Rozdział 24

1K 62 44
                                    

*Perspektywa nieznanej osoby*

Kurwa, kurwa, kurwa. To nie tak miało być. To ja miałem ją znaleźć i sprawić, żeby mi zaufała. Ale ci debile musieli wszystko spieprzyć. Jak można zapomnieć o kamerach, no kurwa jak. Teraz mój plan musi ulec modyfikacji. Trochę dłużej potrwa, zanim będę ją miał u siebie. Chwilowo muszę zmienić priorytety. Najpierw pozbędę się tych, którzy mi przeszkadzają w dojściu do mojej kochanej Rosalie. Już raz prawie ją miałem, teraz nie popełnię już tego samego błędu i osiągnę swój cel.

*Perspektywa Crisa*

Już jest rano, próbowałem wysłać przyjaciół do domu, ale żaden nie chciał jechać, nawet Louis, który przecież nie zna dziewczyny. Wyszli jedynie przed chwilą coś zjeść, ja wolałem zostać.  Porucznik Moris dzwonił z informacją, że Aron, James i Cole znajdują się w areszcie. I dobrze, bo mam ochotę ich zabić, zakopać, odkopać, jakoś ożywić i zabić jeszcze raz, najlepiej kilka razy. Adwokaci próbują ich wyciągnąć, ale nie dadzą rady. Prokurator jest zawzięty, nie lubi takich cwaniaków, którzy próbują zasłaniać się rodziną i pieniędzmi, sędzia podobnie. Więc chociaż od winy się nie wykręcą. Znaczenie ma też fakt, że rodzina Rose ma większe wpływy. Wychodzę na chwilę do łazienki opłukać twarz. Po powrocie, widzę że z sali Rose wychodzi lekarka.

- Jak ona się czuję? - pytam.

- Trochę lepiej, fizycznie prawie nic jej nie dolega. Gorzej z psychiką. Zapewne będzie potrzebować terapii, mam nadzieję, że pan tego dopilnuje.

- Oczywiście, zrobię wszystko co w mojej mocy by jej pomóc. Można do niej wejść?

- Tak, pacjentka wyraziła zgodę. Lecz pojedynczo proszę i nie długo.

- Dobrze - odpowiadam i wchodzę do sali.

Dziewczyna siedzi na łóżku. Jest strasznie blada. Widząc siniaki,  na jej twarzy, mam ochotę włamać się na komisariat i zrobić dużą krzywdę tym debilom, którzy są za to odpowiedzialni. Podchodzę powoli do niej. Chcę złapać ją za rękę, jednak ona szybko ją zabiera.

- Przepraszam - odzywa się - nie mogę. Jeszcze za wcześnie.

- Rozumiem - mówię, choć tak naprawdę mam ochotę krzyczeć z bezsilności. - Jak się czujesz?

- Nic mnie nie boli. Dostaje dużo środków przeciwbólowych.

- Wiesz, że nie o to pytałem. To znaczy o to też, ale wiesz... Martwię się o ciebie.

- Wiem - stwierdza cicho dziewczyna - muszę ci coś powiedzieć, proszę tylko nie przerywaj mi. Zrozumiem jak po tym co usłyszysz, nie będziesz już chciał być ze mną.

- Nawet tak nie mów. Nigdy...

- Cris, proszę. Nic nie mów i nie obiecuj dopóki nie skończę.

- No dobrze - mówię i siadam na krzesełku przy łóżku.

Mam jakieś złe przeczucia, co do tej rozmowy. Nawet nie wiem dlaczego. Może to przez te jej słowa, iż mogę ją zostawić. Przecież nigdy bym tego nie zrobił, jak ona w ogóle mogła tak pomyśleć.

*Perspektywa Rose*

Muszę porozmawiać z Crisem. Gdy lekarka spytała czy może kogoś wpuścić do mnie, wyraziłam zgodę. Ciekawe, o której do mnie przyjdzie. Siedzę na łóżku i patrzę o okno, gdy otwierają się drzwi. Pewnie pielegniarka czy salowa. Moją uwagę zwraca dopiero, jak ktoś próbuje złapać mnie za rękę. Szybko ją zabieram, wtedy widzę, że to Cris, chłopak nie wygląda ciekawie. Chyba spędził noc w szpitalu.

- Przepraszam - odzywam się - nie mogę. Jeszcze za wcześnie.

Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek pozwolę komuś się dotknąć. Boję się.

Będziesz Moja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz