Rozdział 20

718 54 2
                                    

- I tak po prostu ją zostawiłeś? Nieładnie Georgie.

- Nie zostawiłem jej. Mówiłem ci, że to ona poszła, a ja nawet nie wiedziałem kiedy. - powiedział zmartwiony — Myślisz, że coś mogło się jej stać? Co, jeśli zaczepiła ją Strisk albo Pucey?

- Bracie, to jest Grindelwald. Wiesz dobrze, co potrafi.

- Wiem, ale.... - zatrzymał się.

- Martwisz się, szukałeś jej po całym Hogsmade.

- Bo nagle zniknęła. - mruknął chłopak.

- Georgie, raczej dlatego, że ci na niej zależy.

- Co masz dokładnie na myśli?

- Kupidyn cię strzelił i to prosto w dupsko.

- Sam nie wiem Freddie, nie znamy się długo. Ester jest po prostu ładna i miło spędza mi się z nią czas. Poza tym ja i Alicia... - nie zdążył dokończyć.

- Ty i Alicia nie jesteście w związku. Gdybyś czuł do niej coś więcej, to dawno bylibyście parą. Znacie się już wystarczająco długo, żebyś mógł to stwierdzić.

- Masz racje Freddie.

- Zawsze mam, bo jestem ten mądrzejszy.

- Chciałbyś. - odpowiedział i rzucił w brata poduszka.

- To jaki masz plan.

- Poznać Ester jeszcze bliżej.


***

Nadszedł dzień balu. Lekcje były dzisiaj skrócone, większość dziewczyn zaczęła się szykować na uroczystość już od razu po lekcjach. Esteria natomiast wciągnęła się w książkę zaklęciami, które mogą pomóc jej przeprowadzić śledztwo. Była bardzo zdeterminowana. Oprócz tego po głowie cały czas miała sytuacje z pubu Trzech Mioteł, od tamtej pory nie zamieniła z Georgem ani słowa.

- Ester, odłóż w końcu tę książkę i zacznij się szykować, bo nie zdążysz. - powiedziała Ophellia i zabrała dziewczynie książkę z rąk, kładąc obok na stolik nocny.

- Och! To już ta godzina?

- Tak dokładnie za godzinę zaczyna się bal, a z tego, co wiem, to Snape kazał ci być wcześniej pod wielką salą.

Wstała i sięgnęła do szafy po swoją długą szmaragdową sukienkę, którą wcześniej zakupiła w Hogsmade. Była to typowa balowa suknia, która delikatnie mieniła się w świetle. Ramiona sukienki odsłaniały wyraźne obojczyki. Wycięcie po prawej stronie idealnie podkreślało jej długie nogi. Postawiła na rozpuszczone, pofalowane delikatnie włosy, w które wsadziła cieniutką dopasowana kolorem opaskę mieniącą się podobnie jak sukienka. Delikatny, aczkolwiek widoczny makijaż idealnie podkreślał Walory jej twarzy. Nie ubierała specjalnie zbyt wysokich butów, i tak była wyższa niż Harry. Nie chciała, aby to wyglądało jeszcze bardziej komicznie.

Spóźnione pognała w stronę sali. Niedaleko drzwi zobaczyłam Harry'ego z pozostałymi reprezentantami turnieju. Ophellia pokazała gestem na nadgarstek sugerując, że czekali na nią. Dodatkowo Krum znów mierzył ją swoim pełnym pogardy wzrokiem.

- Panna Grindelwald! Nareszcie! - krzyknęła profesor McGonagall. - Wchodzicie pierwsi, mam nadzieje ze ćwiczyliście wcześniej taniec.

Harry i Esteria spojrzeli na siebie i mieli ochotę zapaść się pod ziemie. Nie wykonali żadnej próby przed balem, a teraz będzie patrzyć na nich cała wielka sala.

- Może spróbuj jeszcze raz przywołać miotle.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał.

Stanęli obok siebie, byli ostatnią parą. Esteria nie miała problemów z poruszaniem się na parkiecie, ale nie wiedziała jak to będzie z Harrym. Drzwi do wielkiej sali otworzyły się i wszystkie cztery pary ruszyły przed siebie. Widziałam mnóstwo zaskoczonych twarzy widzących ją razem z Potterem. Było czuć na kilometr, że oba domy nie są z tego faktu zadowolone. A przynajmniej połowa domu węża.

Pierwszy taniec całe szczęście minął szybko. Esteria widziała, jak Harry się stresuje, więc postanowiła prowadzić, aby uniknąć przydeptania nóg przez chłopaka. W końcu oboje rozeszli się w stronę stołu swoich domów. Uroczystość trwała w najlepsze. Parę razy została zaproszona do tańca przez kilku Ślizgonów. Nie spodziewała się, że będzie bawić się aż tak dobrze. Razem z Ingrid i Ophellia stały się gwiazdami parkietu, gdy postanowiły się trochę powygłupiać. Wyraźnie ognista whisky coraz bardziej dawała się we znaki.

Esteria poczuła, że robi się jej duszno i postanowiła się przewietrzyć. Wyszła na dziedziniec, mijając mnóstwo par całujących się za winklami. Powietrze było mroźne, a śnieg skrzypiał pod nogami. Miała ogromna nadzieje, że nie przeziębi się na następny dzień. Zatrzymała się na samym środku i spojrzała w górę, podziwiając wyjątkowo gwieździste tej nocy niebo. Nagle usłyszała, że ktoś zbliża się do niej od tyłu. Odwróciła się, a jej oczom okazał się Wiktor Krum.

Chłopak zbliżył się do Esterii z determinacją w oczach, a w jego głosie dało się wyczuć gniew. - Ty! - powiedział ostro, wskazując na nią palcem. - Jesteś dziedziczką czarodzieja, który zabił mojego dziadka. Jesteś zrodzona z tego samego zła.

Esteria poczuła, jak serce zapiera jej dech. Wiedziała, że historia ich rodzin była skomplikowana, ale nie spodziewała się tak bezpośredniego ataku w jej stronę. - To nie moja wina. - próbowała się bronić. - Nie miałam wpływu na to, co stało się wiele lat temu.

Krum jednak nie ustępował. - Twoja rodzina zawsze była obarczona tym przekleństwem. Czy wiesz, że twoja przeklęta moc dziedziczy się po nich? To zło płynie w twoich żyłach.

Esteria czuła, że jej serce jest ciężkie od bólu i nienawiści, którą wyrażał Krum. - Nie rozumiesz. - odpowiedziała, próbując opanować łzy. - Nie odpowiadam za poczynania mojego dziadka. Chcę żyć w zgodzie z innymi czarodziejami, moim celem nie jest podporządkowanie sobie świata pod własne dyktando. Wiem, że to, co zrobił twojemu dziadkowi, musi być dla ciebie bolesne, jest mi naprawdę przykro.

Krum jednak nie zamierzał jej słuchać. - Tobie jest przykro?! - jego ton stawał się coraz bardziej agresywny. - Ty jesteś dokładnie taka jak on! Ten sam wygląd, ta sama przebiegłość!

- Nie znasz mnie!

- Zniszczysz wszystko tak jak on, powinnaś gnić w Nurmengradzie w celi, z twoim ojcem włącznie.

Kłótnia między nimi była gorzka i nasycona nienawiścią. To było bolesne doświadczenie dla Esterii, która nie była odpowiedzialna za grzechy swojego przodka, ale musiała znosić konsekwencje tego dziedzictwa. Nigdy nie konfrontowała się z nikim, kto został skrzywdzony przez jej dziadka.

Po kłótni Esteria poczuła się jeszcze bardziej skomplikowana i zestresowana w swojej roli dziedziczki tak potężnej mocy. To było coś, czego nie mogła uniknąć, a nienawiść, którą doświadczyła ze strony Kruma, była bolesnym przypomnieniem o trudzie, jaki znosiła od swoich narodzin wraz z rodzicami.

Pierwszy raz w życiu poczuła się słaba, jakby cały ten ciężar przez lata właśnie spadł jej na barki. Oczy wręcz piekły ją od łez. Nie chciała już wracać na bal, ale i tak musiała tamtędy przejść, aby zaszyć się w dormitorium. Przechodząc obok schodów, ujrzała zapłakaną Granger. Na jej widok z oczu Esterii również poleciały łzy, które tak bardzo próbowała powstrzymać. Hermiona uniosła wzrok prosto na nią, była zdziwiona widokiem zapłakanej ślizgonki.

- Widzę, że tobie humor też nie dopisuje. - powiedziała do Gryfonki, siadając obok na schodach.

Hermiona była jeszcze bardziej zdziwiona obecnością Esterii. W końcu jednak wydobyła z siebie słowa. - Faceci to gnoje.

- Krum? - zapytała, czując przypływ emocji sprzed paru chwil.

- Nie, durny Ron. - odpowiedziała.

Dopiero po chwili przypominała sobie, że chodzi o brata bliźniaków. - Ach ci Weasley'e. -westchnęła głośno.

- A tobie kto zaszkodził? - zapytała w końcu z zawahaniem w głosie.

- Sama nie wiem, czy on mi, czy bardziej ja mu. Powiedzmy, że odezwała się przeszłość, kiedyś mój dziadek mocno narozrabiał i skrzywdził tym innych, a mi się dostało.

- Rodziny się nie wybiera. Mnie też kiedyś bolało, że moi rodzice są mugolami.

Esteria słyszała, jak kiedyś Ślizgoni mocno uprzykrzali się Granger za jej pochodzenie. Siedząc teraz obok Hermiony poczuła zrozumienie.

- Nieważne kim są twoi rodzice, jesteś niesamowicie zdolną czarownicą. Irytującą kujonkom, ale nadal czarownicą. Połowa Hogwartu chciałaby umieć tyle, co ty.

- I tyle, co ty. - odparła Granger, posyłając Esterii lekki uśmiech.

- Wiesz co. - powiedziała nagle wstając i podając rękę Hermionie. - Nie pozwólmy, żeby ktokolwiek zepsuł nam dzisiaj zabawę.

Dziewczyny otarły twarze z łez i pognały na sale bawić się dalej. Po raz kolejny zadziała Ślizgonom na nerwy, gdy zobaczyli z kim przyszła na dalszą zabawę. Udała się z Hermioną na parkiet i razem zaczęły tańczyć do Fatalnych Jędz. Pomiędzy tańczącymi uczniami dojrzała bliźniaków bawiących się równie dobrze. W końcu złapała kontakt wzrokowy z jednym z nich. Od razu wiedziała, z którym.

Razem wpatrywali się w siebie z oddali.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz