Rozdział 50.

189 22 2
                                    

Julie

Byli blisko. Prawie mieli nas na "odstrzale".

Biegliśmy wzdłuż parkingu, bokiem, niechcąc zostać zauważonym.

Nieoczekiwanie Aiden się spiął. Wzmocnił na chwilę uścisk mojej dłoni, po czym powiedział.

- Na mój znak przyśpiesz i biegnij w stronę lasu, uważaj na samochody, bo to ruchliwa ulica- pocałował mnie w czoło.

- Ale Aiden, o co....- nie wiedziałam, skąd nagle....

- Teraz!- syknął, a mi nie pozostało nic innego, jak go posłuchać.

Biegłam ile sił w nogach. Szybko, zwinnie i nadludzko. Dar od Ateny. Moje błogosławieństwo.

Przed oczyma mignął mi samochód.

Biały.

Irwina G.

- Tam jest! To Deris!- krzyknął ktoś w kierunku, gdzie przed sekundą stałam ja, razem z nim.

Co on kombinuje? Proszę, Boże spraw, żeby nic mu się nie stało.

--------------

Ukryłam się w krzakach i czekałam. Czekałam na bruneta. Mojego Aidena. Mojego oddechu.

Nie wracał od 15 minut.

A co, jeśli go schwytali?!- miałam najczarniejsze myśli- Zamknij się kretynku!- zganiłam się.

Zadrżałam na samą myśl o tym, co by było gdyby...

Cholera, z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie.

Usłyszałam głos i szelest w krzakach. Ukryłam się głębiej i w razie co, wyjęłam z buta i wzięłam do ręki mój mały miecz.

Intruz się zbliżał. Był coraz bliżej. Nic nie widziałam, jedynie słyszałam czyjś urwany i zzsapany oddech.

- Julie!- szeptał znany mi głos.

Wyszłam z kryjówki i skoczyłam na bruneta.

- Jesteś! Co tak długo?! Martwiłam się!

- Przepraszam, ale oni wydawali się uparcie upierdliwi. Opierali się, ale dałem radę ich zgubić. Nic ci nie jest?

- Nie, ale ty...krwawisz!- na jego koszuli dostrzegłam ślady krwi- O mój Boże- wpadłam w panikę, zaczęłam robić oględziny.

- To nie moje- zaprzeczył- to tego gościa z Rady.

Widząc mój strach, dodał:

- Powiedzmy, że celował do niewłaściwej osoby, ale spokojnie, żyje.

Przytuliłam go mocno.

- I co teraz? Co zrobimy, Den?


Utrapiona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz