Rozdział 52.

223 23 2
                                    

Julie

Jechaliśmy w milczeniu trzymając się za ręce. Co chwila puszczaliśmy w swoją stronę ukradkowe spojrzenia pełne obaw.

- Kocham cię- szepnęłam w stronę bruneta.

- Przepraszam- spuścił wzrok- Zawiodłem cię, obiecywałem, a jednak to koniec i nas mają.

- To nie twoja wina, Den. Nic i tak byś nie zdołał zrobić. Prędzej czy później by do tego doszło- blado się uśmiechnęłam.

Chłopak wzmocnił uścisk na mojej dłoni, po czym podniósł splecione ręce i ucałował.

---------------

Zajechaliśmy pod ogromny budynek, przypominający Pałac Kultury. Biały z dużą ilością okien i korytarzy.

- Chodźcie, Rada już czeka- zadeklarował nam Kevin Lacey.

O co chodzi?- zapytałam bezgłoście Aidena. Pokręcił głową i zacisnął szczękę.

Nieoczekiwanie złapał mnie za rękę i próbował prawdopodobnie zwiać. Jednak Lacey przewidział jego ruch i w porę złapał mnie za nadgarstek, przystawiając lufę do czoła.

- Mówiłem. I tak nie uda wam się tym razem zwiać. Kręcą się tu dziesiątki uzbrojonych wojowników. Dla nich to pestka w postaci dwójki nastoletnich i niedoświadczonych dzieciaków.

- Dobra- warknął Den- Odłóż tą spluwę, to może pójdziemy.

Mężczyzna powoli i stopniowo odciągał broń od mojej skóry.

Poszliśmy za nim, wymieniając zrezygnowane spojrzenia.

-------------

- Wejdźcie- nakazał mężczyzna.

Weszliśmy do wielkiej auli, z ogromnym stołem na środku, przy którym siedziało już kilkanaście osób.

- Nareszcie, Kevinie. Oczekiwaliśmy was.

- Jesteśmy- wskazał na nas.

- Dobrze, zatem zaczynamy obrady Sądu Wojowników Trybunału. Proszę o ciszę. Najpierw chłopak. Proszę podejść do ławy Aidenie Derisie.

Mój chłopak chwilę się zawachał, jednak to zrobił.

- Dla jasności, nazywam się Slaven Goth i będę dzisiaj przewodniczyć obradom. Pominę formalności, mam przed sobą kartę z twoimi danymi. Odpowiedz mi tylko, tutaj przed świadkami na kilka pytań.

Aiden się spiął.

- Więc...Aidenie powiedz nam ile to trwa?

- Słucham?- brunet się zawahał.

- Jak długo jesteście razem z Altheą Egida?

Aiden zastamawiał się chwilę, po czym spokojnie powiedział:

- Całkiem długo.

- Dokładniej- nakazał przewodniczący.

Aiden spojrzał na mnie. Pokiwałam głową, zeby mówił prawdę. Teraz już nic nie ma sensu.

- Około ponad 1,5 roku.

- To całkiem sporo- uznał- Jest pan wojownikiem. Wojownicy nie dopuszczają się takich błędów, znają swoje prawa i obowiązki. A jednak znalazł się pan i tyle lat spokojnych czasów od Sorensa oraz Cambrille Egida poszedł w niepamięć i nastąpiły nowe. Nie czuje pan na sobie oddechu zdrajcy i przestępcy? To przecież wstyd dla wartościowego dziedzica i wojownika.

- Nie uważam, żeby miłość była przestępstwem, aczkolwiek nie zawahałbym się zrobić tego drugi raz, nawet znając tego skutki.

Mężczyzna coś zapisał, po czym obwieścił:

- Dobrze, tyle chciałem wiedzieć. Możesz usiąść. Poproszę teraz Altheę. Podejdź w miejsce Aidena.

Zrobiłam tak. Podeszłam i stanęłam na środku.

- To samo pytanie, czy czujesz oddech na karku kogoś, kto popełnił najwyszą ze zbrodni mitycznych wojowników? Zdajesz sobie sprawę, że związek wojowników jest najwyżej karalnym czynem?

- Uważam, że to co zrobiliśmy- zaczęłam niepewnie- że nikt nie miał na to wpływu.

- Myśle, że jednak można było temu zapobiec. Twoja babcia wiedziała o wszystkim, mimo to nie zatrzymała tego. Ona również poniesie konsekwencje, ale o tym później. Zmarnowaliście sobie życie. Jeteście młodzi, atrakcyjni, macie szanse na normalny związek, a pomimo to drążycie w tym, co zakazane. Dlaczego?

- To pytanie daje do myślenia. Powiem szczerze, że nie uważam, że to co robimy z Aidenem jest dobre, aczkolwiek to nie nasz wybór. Tak po prostu musiało być.

- Dobrze- zanotował- Ostatnie pytanie. Jaka kara pani zdaniem jest najodpowiedniejsza w waszym wypadku?

Zastanawiałam się. Nie myślalam o niczym innym odkąd tu weszliśmy, a teraz oni pytają mnie o zdanie.

- Nie sądzę, żeby miłość powinna być karalna- bezwiedna łza poleciała po moim policzku- Czy pan nie był nigdy zakochany? Nie cierpiał z miłości, a mimo to kochał bezgranicznie, wiedząc, że to niebezpieczne?

Pokręcił głową.

- W takim razie, nie wie pan, jak bardzo boli utrata ukochanej osoby. Tej zakazanej jeszcze bardziej- spuściłam wzrok, wypuszczając kolejne łzy- Nie zna pan tego uczucia.

- Tyle chciałem wiedzieć, dziękuję- zakończył rozdrażnionym głosem- Możesz wrócić na miejsce.

Wróciłam. Brunet widząc moją twarz przytulił mnie i złapał za dłoń.

---------------------

Czekaliśmy kilka chwil, aż nie wstali wszyscy towarzysze przy stole na czele z samym Gothem.

- Proszę o uwagę, zaczynam wygłaszać mowę kończącą, w której uzasadnię i odczytam wyrok. Zaczynam, więc...

Utrapiona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz