Rozdział 18.

248 27 4
                                    

Julie

Rozpętało się istne piekło.

Opętało mnie w cholerę...

Rzucałam wszystkim, co wpadło w moje ręce.

Lampka nocna, książki, firanka, wcześniej zerwana z okna. mój telefon. Wszystko to w moich rękach stanowiło broń i narzędzie destrukcji.

Nie byłam w stanie tego zatrzymać, to było za trudne w kontrolowaniu. Mój umysł walczył, lecz ciało się poddało w jednej sekundzie.

Nie! Nie mogę...

Walczyłam z "tym", kiedy w końcu kolejna fala wstrząsnęła mną, niczym porządne ugodzenie nożem.

Do wcześniejszej "agresji" dołączyły wspomnienia, najgorsze dla mnie chwile...

To były istne tortury....

Napłynęły setki obrazów, których za wszelką cenę tak bardzo starałam się pozbyć z mojej głowy.

Które raniły i zadawały w moim sercu zadry.

Wieczne cierpienie...

Babcia leżąca na moich kolanach po wypadku samochodowym...

Umierający Logan...

Hadrian, mój brat...

Aiden oskarżający mnie o zdradę...

Widok bruneta w objęciu innej dziewczyny...

Lucas w kałuży krwi...

Sen, o powieszonych ofiarach na drzewie, w tym Garetha, Carol i Harolda

Nie! Nie! Nie! Dość!

Złapałam się za głowę. Rozsadzały mi ją od środka, wszystkie te wspomnienia, których za wszelką cenę starałam się zapomnieć.

Teraz już wiem, że to niemożliwe. Nie mogę zapomnieć.

Nie wiem, w którym momencie zaczęłam płakać. Nie wiem, czy to z bólu czy z żalu i wspomnień.

Nie mam pojęcia, do cholery, czym sobie na to zasłużyłam...

Wypieprzaj z mojej głowy- pomyślałam- to boli...proszę!

Tęskniłaś Julie Black? A może raczej Altheo Egida?

Brakowało ci nas?

Nasza mała dziewczynka, znowu razem...- zaśmiał się głos w mojej głowie.

Kochanie, nasz Hades, może tak łatwo się tobie poddał, ale z nami nie będzie tego problemu, bo to my mamy cię w garści, skarbeczku nasz.

Zamknijcie się! Teraz!- krzyknęłam, błądząc myślami.

Głosy  dobijały z każdym oddechem, coraz to głębiej, wnikały w mój umysł, raniąc przy tym.

Zacisnęłam oczy. Prawdopodobnie ze strachu.

Obrazy wirowały, aż nagle złączyły się w jedną zamazaną kulkę, która w w pewnym momencie pękła jak mydlana bańka.

I wszystko zniknęło.

Cisza.

Zero bólu.

Nic.

Odetchnęłam głęboko, przełykając gorzkie łzy.

Na próżno. Za wcześniej moje szczęście.

Wszystko rozegrało się na raz.

Wspomnienia, moja złość, cierpienie. Wszystko na nowo wystrzeliło z mojej głowy.

Nie wiem, kiedy zaczęłam wrzeszczeć i płakać jeszcze mocniej. Nie wiem, kiedy wbrew swojej słabej, w owym momencie woli, wzięłam i rozbiłam o ścianę, figurkę leżącą na komodzie. Kopałam w łóżko, uderzałam pięściami o ścianę, rozłupywałam na drobny pył, ramki ze zdjęciami. Wyrzucałam ciuchy z szaf i komód.

Gdybym nie robiła tego JA, a osoba obok, pomyślałabym, że z jej psychiką nie jest za dobrze. Zdawałam sobie sprawę jak to wygląda.

Totalne wariactwo. Młoda dziewczyna, robiąca z pokoju jeden wielki chlew. Chicaż i tam byłoby czyściej, niż tu teraz.

Kiedy zrobiłam swoje, czyli pozbyłam się frustracji, złości i agresji, usiadłam pod oknem i oparłam dłonie na rękach, opartych o kolana. Zaczęłam się kołysać lekko w przód i w tył.

Byłam teraz, jakby ciałem sobą, lecz duszą, w innym miejscu. Zamknięta w jednej przestrzeni. Nie reagująca na nic. Otępiała.

Wzdrygnęłam się niezauważalnie, kiedy ktoś ostrożnie zapukał do pokoju.

Nie odezwałam się. Nie zareagowałam. Nie zdobyłam się na jakikolwiek gest, w tym kierunku.

Osoba, po drugiej stronie drzwi, widocznie się zaniepokoiła, ponieważ postanowiła natarczywiej się dobijać. Kiedy kolejny raz nie otrzymała nic z mojej strony, po prostu weszła do środka.

Nie zdobyłam się nawet, żeby podnieść wzrok.

- O mój Boże...kochanie....- usłyszałam kobiecy głos.

Dalej wpatrzona przed siebie trwałam w swoim "rytuale".

- Malutka...Sorens!- krzyknęła- Chodź tu szybko!

Do pokoju wbiegła druga osoba. Usłyszałam jak wciąga z sykiem powietrze.

- Musimy podać jej lek. Pamiętasz jak daliśmy jej w razie konieczności antidotum?- czekała na odpowiedź- W takim razie znajdź tu gdzieś go. Tylko się pośpiesz, proszę. Spójrz na nią- poczułam jej baczny wzrok- nie jest najlepiej.

- Nie będzie łatwo...w tym pobojowisku...

Minęło trochę czasu. Nie wiem ile, straciłam rachubę czasu, lecz wiem, że nie było to 5 czy 10 minut. Znacznie więcej.

- Mam!

- Nareszcie- westchnęła druga osoba.

Kołysałam się, w dalszym ciągu trans nie pozwolił mi się otrzeźwić, łzy zdążyła zaschnąć, jednak nowe dyskretnie je pokrywały.

Pewnie wyglądałam teraz jakbym miała chorobę sierocą.

Trudno...

Nie byłam w stanie nawet zdobyć się na jedno spojrzenie w inne miejsce niż ściana na wprost mnie.

Nieoczekiwanie, poczułam ukłucie w szyję. Delikatne szczypanie, przerodziło się w swędzenie i gorąco, rozlewające się po moim ciele.

- Wszystko będzie dobrze- ktoś głaskał mnie po włosach- zaśniesz teraz moja królewno, odpoczniesz....

Nie protestowałam. Poddałam się otulającemu mnie ciepłu i kojącym szeptom.

Zamknęłam, coraz to cięższe powieki.

Zapadła ciemność.

Nareszcie.

Ulga.

Utrapiona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz