Rozdział 25.

212 25 7
                                    

Aiden

Siedziałem kolejny dzień z rzędu w swoim pokoju przy muzyce, wpatrując się w sufit. Od czasu do czasu zerkałem na telefon.

Dlaczego?

Nie wiem czego oczekiwałem...może jakiejś wiadomości. A może po prostu noe mogłem pozbyć, tapety, na której miałem zdjęcie blondynki.

- Aiden, masz zamiar zejść do nas, czy dalej przesiedzisz tu, jak cholerny odludek?- Kate wkroczyła do mojego pokoju.

- Możliwe..

- To ci od razu mówię, że wykluczone, idioto. Posprzątaj ten istny chlew.

- Wyjdź stąd Kat- jęknąłem- daj mi spokój. I proszę, nie przysyłaj tu Willa z kazaniami.

- Jesteś idiotą! Ukrywasz się...przed czym? Julie tu nie ma!

- A skąd ta pewność, że chodzi o nią?!

- Może stąd, że odkąd tu jestem wpatrujesz się w komórkę jak w kawałek ciasta, a jak wszyscy wiedzą masz ją na tapecie, więc ogarnij się, bo nie przyznam się do ciebie!

- Jesteś nienormalna...

- A to popierd...popieprzony!

- Wice wersa siostrzyczko! Wypad do swojego kochasia! Pewnie szykuje już jakąś komedyjkę na wieczór!

- Jesteś debilem! Mówiłam już, tchórzu? Jsk tu przyjdę później ma być ogarnięte. Wujek Al wyszedł z Lucine, ale uprzedził mnie, żeby miałs cię na pki, bo wyglądasz jak zombie.

Spieprzaj- pomyślałem i rzuciłem w nią telefonem.





Utrapiona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz