Rozdział 30.

235 23 1
                                    

Julie

Było po 12.00. Wykopałam się z wilgotnej pościeli, odgarnęłam zasmarkane chusteczki, po nocy spędzonej na dmuchaniu ich i tarciu nosa, po czym zaczęłam się szykować na spotkanie z Samuelem.

Kawa to nie randka. To po prostu zwykle koleżeńskie spotkanie w kawiarni.

Tylko dlaczego mam wyrzuty sumienia przed tym spotkaniem?

Ubrałam się ciepło. Wyjrzawszy przez balkon, stwierdziłam, że pogoda zwiastuje opady.

Coś mnie wzięło, bo czułam się jakby mnie przejechał walec. Dosłownie. Czułam się fatalnie.  Ból głowy, łamanie w kościach, katar, gęsta ślina, gorący oddech, kręcenie w żołądku, a to tylko część tego, co dzieje się z moim organizmem.

Nie ma co się użalać- powtarzała moja podświadomość.

Zeszłam na dół, miałam jeszcze godzinkę do spotkania, więc spokojnie mogłam zjeść lekkie śniadanie, gdyż mój żołądek, jak sądzę, nie przyjmie nic, ale mogę się skusić chociaż na drobną dawkę. Mój brzuch od środka mógł właśnie w tej chwili, przypominać ściśnięty supeł z kolczatką na końcu.

Czyli ból, ścisk i jeszcze raz ból.

Nie fatygując, i tak już zajętej gospodyni kuchni, zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Jednak i tak, nawet nie zjadłam jej do końca.

Czyżbym zapoczątkowała chińską tradycję, kiedy to w każdym domu musi zostać na talerzu choć trochę nałożonego posiłku?

Z moim obecnym stanem, jak najbardziej prawdopodobne.

-------------------

- Mam nadzieję, że się nie gniewasz- powtarzał mi Sam, po raz setny, tego godzinnego już spotkania na kawie.

- Mówiłam ci przecież, że to nic takiego, małe zagalopowanie się, ale niech pójdzie w niepamięć, poza tym...przeze mnie też oberwałeś- dotknęłam jego czerwonego i lekko jeszcze opuchniętego nosa.

- Nie, Julie, to moja wina i ja, tylko ja, mogę być za to na siebie zły. Nie powinienem był. Chciałem się spotkać, bo....Nie będę owijać z bawełnę. W klubie strasznie fajnie się z tobą bawiłem, nie będę ukrywał, że liczę na coś więcej, ale pogodziłem się z tym, że to nie nastąpi. W każdym razie...wyjeżdżam.

- Co?- zapytałam zaskoczona- Jak to?

- Dostałem się na zaległe studia w Sztokholmie. Zawaliłem naukę, więc czas nadrobić stracone marzenia. Może nie wszystko stracone.

- Jesteś wspaniała osobą. Mówię to, pomimo tego, że cię nie znam długo. A zaufaj mi, bo nie jestem zbyt ufna- puściłam mu oczko- Poza tym znajdziesz tam na pewno dziewczynę, która pokocha cię i nie skrzywdzi, bo taki chłopak jak ty zasługuje na szczęście.

- Przyniosłem ci coś na pożegnanie. Coś co mi o tobie przypomina- chłopak wyjął zza pazuchy, ładnie owinięte pudełeczko- Otwórz!- podał mi.

Otwarłam, a w środku na miękkim materiale, leżał dziewczęcy sygnet z przesłaniem.

"MIŁOŚCI NIE OSZUKASZ"

- Nie martw się, to nie jest wyznanie miłości- powiedział, gdy spojrzałam na niego czerwona- Bardziej chodziło mi o ciebie i... twojego chłopaka. Byłego, to byłego, ale widziałem jak zraniło go to, co zrobiłem. I z jakim uczuciem o nim opowiadałaś. Nie mógłbym stanąć pomiędzy was.

- Ja..nie wiem, co powiedzieć. dziękuje Samuel- uściskałam go serdecznie- Chciałabym powiedzieć, że nie mogę tego przyjąć, jednak...

- Nie ma za co. To ja dziękuje, że spotkałem taką osobę, jak ty. Żałuję, że wyjeżdżam, bo nie pogardziłbym taką przyjaciółką, a w przyszłości....może nawet...

- Dość!- zaśmiałam się- znowu się zapominasz!- pogroziłam żartobliwie palcem.

- Żartuję, wariatko- szturchnął mnie- Słuchaj mnie uważnie! Nie byłbym w stanie, być tym drugim, wiedząc, że kochasz innego.

- Cieszę się, że dziewczyną udało się wyciągnąć mnie do klubu. Inaczej nie poznałabym ciebie- uśmiechnęłam się.

Rozmawialiśmy jeszcze, po czym koło czwartej, wróciłam do domu, odwieziona przez chłopaka. To był z jego strony rozkaz, widząc jak się męczę, dmuchając w zmaltretowane już chusteczki. Na koniec, pocałował mnie w policzek i uściskał.

- Może kiedyś się zobaczymy, ślicznotko- zagadnął.

- Mam nadzieję. Uważaj na siebie i nie zarywaj do zbyt wielu lasek, hm?- mruknęłam przez nos i kichnęłam.

- A co, będziesz zazdrosna?- zapytał z wyraźną nadzieją.

- Nie, głupku. Po prostu daj im żyć, i nie zawracaj w gło..- nagle zakręciło mi się w głowie.

Poczułam się senna i zmęczona.

- Jasne, sierżancie- zasalutował- Wszystko dobrze, Julie?- złapał mnie i przytrzymał w pasie.

-Tak, chyba mam grypę, bo czuję się coraz gorzej- wyswobodziłam się z jego uścisku- Wracam do domu, biorę leki i idę spać- zapewniłam- Cześć, Sam. Żegnaj...- pomachałam mu ze smutkiem i weszłam do domu.

Utrapiona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz