Rozdział 10

891 51 1
                                    

Cześć, mam nadzieje, że opowieść z każdym rozdziałem przypada wam do gustu. Cieszę się, za każdy oddany głos. To mój pierwszy fanfic i czuje, że zaczynam się rozkręcać, także zachęcam do pozostania na dłużej.

Pozdrawiam i życzę miłego czytania dalej, 

Ola.

***

Przed Esteria stanął nikt inny jak George Wesley we własnej osobie, rozejrzała się za nim i nie zauważyła drugiego bliźniaka, co było dla niej dziwne, bo ci dwaj to papużki nierozłączki.

- Cześć. Gdzie zgubiłeś lustrzane odbicie? - zapytała.

- Sprawdza, gdzie obecnie kręci się Filch. - odpowiedział George.

- Kolejny kawał na woźnym?

- To Filch. Poza tym na kimś musimy wstępnie przetestować nasze próbki - powiedział, wywołując u dziewczyny uśmiech. Lubił, gdy się uśmiechała. - A ty co tu robisz?

- Wracam z nieudanej randki. - odpowiedziała i intuicyjnie owinęła się rękami na myśl o tym, co stało się wcześniej. Bliźniak to zauważył.

- Coś się stało? - zapytał z przejęciem.

- Tak, ale poradziłam sobie. Miło, że pytasz. - spojrzała Georgowi w oczy. Teraz dopiero zobaczyła, jak chłopak ma piękne czekoladowe oczy pełne blasku.

- W takim razie, chciałbym, aby ta nieudana randka nie była podsumowaniem dzisiejszego dnia i całego nadchodzącego weekendu. - odpowiedział, uśmiechając się ciepło do Esterii.

- Co masz na myśli?

- Chodź.

George złapał Esterie za rękę. Razem szli wzdłuż holu, na którym panowała kompletna ciemność, w oddali zobaczyła, że ktoś stoi na końcu korytarza. Po chwili rozpoznała kolejną rudą czuprynę.

- Widzę, że przyprowadziłeś eskortę. - powiedział do brata.

- Uwiesiła się na mnie, nie chce się odkleić, odkąd się spotkaliśmy. - wyszczerzył się chłopak.

- Chcesz przeżyć ten wieczór? - zapytała, udając groźny ton.

- Jak Filch nas przyłapie to cię wyręczy, a teraz chodź.

We trójkę ruszyli dalszą częścią korytarza i usłyszeli kroki. Zaciągnęli Esterie za winkiel, a Fred wyjął opakowanie z kieszeni.

- Co to? - zapytała szeptem.

- Coś, co poprawi ci humor. Patrz uważnie. - powiedział szeptem George.

George wyjął z torebeczki małego jakby cukierka i rzucił w głąb korytarza. Usłyszeli głośne miauczenie kota. Pani Norris była delikatnie oświetlona pochodnia znajdującą się tuż nad nią. Chłopcy i Esteria wychylili się delikatnie, starając się zostać niezauważeni. Kotka w końcu zainteresowała się cukierkiem, którego natychmiast skonsumowała.

Nagle kicia zaczęła jakby wypełniać się powietrzem i w ciągu dziesięciu sekund wyglądała jak nadmuchany balon. Rozległo się przeraźliwe miauczenie, a pan Filch natychmiast znalazł się pod kotką, która latała niczym napełniony helem balon pod sufitem.

- Moja kochana co oni ci zrobili!? - krzyczał rozwścieczony.

Cała trojka nie mogła powstrzymać się ze śmiechu na widok czerwonej twarzy Filcha próbującej sięgnąć miotłą po panią Noriss. W końcu ich śmiech stał się tak donośny, że woźny zaczął gonić całą trójkę. Nagle znikąd wyrósł przed nimi profesor Snape.

- Szlaban, szlaban! Cała trójka! - dobiegł w końcu Filch zdyszany.

- Weasley, Weasley i Grindelwald. - zaczął Snape swoich chłodnym tonem. - Widzę, że wasza dwójka nigdy nie zmądrzeje. Nie spodziewałem się, że uczennica ze Slytherinu upadnie tak nisko, aby zacząć zadawać się z Weasley'ami. - dokończył.

Esteria natychmiast poczuła przypływ złości. Nie lubiła Snape'a. Często krytykował Pottera za arogancję, chociaż sam emanował nią niczym patronus swoim światłem.

- Relacje międzyludzkie są znacznie cenniejsze niż jakiekolwiek uprzedzenia.- odpowiedziała, nie spuszczając wzroku z profesora.

- Świetnie, swoją cenną relację będziecie pielęgnować przy czyszczeniu kociołków w sali od eliksirów jutro o świcie. Każdemu odejmuje po pięćdziesiąt punktów.

Filch tak skakał z radości, że gdyby stał pod panią Noris, to by jej dosięgnął. Wszyscy rozeszli się w swoją stronę. Esteria dotarła do swojego dormitorium. Ingrid i Ophelia najwyraźniej na nią czekały. Widziały, że dziewczyna przyszła całkiem zadowolona.

- No i jak randka? - spytała Ophelia.

Przez chwile zastanawiała się, co odpowiedzieć. Nie chciała wspominać, że rzuciła zaklęcie na Pucey'a nawet go nie wypowiadając. - W porządku, nawet bardzo.

- Widać, bo tak się cieszysz, jakbyś Merilna na własne oczy zobaczyła. - powiedziała tym razem Ingrid.

- Nie był.. no wiesz.. zbyt nachalny?

- Był, ale poradziłam sobie. Dlatego nie spotkam się z nim drugi raz.

- Marcella od zawsze chciała się z nim umówić.

- Nie dbam o to, co chciała Marcella. - odpowiedziała Esteria, zmywając makijaż. - Nie przepadamy za sobą, chociaż na początku zapowiadało się zupełnie inaczej.

- Jest dwulicowa. Lepiej na nią uważać. - powiedziała Ingrid.

- Dziękuje, że pomogłyście mi się przygotować, jesteście wspaniałe i cieszę się, że mogę na was liczyć.

Następnego dnia Esterie czekał zarobiony szlaban u Snape'a i dodatkowe zajęcia z zaklęć z Flitwick'iem. Wiedziała, że mimo weekendu nie będzie wyspana. Jak na złość nie mogła zmrużyć oka, więc wyciągnęła książkę o sztuce zaklęciach niewerbalnych.

Rano tak jak przypuszczała, nie byla ani trochę wyspana. Przemyła twarz wodą i ubrała się w luźne ubranie, aby wygodniej było jej szorować kociołki, o ile w ogóle można mówić, że czynność ta będzie wygodna. Przywitała się z bliźniakami i profesorem. We czwórkę weszli do sali. Snape powiedział im dokładnie, ile kociołków mieli wyczyścić, a następnie zabrał całej trójce różdżki.

- Chyba nie spałaś dobrze. - odezwał się George, którego dziewczyna standardowo rozpoznała po wyraźnym zapachu.

- Od razu mówię, że wy wyglądacie gorzej ode mnie. - odparła kąśliwie z uśmiechem na ustach.

- Fred! Chyba musimy komuś zrobić psikusa.

- Nie musisz dwa razy powtarzać!

Bliźniacy zaczęli gonić Esterie z zawartością kociołków po całej sali. Dziewczyna nie miała szans z dwoma wyższymi od siebie i silniejszymi fizycznie chłopakami. Uciekała po całej sali, śmiejąc się głośno i błądząc pomiędzy ławkami. W końcu dopadli ją i wylali na dziewczynę resztki eliksirów z kociołków. Nie była dłużna i przy najbliższej okazji zdzieliła ich morką szmatką w tyłki. Po godzinie kociołki były uprzątnięte i szlaban dobiegł końca, a oni mogli opuścić sale.

- Jeszcze się odegramy! - krzyknęli za dziewczyną, która musiała jak najszybciej znaleźć się na dodatkowych zajęciach z zaklęć.

- Powodzenia! - odkrzyknęła, gnając dalej przed siebie.

Profesor Flitwick spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę, która była cała przemoczona. Nie miała czasu, żeby pójść, się przebrać. Uznała, że i tak nie ma nic do stracenia. Przez godzinę profesor pomagał Esterii w pełni opanować zaklęcia obronne.

- Profesorze. - zaczęła - kiedy czarodziej jest w stanie w pełni opanować zaklęcia niewerbalne?

- Zaczynamy przerabiać je już na szóstym roku, a więc niedługo rozpoczniemy ich temat na głównych zajęciach. Co panienka ma na myśli, mówiąc opanować w pełni?

- Miałam na myśli opanowanie do takiego stopnia, że nie jest potrzebna różdżka.

- Och! To niesamowicie trudna sztuka, nie znam czarodzieja, który czaruje wyłącznie bez różdżki. Na ogół zaklęć niewerbalnych używa się do czynności codziennych na przykład przeniesienie jakiegoś drobnego przedmiotu. Oczywiście znam czarodziejów, którzy są w stanie rzucać zaklęcia niewerbalne większej mocy, ale to wymaga wielu lat ćwiczeń i niesamowitej koncentracji. Panienko Grindelwald, dlaczego tak właściwie pani o to pyta?

- Z czystej ciekawości profesorze. - odpowiedziała, starając się zatuszować swoje zaniepokojenie.

- Na następnych zajęciach zajmiemy się kontrolą zaklęć oszałamiających. Proszę, aby następnym razem panienka przyszła w czystym ubraniu.

- Rozumiem profesorze, przepraszam i dziękuje za dziś.

To wymaga wielu lat ćwiczeń i niesamowitej koncentracji.

Całą drogę powtarzała słowa profesora w głowie. Dlaczego jak zwykle, w jej życiu musi pojawić się coś, co zakłóca jej spokój? Dobrze nie zaczęła szkoły i nie uporała się z problemami nad kontrolą swojej magii, a tu już napatoczył się kolejny problem do zmartwień.

I z pewnością, nie ostatni.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz