Rozdział 44.

230 24 5
                                    

Julie

Przyjechał po mnie! To coś oznacza!

Może dalej... mu na... mnie zależy...Może jest jeszcze maleńka szansa...uratował mnie w końcu...

Zamknij się głupia, idiotko!- skarciłam się w myślach.

- Jak się czujesz?- zapytał mnie chłopak, skupiony na drodze, lecz przelotnie zerkając na mnie.

- Normalnie, dobrze- powiedziałam odczuwając lekki dyskomfort.

- Czujesz jakiś... No nie wiem...powrót ataku czy coś?

- Nie, na szczęście- odetchnęłam.

- Powidz, jakby coś było nie tak...- nakazał.

Potaknęłam.

Spojrzałam na jego profil. Cudowny, czarujący i rozbrajający mnie do granic możliwości, profil najprzystojniejszego chłopaka na Ziemi.

Myślałam o tym, jakby to go pocałować w te kuszące miękkie usta, dotknąć jego włosów, wtopić się w jego magiczne oczy, dotknoć zarysu jego mięśni, ciała. Przytulić go, całować do utraty tchu....

- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam, nie mogąc się powstrzymać.

- Co zrobiłem?- zapytał nie odrywając wzroku od drogi.

- Dlaczego wróciłeś? Zabrałeś mnie od Rady, uratowałeś? Dlaczego nie pozwoliłeś im mnie zabrać? Dlaczego tu jesteś?

Chłopak nie zwalniał, nie odzywał się, nawet się na mnie nie spojrzał.

Usiadłam prosto. Zwątpiłam czy zdoła mi odpowiedzieć.

Brunet niespodziewanie, po walce z samym sobą i swoimi sprzecznymi emocjami, szarpnął autem i wjechał w rozwidlenie drogi, tak, żeby nikt nie zauważył auta.

Zatrzymał auto i oparł czoło o kierownicę. Ciężką wciągnął powietrze.

- Nie wiem, nie wiem dlaczego.

Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się smutno i ciężko na sercu. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.

- Nie wiem Julie, dlaczego to zrobiłem, może po prostu nie przestało mi na tobie zależeć, nie wiem.....

Nie dokończył, ponieważ moja cholerna natura popchała mnie do zrobienia kroku na przód. Wpiłam się w jego usta z utęsknieniem. Zdziwiona poczułam, jak odwzajemnia pocałunek. Zamruczał przy tym. Tak bardzo za tym tęskniłam.

Oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam w jego piękne tęczówki. Ona jednak spuścił głowę i ruszył autem, włączając się do ruchu.

- Za jakieś 20 km, będzie hotel. Tam się zatrzymamy- potaknęłam na jego słowa.

I na tym zakończyła się nasza jakże ożywiona konwersacja. Żadne z nas się nie odezwało, aż do samego hotelu.

----------------------

- Hej! Julie! Jesteśmy na miejscu- poczułam lekkie szarpnięcie.

Otwarłam zaspane oczy. Musiałam paść i przysnąć.

- Gdzie jesteśmy?- zapytał sennie.

- Mówiłem, że zatrzymamy się w małym hotelu.

- Ale przecież...nie mamy pieniędzy....

- Poprawka! Mam pieniądze, więc mamy pieniądze.

- Aiden....

- No chodź już- ponaglił.

Weszliśmy do niewielkiego hoteliku. Aiden zarezerwował nam narazie na dwa dni pokoje.

Pokoje. Osobne. Odzielnw od siebie.

Odebrał klucze, podał mi swój. Pod pretekstem zamknięcia auta wyszedł na parking. Czekałam na niego na sofie, znajdującej się na parterze.

- Jestem- wrócił z reklamówką i podał mi ją- Tu masz jakieś rzeczy, nie zabraliśmy niczego z domu, więc zdążyłem się zatrzymać przy małym centrum handlowym, kiedy przysnęłaś.

- Jak...

- Później. Teraz chodźmy do siebie. Musimy odpocząć- zadecydował.

Aiden, Boże jak ja cię ko...Co?!

Wpadłaś jak śliwka w kompot, dziewczyno! Już tego nie cofniesz, tak już po prostu zostało. Nie uciekniesz przed tym- dałam za wygraną- Ty go po prostu nigdy nie przestaniesz kochać nad życie!





Utrapiona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz