniu do pozostałych domów, to Esteria cieszyła się, że to właśnie tutaj Tiara Przydziału zdecydowała się ją umieścić.

Lubiła Ślizgonów za ich wysokie ambicje i oddanie. Dom zdecydowanie był podzielony na tych, dla których czystość krwi ma znaczenie i dla tych, którzy nie zważali na pochodzenie. Przez miniony rok w Hogwarcie miała okazje poznać tych drugich i obdarzyć ich szczególnym uznaniem.

Zresztą z wzajemnością, bo Grindelwald miała odwagę otwarcie rozmawiać z osobami z innych domów, a nawet być w związku z chłopakiem z domu, którego tak szczerze Ślizgoni od dawna nienawidzili.

Esteria szybko nałożyła na siebie pidżamę, runęła ostatkami sił na miękkie łóżko i przytuliła do poduszki. Zamykając oczy, widziała jego uśmiech tego narwanego, ukochanego Gryfona.

- Biedroneczko - zaśmiała się, przypominając sobie słowa chłopaka i natychmiast zasnęła.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz