Rozdział 49.

219 21 2
                                    

Trzy dni później....

Kate

Nie mieliśmy od czterech dni żadnych wiadomości od Dena i Julie.

- Muszę im o wszystkim powiedzieć, zanim ich znajdą. Muszą wiedzieć wcześniej, być świadom postępu sytuacji- próbowałam kolejny raz dodzwonić się do brata.

- Kat, kochanie, myślę że to zbyt ryzykowne. Rada może nas mieć na podsłuchu.

- Faktycznie, nie pomyślałam. W takim razie, jak masz zamiar ich powiadomić.

- Nie mam zamiaru. Jest minimalna szansa, że ich nie odnajdą. Jeśli teraz skontaktowalibyśmy się z Julie i Aidenem, możemy ich wsypać. Rada ma nas na celowniku. Jeden fałszywy ruch i bum, żegnaj Julie- zadrżała Lucine.

- Tak, masz rację. Boję się- przyznałam- o nich, o nas, o wszystko. Nie, ja się nie boję. Ja jestem przerażona.

- Spokojnie, kochanie- kobieta przytuliła mnie do siebie. Allan przyglądał nam się chwilę, po czym się ulotnił. Zostałyśmy same.

- Jestem rozbita. Ta sprawa z moim bratem i przyjaciółką, problemy, a do tego jeszcze mam problem z Willem. Wszystko się sypie. Tak nagle.

- Będzie dobrze- pocieszała mnie, choć wyczułam jej niepewność- Musi być- dodała ciszej.

Nie wiem czemu, ale nie wierzyłam jej słowom.

-------------------

Julie

- Aiden- jęknęłam- musimy zjeść coś pożywniejszego niż puree z pudełka czy pizza. Musimy zjeść porządny obiad. Przecież nikt nas nie zauważy.

- Nie- był nieugięty- nie możemy od tak wyjść, mała- przyciągnął mnie do siebie- musimy coś zamówić. Znowu, ale przynajmniej będę miał pewność, że jesteś bezpieczna.

- Nie, proszę- jęknęłam. Odkąd tu jesteśmy, czyli od prawie czterech dni, nic tylko suche żarcie. Już mi się żołądek przewraca. Aiden, to zajmie tylko parę minut- miałam nadzieję, że na maślane oczy, ulegnie- Jakieś 500 m stąd widziałam małą knajpkę.

Topniał w oczach niczym lód. Widziałam to.

- Cholera, Juls. Wiesz, że ci nie odmówię- warknął- przebierz się jakoś... Inaczej. Nie mogą nas poznać.

- Jasne, szefie- zaśmiałam się.

Ubrałam dresy i bluzę z kapturem. Na głowę narzuciłam czapkę Aidena tył naprzód, wkładając włosy wewnątrz.

- Może być?- zapytałam.

- Hej, koleś widziałeś moją dziewczynę? Blondynka, zgrabna?- udawał.

- Ha ha. Boki zrywać- dałam mu kuksańca- Chodźmy już, bo umieram z głodu.

--------------

- I co było tak strasznie?- zapytałam z wyższością po pożywnym obiedzie. Spokojnie dotarliśmy do hotelu. Aiden widocznie odetchnął z ulgą.

- To ja pójdę do siebie- powiedziałam przed drzwiami. Wprawdzie najczęściej przebywaliśmy w jednym z pomieszczeń, drugi był zbędny to powinnam już wrócić do siebie. W końcu za coś płaciliśmy.

- Jasne- parsknął brunet.

- Aiden- przybliżyłam się do chłopaka- co to za wyczuwalnie słaba ironia?

- Ja?- podniósł ręce absolutnie.

Przybliżyłam się bardziej. Miałam musnąć z rozdrażnienien jego kuszące usta, kiedy przerwał mi niespodziewany głos.

- Proszę Pani- ktoś usilnie próbował wytłumaczyć coś podniesionym głosem recepcjonistce- Jesteśmy z Rady! Wiesz kobieto ile znaczymy w tym mieście?

Rada?!

Spojrzałam na chłopaka. Widziałam, że równie jak ja był przerażony.

- Niech pani powie, czy zatrzymały się tutaj te osoby, przyjrzyj się dokładnie. To bardzo ważne. Blondynka, fioletowe oczy i chłopak, wysoki brunet. Prawdopodobnie są razem.

Nie mieliśmy już żadnych wątpliwości. To ta sama Rada, o której oboje myślimy. Szukają nas. Po trzech dniach mają nas na widelcu.

- Cholera- zaklął Den. Bezszelestnie wciągnął nas do swojego pokoju- Nie ma czasu. Balkonem jakoś wyjdziemy. Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości, bo przed nami skok z wysokości, Juls.

Nie miałam problemów. Na szczęście.

- Dalej, zostaw to- syknął, kiedy próbowałam wziąć kilka rzeczy.

Pchnął mnie w kierunku balkonu. Przeskoczyłam bez trudu, podobnie jak mój chłopak.

Zdążyliśmy w porę, gdyż w pokoju rozbrzmiał odgłos pukania. A następnie charakterystyczny dźwięk kopania i wywarzania drzwi.

Utrapiona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz